[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie puszczając jej dłoni, klęknął przed nią.Patrzył na nią wyczekująco, prosząco.- Z początku potrzebowałem cię, bowierzyłem, że możesz mi pomóc, przynajmniej dostarczyć pewnych informacji.Wierzyłem w niewinność Jacka.Miał prawo oczekiwać, że zrobię dla niegowszystko, na co mnie stać.Jestem to winien wszystkim moim klientom.Przyszedłem tego wieczora do szpitala i trafiłem na ciebie, zaczęliśmy sięspotykać i zakochałem się w tobie.Kocham cię.- Ty, to było nieuczciwe.- Nie.No, może na początku.Sam nie wiem.Nie powinienem cięnakłaniać.Ale nie było nic złego w twoim świadectwie ani w naszej przyjazni.Popełniłem błąd w sposobie, w jaki poprowadziłem sprawę, gdy zgodziłaś się naudział w procesie, ale nawet wtedy nie zrobiłem nic etycznie czy moralnienagannego.Tym bardziej ty.Musisz pamiętać, że Jack Cameron był niewinny.Twoje świadectwo dało mu wolność.- Ty, czuję się jakby.- Co mogłaby zrobić, by to zrozumiał? Jak muwytłumaczyć? -.Czuję się winna, bo nie wiem, dlaczego to zrobiłam.Czy- 107 -SRdlatego że byłam w tobie zakochana, czy dlatego że naprawdę uważałam, żeJack jest chory.Po chwili zadumy powiedział cicho:- To jest problem.Czyją etykę podajemy w wątpliwość, twoją czy moją?Zadał jej trudne pytanie, pytanie, któremu nie chciała stawić czoła.Unikała na nie odpowiedzi przez ostatnie dwa lata i robiłaby to nadal, gdybymogła.Nadeszła pora, by się do tego przyznać.- Ja.moją.Podważam moją etykę lekarską.Westchnął bardziej ze współczuciem niż rozgoryczeniem i delikatnieuścisnął jej dłonie.- %7łałuję, że nie mogę zadecydować za ciebie.Musisz dogadać się sama zsobą, podjąć decyzję.- Nie potrafię.- Mam kopię karty chorobowej.Przeczytaj ją.- A jeżeli jestem winna? A jeżeli pogwałciłam etykę zawodową? -Zwiadomość tego zniszczyłaby jej życie.Wstała i podeszła do okna.Obserwowała rozbłyskujące fajerwerki: kaskady czerwieni, bieli, błękitu izieleni.Gwiazda.Flaga.- Nie zniosłabym tego.Niepewność rozdzierała jej duszę.Ty podszedł do niej i położył dłonie na ramionach, starając siępodtrzymać ją na duchu.Gdy przemówił, jego ciepły oddech delikatnie muskałjej szyję.- Najbardziej zachwyca mnie w tobie poczucie dobra, umiłowaniesprawiedliwości.Tak mi przykro, że przeze mnie tyle wycierpiałaś.- Zamilkł nachwilę.- Gdybym wiedział, że tak będzie, nie dopuściłbym do tego.Poświęciłbym wszystko, byle nie sprawić ci przykrości.Sądziłem, że wiesz otym.Obejrzała się wzruszona jego wyznaniem.- Ty.- 108 -SR- Kocham się, Mandy.Zrobię dla ciebie wszystko.Zawsze, wszędzie, bezżadnych warunków.- Och, Ty.- Miała łzy w oczach.- Nie płacz.- Starł kciukiem wilgotne strużki z jej policzków.Dotyk byłszorstki, zmysłowy.Przytuliła głowę do jego piersi.- Nie miałam racji, prawda?- Oboje nie mieliśmy racji.- Czy potrafimy to naprawić?- Nie wiem.Mam nadzieję, że tak.Czekałem, aż sama podejmieszdecyzję.- Chcę spróbować.- Gdy podniosła na niego oczy, odsunął pasemkawłosów z jej policzka i ujął jej twarz w dłonie.Patrzył na nią niemal zuwielbieniem.Przykryła jego ręce swoimi dłońmi, całując palce, którymimuskał jej wargi.- Pocałuj mnie.- Jeżeli cię raz pocałuję, nie będę mógł przestać.- Nie chcę, żebyś przestawał.- A plotki? Ludzie wiedzą, że tu jesteś.- Czas, żebym przestała się nimi przejmować.- Dobrze.- Puścił ją i odszedł, żeby zgasić światło.W oddali rozległ sięgrzmot, nadciągała burza.Otoczył ich mrok.Zadzwonił telefon, Ty podniósłsłuchawkę i odłożył z powrotem na widełki.- Wzięłaś przywoływacz, prawda?Na wypadek gdyby cię potrzebowali w szpitalu.- Wzięłam.Myślisz, że to do ciebie?- Wątpię.Chyba ktoś nas sprawdza.Nie rozmyśliłaś się, Amando?- Nie.Wyciągnął rękę.- W takim razie chodz.Pokażę ci, jak urządziłem sypialnię.Wchodzili po schodach ramię w ramię.Ponieważ nie zapalił światła,Amanda nie zobaczyła w pokoju wiele.Zamknął drzwi.- 109 -SR- Będzie padał deszcz - powiedziała.- Może się trochę ochłodzi.Jest tak gorąco.- Może.- Stała bez ruchu, obserwując, jak zamyka okiennice i podchodzido niej.- Wątpliwości?- Tylko dotyczące mnie samej.To było tak dawno.- Bardzo dawno.Ponad dwa lata.- Kochałeś się z inną?- Nie.Odpowiedz zadziwiła ją.Ucieszyła.- Ja też nie.- Pamiętasz pierwszy raz?- Tak.- Kochali się przed kominkiem, tym na niby.Wtedy gotowa byłaprzysiąc, że widzi migoczące płomienie.- W pewnym sensie czuję się tak, jakbyto miał być pierwszy raz.Serce waliło jej, tak jak wtedy.Całe ciało drżało w nadziei, obawie, że niespełni oczekiwań.Oddychała nierówno.- Ja też - wyszeptał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Nie puszczając jej dłoni, klęknął przed nią.Patrzył na nią wyczekująco, prosząco.- Z początku potrzebowałem cię, bowierzyłem, że możesz mi pomóc, przynajmniej dostarczyć pewnych informacji.Wierzyłem w niewinność Jacka.Miał prawo oczekiwać, że zrobię dla niegowszystko, na co mnie stać.Jestem to winien wszystkim moim klientom.Przyszedłem tego wieczora do szpitala i trafiłem na ciebie, zaczęliśmy sięspotykać i zakochałem się w tobie.Kocham cię.- Ty, to było nieuczciwe.- Nie.No, może na początku.Sam nie wiem.Nie powinienem cięnakłaniać.Ale nie było nic złego w twoim świadectwie ani w naszej przyjazni.Popełniłem błąd w sposobie, w jaki poprowadziłem sprawę, gdy zgodziłaś się naudział w procesie, ale nawet wtedy nie zrobiłem nic etycznie czy moralnienagannego.Tym bardziej ty.Musisz pamiętać, że Jack Cameron był niewinny.Twoje świadectwo dało mu wolność.- Ty, czuję się jakby.- Co mogłaby zrobić, by to zrozumiał? Jak muwytłumaczyć? -.Czuję się winna, bo nie wiem, dlaczego to zrobiłam.Czy- 107 -SRdlatego że byłam w tobie zakochana, czy dlatego że naprawdę uważałam, żeJack jest chory.Po chwili zadumy powiedział cicho:- To jest problem.Czyją etykę podajemy w wątpliwość, twoją czy moją?Zadał jej trudne pytanie, pytanie, któremu nie chciała stawić czoła.Unikała na nie odpowiedzi przez ostatnie dwa lata i robiłaby to nadal, gdybymogła.Nadeszła pora, by się do tego przyznać.- Ja.moją.Podważam moją etykę lekarską.Westchnął bardziej ze współczuciem niż rozgoryczeniem i delikatnieuścisnął jej dłonie.- %7łałuję, że nie mogę zadecydować za ciebie.Musisz dogadać się sama zsobą, podjąć decyzję.- Nie potrafię.- Mam kopię karty chorobowej.Przeczytaj ją.- A jeżeli jestem winna? A jeżeli pogwałciłam etykę zawodową? -Zwiadomość tego zniszczyłaby jej życie.Wstała i podeszła do okna.Obserwowała rozbłyskujące fajerwerki: kaskady czerwieni, bieli, błękitu izieleni.Gwiazda.Flaga.- Nie zniosłabym tego.Niepewność rozdzierała jej duszę.Ty podszedł do niej i położył dłonie na ramionach, starając siępodtrzymać ją na duchu.Gdy przemówił, jego ciepły oddech delikatnie muskałjej szyję.- Najbardziej zachwyca mnie w tobie poczucie dobra, umiłowaniesprawiedliwości.Tak mi przykro, że przeze mnie tyle wycierpiałaś.- Zamilkł nachwilę.- Gdybym wiedział, że tak będzie, nie dopuściłbym do tego.Poświęciłbym wszystko, byle nie sprawić ci przykrości.Sądziłem, że wiesz otym.Obejrzała się wzruszona jego wyznaniem.- Ty.- 108 -SR- Kocham się, Mandy.Zrobię dla ciebie wszystko.Zawsze, wszędzie, bezżadnych warunków.- Och, Ty.- Miała łzy w oczach.- Nie płacz.- Starł kciukiem wilgotne strużki z jej policzków.Dotyk byłszorstki, zmysłowy.Przytuliła głowę do jego piersi.- Nie miałam racji, prawda?- Oboje nie mieliśmy racji.- Czy potrafimy to naprawić?- Nie wiem.Mam nadzieję, że tak.Czekałem, aż sama podejmieszdecyzję.- Chcę spróbować.- Gdy podniosła na niego oczy, odsunął pasemkawłosów z jej policzka i ujął jej twarz w dłonie.Patrzył na nią niemal zuwielbieniem.Przykryła jego ręce swoimi dłońmi, całując palce, którymimuskał jej wargi.- Pocałuj mnie.- Jeżeli cię raz pocałuję, nie będę mógł przestać.- Nie chcę, żebyś przestawał.- A plotki? Ludzie wiedzą, że tu jesteś.- Czas, żebym przestała się nimi przejmować.- Dobrze.- Puścił ją i odszedł, żeby zgasić światło.W oddali rozległ sięgrzmot, nadciągała burza.Otoczył ich mrok.Zadzwonił telefon, Ty podniósłsłuchawkę i odłożył z powrotem na widełki.- Wzięłaś przywoływacz, prawda?Na wypadek gdyby cię potrzebowali w szpitalu.- Wzięłam.Myślisz, że to do ciebie?- Wątpię.Chyba ktoś nas sprawdza.Nie rozmyśliłaś się, Amando?- Nie.Wyciągnął rękę.- W takim razie chodz.Pokażę ci, jak urządziłem sypialnię.Wchodzili po schodach ramię w ramię.Ponieważ nie zapalił światła,Amanda nie zobaczyła w pokoju wiele.Zamknął drzwi.- 109 -SR- Będzie padał deszcz - powiedziała.- Może się trochę ochłodzi.Jest tak gorąco.- Może.- Stała bez ruchu, obserwując, jak zamyka okiennice i podchodzido niej.- Wątpliwości?- Tylko dotyczące mnie samej.To było tak dawno.- Bardzo dawno.Ponad dwa lata.- Kochałeś się z inną?- Nie.Odpowiedz zadziwiła ją.Ucieszyła.- Ja też nie.- Pamiętasz pierwszy raz?- Tak.- Kochali się przed kominkiem, tym na niby.Wtedy gotowa byłaprzysiąc, że widzi migoczące płomienie.- W pewnym sensie czuję się tak, jakbyto miał być pierwszy raz.Serce waliło jej, tak jak wtedy.Całe ciało drżało w nadziei, obawie, że niespełni oczekiwań.Oddychała nierówno.- Ja też - wyszeptał [ Pobierz całość w formacie PDF ]