[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smarujcie go oliwą cztery razy dziennie i trzymajcie podprzykryciem.Udało mu się zatrzymać w żołądku nieco wody z miodem.Proszę dopilnować, by podawano mu to regularnie, dopóki nie będzie w staniezjeść czegoś bardziej konkretnego.Możecie spróbować lekkiego rosołu zkroplą absyntu.Lekarz stał ubrany w futrzaną czapkę i płaszcz, gotów do wyjścia.- Dobrze, doktorze.- Z ulgi Annie aż zakręciło się w głowie.- Dziękujębardzo.Lutisza zeszła po schodach i ruszyła w kierunku kuchni, ocierając dłońmispoconą twarz.- Bogu niech będą dzięki - mamrotała pod nosem.- Bogu i białemu orłowi.- Tak, tak, orłowi - powtórzył doktor Kurowski.- Proszę mi powiedzieć,czy teraz, kiedy cała Rzeczpospolita znalazła się w obcych rękach, nadal łudzisię pani, że orzeł przegna rosyjskiego niedzwiedzia?Anna poczuła, że drętwieją jej wargi, mimo to spróbowała się uśmiechnąć.- Dopóki serca i umysły Polaków przepełnione są marzeniami oniepodległości, będę dzieliła je z innymi.- Bo to rzeczywiście marzenia, drogie dziecko, i tylko one w końcu panizostaną.Podniósł torbę.- A teraz kwestia mojego honorarium.- Honorarium? Ach, tak! Ile ono wynosi?- Pięćdziesiąt dukatów.Sądziła, że się przesłyszała albo że lekarz z niej żartuje.- Pięćdziesiąt dukatów - powtórzyła, niczym Echo za Narcyzem.- Tak właśnie powiedziałem, droga pani.Mój czas jest cenny.Poza tymmamy święto.- Tak, Boże Narodzenie - przytaknęła, pewna, że lekarz nie zrozumiekryjącej się w tym ironii.- Ale nie trzymam takich sum w domu.Mojepieniądze zostały zainwestowane.Czy nie mogłabym wysłać ich panu wponiedziałek?- Obawiam się, że muszę nalegać, by dała mi pani jakieś zabezpieczenie.- Ja się tym zajmę! - dobiegł ich nagle głos Zofii.Nadeszła z tylnej częścidomu.Przesadnie ozdobna suknia, jaką miała na sobie, była nieco zmięta, coświadczyło, że musiała dopiero co wrócić z bożonarodzeniowej zabawy.- Ile wynosi pańskie honorarium, doktorze?RS 428- Pięćdziesiąt dukatów.Zofia zatrzymała się, zdumiona wysokością sumy.- Dziecko czuje się dobrze?- Nie mogę tego zagwarantować, lecz sądzę, że wyzdrowieje.- Dobrze.Proszę chwilę zaczekać.Przyniosę pieniądze.Odwróciła się iweszła do biblioteki, gdzie za portretem przodka znajdował się ścienny sejf.Anna nie odezwała się już nawet słowem, tylko pobiegła do Jana Michała.Wieczorem zapukała do pokoju Zofii.Kuzynka przespała większą częśćdnia, nie zeszła nawet na świąteczny obiad.Teraz przygotowywała się, byprzyjąć gości.- Jak chłopiec? - spytała.- Gorączka spadła i teraz twardo śpi.- Dobrze! Bardzo się cieszę, Anno.Naprawdę.Nie będzie tu dziś zbyt wielugości, zaledwie piętnaście czy dwadzieścia osób, więc hałas nie powinien muprzeszkadzać.- Przeniosę go z powrotem na poddasze.- Ty też musisz trochę odpocząć, Anno.Wydajesz się bardzo zmęczona.- Jak poznałaś doktora Kurowskiego, Zofio?- Och, jest szeroko znany w kręgu moich przyjaciół.Rosyjski porucznikbardzo go polecał.- Rozumiem.- Chociaż nie wspomniał ani słowem, że honoraria, jakich żąda, są takhorrendalnie wysokie.Pięćdziesiąt dukatów!- Myślę, że on uzależnia honorarium od pacjenta.- Co chcesz przez to powiedzieć?- Sądzę, iż pan doktor mnie nie lubi.- Ciebie, Anno? Bardzo w to wątpię.- Jutro pojadę do Lubickich.- Nie zrobisz tego! Pieniądze, które masz u nich, to twoje zabezpieczenie naprzyszłość i nie powinno się ich ruszać.- Nie mogę pozwolić, byś zapłaciła tak wysoki rachunek.- A co mi za różnica? - Zofia roześmiała się, spoglądając na odbicie Annyw lustrze.- Nie byłabym wcale zdziwiona, gdyby te pieniądze wróciły do mnieza tydzień albo za miesiąc.Naprawdę, nie zaprzątaj sobie tym głowy.Najważniejsze, że twoje dziecko otrzymało dobrą opiekę.Gawędziły jeszcze przez chwilę.Anna siedziała za Zofią, nakładającą przedlustrem makijaż.Po jakimś czasie podziękowała kuzynce po raz kolejny iRS 429wstała, zamierzając wyjść.Zofia jednakże obróciła się na stołku, wstała ichwyciła ją za ramię.- Anno, kochanie - powiedziała, utkwiwszy w kuzynce spojrzenie czarnychoczu - nie mogę się rozdwoić.Teraz masz chore dziecko, którym musisz sięzajmować, lecz kiedy mały wyzdrowieje, poproszę cię, byś zaczęła pomagaćmi w zabawianiu rosyjskich intruzów.Dzięki temu zachowamy bezpiecznydach nad głową w tym szybko ginącym kraju.Musisz stawić czoło faktom:Rzeczpospolita raczej nie dzwignie się z upadku.- Co.co miałabym robić?- Jesteś piękną kobietą, Anno, godną pożądania.Odwraca się za tobą więcejgłów, niż mogłabyś przypuścić.Widziałam to.Znasz rosyjski lepiej ode mnie,a przy twojej inteligencji i uroku wkrótce staniesz się czarująca i błyskotliwiedowcipna.Obie z Charlotte sądzimy, że byłabyś wspaniałą gospodynią.W pierwszej chwili hrabinie Berezowskiej po prostu odjęło mowę.Spróbowała delikatnie oswobodzić ramię.- Obawiam się - powiedziała - że nie mam talentu do tego rodzaju zajęcia.- Nonsens! Pozwól, że to ocenię, gdy przyjdzie czas.- Zofia puściłakuzynkę.- A teraz idz już.Muszę się przygotować.Anna pobiegła do Jana Michała, wyrzucając z myśli propozycję Zofii.Następnego ranka wstała wcześnie i od razu udała się do Lubickich popieniądze.Nowy Rok 1794 zaczął się szczęśliwie.Mały Jan Michał zdawał siępowracać w pełni do zdrowia.Anna nie posiadała się z radości, obserwując,jak na powrót staje się beztroskim i ciekawym świata dzieckiem.Zastanawiała się, kiedy Zofia znów przyjdzie do niej z propozycją, bypomogła jej zabawiać Rosjan.I co dzień ćwiczyła, w jaki sposób jej odmówi.Czym kierowała się kuzynka, proponując jej coś tak niesłychanego? Annanie była w stanie zgłębić motywów Zofii.Czy naprawdę chodziło o to, byzapewnić bezpieczeństwo domowi i rodzinie, czy też raczej o to, jak skłonnabyła przypuszczać, że takie zachowanie Anny zniweczyłoby jej marzenia oszczęśliwym życiu z Janem? Czy to możliwe, by Zofia nadal żywiła nadzieję,że któregoś dnia Jan poślubi właśnie ją?Kolejna zagadka.- Wreszcie nadchodzi! - zawołał żydowski piekarz, wpadając spózniony dopokoju muzycznego.RS 430Anna właśnie skończyła grać jeden z zapamiętanych z dzieciństwautworów, lecz przybysz nie był w stanie zaczekać, aż wybrzmi ostatnia nuta, atym bardziej brawa.- Nadchodzi! - powtórzył.- Kiedy? - zapytał chór głosów.- W następnym miesiącu.W lutym.- Skąd wiesz? - zapytał sklepikarz.- Ja słyszałem, że w kwietniu.- Czekać, czekać, nic tylko czekać - poskarżyła się szwaczka.- Dlaczegomusimy ciągle czekać?Piekarz uśmiechnął się:- Wiatr wieje tak szybko, jak chce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl