[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu sekund moje ciało pokryło się wilgotnym osadem.Nie spotkałem się jeszcze nigdy ztakim zjawiskiem.Osiemdziesięciopięcioprocentowa wilgotność powietrza w Miami, czytałem o tym wprawdziew magazynie pokładowym, ale dopiero teraz zrozumiałem, co to oznacza.Nawet przy oddychaniu czułem, jakwilgotne i cieple było powietrze.Powinno mnie to cieszyć.Byłem na Miami.A w Niemczech było jeszczezimno, szaro i deszczowo.W dobrym nastroju rozejrzałem się wokół.Przyjechano po nas.I od razu było wiadomo kto.Po przeciwnej stronie ulicy stała czarna limuzyna.Facetoparty niedbale o maskę samochodu musiał być amerykańskim sługą Szatana.Wąskie, czarne dżinsy, czarny T-shirt z wyrwanymi rękawami, kowbojskie buty (w tym upale!), a na szyi skórzana obroża zpiętnastocentymetrowym srebrnym krzyżem satanistycznym.Piotrek również zauważył kulturystę.Przeszliśmyprzez ulice.- Chwała Szatanowi - powiedział Piotrek.Facet niedbale skinął głową.- Jesteście z Niemiec? - nie czekając na odpowiedz, otworzył drzwi samochodu.Wrzuciliśmy nasze bagaże najedno siedzenie i zajęliśmy miejsca na pozostałych.- Popatrz tylko, jak wystawia swój tatuaż na pokaz - szepnąłem zdenerwowany do Piotrka.Tłusto i bezczelnie połyskiwał pentagram z trzema szóstkami na twardym jak stal bicepsie lewego ramienia.Facet wywarł tym na mnie duże wrażenie.Piotrek rzucił mi tylko pobłażliwy uśmiech.- Jeszcze nieraz się tu zdziwisz - stwierdził z wyższością.- Amerykanie są od nas dużo bardziej otwarci, bardziejtolerancyjni.Każdy może przyznawać się publicznie do swojej wiary.Nikt się nie będzie czepiał.Najwyżejschodzi się takiemu z drogi.Cudowny kraj.Jechaliśmy autostradą w kierunku Fortu Lauderdale.Sześciopasmowa autostrada, a potemjeszcze ten widok na miasto - drapacze chmur.Tego już było za dużo jak na mnie.Nie da się porównać zezdjęciami w telewizji.Rzeczywistość mnie przygniotła.To działo się naprawdę.Byłem w Ameryce.Nasz demoniczny szofer zawiózł nas bezpośrednio do stoczni na terenie portowym Fortu Lauderdale.Dostaliśmy tam habity, niemiecką wersje szóstej i siódmej księgi Mojżesza i obowiązkowy krzyż z kości.Wkońcu trudno byłoby przywiezć te rzeczy z Niemiec.Nawet jeżeli Amerykanom było wszystko jedno, Niemcy wprzypadku kontroli zakazaliby nam przyjazdu do kraju.Albo poddaliby nas nieprzyjemnemu przesłuchaniu.Poza tym wszystko było jak w domu, tylko habity były dużo cieńsze.I na cale szczęście, bo wilgotny upal, któryprawie wykończył mnie na lotnisku, utrzymywał się także w nocy.Każdy kawałek materiału na ciele byłwłaściwie zbędny.Pierwszy wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie.Amerykańscy bracia zorganizowali na naszą cześćpieczenie steków na ruszcie.Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie, każdy chciał z nami porozmawiać.Moją,łamaną angielszczyzną daleko nie zaszedłem, ale wydawało się, że mojemu rozmówcy nie przeszkadza to wnajmniejszym stopniu.Jeśli tylko była okazja, Piotrek tłumaczył mi, ale przeważnie sam rozmawiał.Mimo tobardzo cieszyłem się z tego wieczoru.Ten sposób spędzania czasu ze współwyznawcami był nowy.WNiemczech byłoby to nie do pomyślenia.Zwracano zawsze uwagę jedynie na dyscyplinę.A z tym wiązało sięnie nawiązywanie prywatnych znajomości Pózną nocą, całe to przyjęcie zamieniło się w orgię.Wycofałem się.Z sałatką z makaronu i wspaniale przyprawionym stekiem z rusztu, zasiadłem wygodnie na pomoście.Ruchwokół nie interesował mnie.W końcu nie znałem tu nikogo, więc nie musiałem brać w tym udziału.Zadowolony i szczęśliwy wciągnąłem w płuca delikatny zapach ryb unoszący się znad wody.Czy morzepachnie wszędzie tak samo? Małe, łagodne fale cicho uderzały o filary pomostu pode mną.Daleko na morzukotwiczyły dwa ogromne oceaniczne parowce.Wyglądały jak zawieszone na horyzoncie łańcuchy świetlne.Tysiące lampek oświetlały kontury obu statków.Nagle przeszedł mnie dreszcz.Odwróciłem się.Za mną stał kapłan z Niemiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W ciągu sekund moje ciało pokryło się wilgotnym osadem.Nie spotkałem się jeszcze nigdy ztakim zjawiskiem.Osiemdziesięciopięcioprocentowa wilgotność powietrza w Miami, czytałem o tym wprawdziew magazynie pokładowym, ale dopiero teraz zrozumiałem, co to oznacza.Nawet przy oddychaniu czułem, jakwilgotne i cieple było powietrze.Powinno mnie to cieszyć.Byłem na Miami.A w Niemczech było jeszczezimno, szaro i deszczowo.W dobrym nastroju rozejrzałem się wokół.Przyjechano po nas.I od razu było wiadomo kto.Po przeciwnej stronie ulicy stała czarna limuzyna.Facetoparty niedbale o maskę samochodu musiał być amerykańskim sługą Szatana.Wąskie, czarne dżinsy, czarny T-shirt z wyrwanymi rękawami, kowbojskie buty (w tym upale!), a na szyi skórzana obroża zpiętnastocentymetrowym srebrnym krzyżem satanistycznym.Piotrek również zauważył kulturystę.Przeszliśmyprzez ulice.- Chwała Szatanowi - powiedział Piotrek.Facet niedbale skinął głową.- Jesteście z Niemiec? - nie czekając na odpowiedz, otworzył drzwi samochodu.Wrzuciliśmy nasze bagaże najedno siedzenie i zajęliśmy miejsca na pozostałych.- Popatrz tylko, jak wystawia swój tatuaż na pokaz - szepnąłem zdenerwowany do Piotrka.Tłusto i bezczelnie połyskiwał pentagram z trzema szóstkami na twardym jak stal bicepsie lewego ramienia.Facet wywarł tym na mnie duże wrażenie.Piotrek rzucił mi tylko pobłażliwy uśmiech.- Jeszcze nieraz się tu zdziwisz - stwierdził z wyższością.- Amerykanie są od nas dużo bardziej otwarci, bardziejtolerancyjni.Każdy może przyznawać się publicznie do swojej wiary.Nikt się nie będzie czepiał.Najwyżejschodzi się takiemu z drogi.Cudowny kraj.Jechaliśmy autostradą w kierunku Fortu Lauderdale.Sześciopasmowa autostrada, a potemjeszcze ten widok na miasto - drapacze chmur.Tego już było za dużo jak na mnie.Nie da się porównać zezdjęciami w telewizji.Rzeczywistość mnie przygniotła.To działo się naprawdę.Byłem w Ameryce.Nasz demoniczny szofer zawiózł nas bezpośrednio do stoczni na terenie portowym Fortu Lauderdale.Dostaliśmy tam habity, niemiecką wersje szóstej i siódmej księgi Mojżesza i obowiązkowy krzyż z kości.Wkońcu trudno byłoby przywiezć te rzeczy z Niemiec.Nawet jeżeli Amerykanom było wszystko jedno, Niemcy wprzypadku kontroli zakazaliby nam przyjazdu do kraju.Albo poddaliby nas nieprzyjemnemu przesłuchaniu.Poza tym wszystko było jak w domu, tylko habity były dużo cieńsze.I na cale szczęście, bo wilgotny upal, któryprawie wykończył mnie na lotnisku, utrzymywał się także w nocy.Każdy kawałek materiału na ciele byłwłaściwie zbędny.Pierwszy wieczór spędziliśmy bardzo przyjemnie.Amerykańscy bracia zorganizowali na naszą cześćpieczenie steków na ruszcie.Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie, każdy chciał z nami porozmawiać.Moją,łamaną angielszczyzną daleko nie zaszedłem, ale wydawało się, że mojemu rozmówcy nie przeszkadza to wnajmniejszym stopniu.Jeśli tylko była okazja, Piotrek tłumaczył mi, ale przeważnie sam rozmawiał.Mimo tobardzo cieszyłem się z tego wieczoru.Ten sposób spędzania czasu ze współwyznawcami był nowy.WNiemczech byłoby to nie do pomyślenia.Zwracano zawsze uwagę jedynie na dyscyplinę.A z tym wiązało sięnie nawiązywanie prywatnych znajomości Pózną nocą, całe to przyjęcie zamieniło się w orgię.Wycofałem się.Z sałatką z makaronu i wspaniale przyprawionym stekiem z rusztu, zasiadłem wygodnie na pomoście.Ruchwokół nie interesował mnie.W końcu nie znałem tu nikogo, więc nie musiałem brać w tym udziału.Zadowolony i szczęśliwy wciągnąłem w płuca delikatny zapach ryb unoszący się znad wody.Czy morzepachnie wszędzie tak samo? Małe, łagodne fale cicho uderzały o filary pomostu pode mną.Daleko na morzukotwiczyły dwa ogromne oceaniczne parowce.Wyglądały jak zawieszone na horyzoncie łańcuchy świetlne.Tysiące lampek oświetlały kontury obu statków.Nagle przeszedł mnie dreszcz.Odwróciłem się.Za mną stał kapłan z Niemiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]