[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak mogłyby nie być? - zażartował Gabe.- Ale biorąc pod uwagę wszystko, co przeżyłeś, nie spodziewałem się, żeprzylecisz - dodał David.- Gdyby nie chodziło o ciebie, nie odważyłbym się.Poznaj moją żonę, Leah.- Gabe wiele mi opowiadał o ojcu rzekła Leah, wyciągając rękę.- Brzmi to groznie - zażartował David i dodał: - Mówmy sobie po imieniu,dobrze? Po co przyjaciołom tytuły?- Zwracając się z powrotem do Gabe'a, spytał: - Przywiozłeś leki, o które pro-sił Hector?- I nie tylko.Jeśli masz kilku silnych ludzi, możemy przystąpić do wyłado-wywania.David pomachał do grupki mężczyzn stojących na skraju lądowiska.Wmgnieniu oka wszystkie skrzynie zostały przeniesione z luku samolotu na cięża-rówki.Ruszyli.Leah kurczowo trzymała się Gabe'a i modliła w duchu, by nie stracićzębów na wybojach.Wszechobecna bieda ściskała za serce.Byle jakie domy, ulice tonące w śmie-ciach, tylko gdzieniegdzie kępka trawy.W zagrodach stały kozy na uwięzi, na-tomiast kurczęta i psy biegały wolno.Leah najbardziej zaskoczyło to, że opróczjednego człowieka z chustką zawiązaną na twarzy jak maska, nigdzie nie byłowidać żywego ducha.- Gdzie są wszyscy? - zapytał Gabe.- Siedzą w domach - wyjaśnił David.- Normalnie wieś tętni życiem, ale przytakiej zachorowalności na grypę większość mieszkańców boi się wyjść z domu,jeśli nie jest to absolutnie konieczne.Stosują wszelkie zalecone środki ostrożno-ści, ale od czasu mojego telefonu do ciebie sytuacja jeszcze się pogorszyła.- Co z dziećmi?Twarz Davida spoważniała.- Dzieci można podzielić na trzy grupy: te, które zdrowieją, te, które właśnieprzechodzą chorobę, i te, u których wkrótce pokażą się pierwsze objawy.Czworozmarło na zapalenie płuc.Chorych umieszczamy w szpitalu, żeby nie tworzyćnowych ognisk zakażenia.Niestety nie mamy możliwości zadbać o wszystkich.Dlatego dzwoniłem do ciebie.- Urwał, wskazał budynek przed sobą i zwrócił doLeah: - To nasz szpital, który zawdzięczamy tylko i wyłącznie hojności twojegomęża.- Oraz twojemu wierceniu mi dziury w brzuchu -wtrącił Gabe.- Temu również.- David zachichotał.Szpital składał się z czterech oddziałów obliczonych na pięciu pacjentówkażdy, lecz obecnie leżało tam dwa razy więcej chorych, głównie dzieci.Jednekaszlały, inne płakały, jeszcze inne były zbyt chore i słabe, żeby wydawać z sie-bie jakiekolwiek dzwięki.W ostatniej sali zastali doktora Hectora Aznara, którywłaśnie badał małego chłopca.Kiedy pielęgniarka szepnęła mu coś do ucha,obejrzał się i uśmiechnął z wyrazną ulgą.- Witaj, Gabrielu - rzekł, podchodząc z wyciągniętą ręką.Był co najmniejdziesięć lat młodszy od Gabe'a, lecz wyraz oczu zdradzał wiedzę i doświadczenieponad wiek.Podczas gdy rozmawiali po hiszpańsku, Leah rozejrzała się dookoła.W pokoju leżało dwanaścioro małych dzieci.Kobieta w białym fartuchu spraw-dzała kroplówki i nasłuchiwała oddechu chorych, kilku innych dorosłych, praw-dopodobnie rodziców, pomagało dzieci poić, tulić, przecierać rozpalone gorączkąciała zwilżoną gąbką.-Gabe mówi, że jesteś pielęgniarką - w pewnej chwiliHector zwrócił się do niej po angielsku.- Tak - przytaknęła, domyślając się, że ma do niej prośbę.- To świetnie.Wdzięczni będziemy za każdą pomoc.Nasze dziewczyny led-wo trzymają się na nogach.- Zrobię, co będę mogła - obiecała Leah.- Z jakim typem grypy macie doczynienia?Hector wzruszył ramionami.- Nie przeprowadziliśmy testów, ale ministerstwo zdrowia twierdzi, że tonajprawdopodobniej grypa typuj A wywołana przez wirus H1N1.To mało istot-ne.Wciąż prowadzimy nierówną walkę, ale teraz mamy nadzieję, że z wasząpomocą uda nam się zmniejszyć liczbę zachorowań.- Ja też mam taką nadzieję.Jesteś sam na dyżurze?- Mój współpracownik, Miguel Diego, też jest tutaj, ale skoro przyjechali-ście, uda się do miejscowości, które odwiedzamy raz w miesiącu.Tamtejsi ludziepewnie są; w takiej samej ciężkiej sytuacji jak my.- Czyli macie mnóstwo roboty.- Aż za dużo.Twój mąż jest naszym, jak to się mówi, aniołem stróżem.Leah zerknęła na Gabe'a.Zaczerwienił się, słysząc pochwałę.Wymienilispojrzenia.Nagle zawstydziła się, że miała do niego pretensje o te wszystkie wy-jazdy.Co innego teoretycznie wiedzieć, że praca charytatywna, jakiej się po-święcił, odmienia życie wielu ludzi, a co innego zobaczyć to na własne oczy.Tymczasem Hector z szybkością karabinu maszynowego znowu mówił coś doGabe'a po hiszpańsku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Jak mogłyby nie być? - zażartował Gabe.- Ale biorąc pod uwagę wszystko, co przeżyłeś, nie spodziewałem się, żeprzylecisz - dodał David.- Gdyby nie chodziło o ciebie, nie odważyłbym się.Poznaj moją żonę, Leah.- Gabe wiele mi opowiadał o ojcu rzekła Leah, wyciągając rękę.- Brzmi to groznie - zażartował David i dodał: - Mówmy sobie po imieniu,dobrze? Po co przyjaciołom tytuły?- Zwracając się z powrotem do Gabe'a, spytał: - Przywiozłeś leki, o które pro-sił Hector?- I nie tylko.Jeśli masz kilku silnych ludzi, możemy przystąpić do wyłado-wywania.David pomachał do grupki mężczyzn stojących na skraju lądowiska.Wmgnieniu oka wszystkie skrzynie zostały przeniesione z luku samolotu na cięża-rówki.Ruszyli.Leah kurczowo trzymała się Gabe'a i modliła w duchu, by nie stracićzębów na wybojach.Wszechobecna bieda ściskała za serce.Byle jakie domy, ulice tonące w śmie-ciach, tylko gdzieniegdzie kępka trawy.W zagrodach stały kozy na uwięzi, na-tomiast kurczęta i psy biegały wolno.Leah najbardziej zaskoczyło to, że opróczjednego człowieka z chustką zawiązaną na twarzy jak maska, nigdzie nie byłowidać żywego ducha.- Gdzie są wszyscy? - zapytał Gabe.- Siedzą w domach - wyjaśnił David.- Normalnie wieś tętni życiem, ale przytakiej zachorowalności na grypę większość mieszkańców boi się wyjść z domu,jeśli nie jest to absolutnie konieczne.Stosują wszelkie zalecone środki ostrożno-ści, ale od czasu mojego telefonu do ciebie sytuacja jeszcze się pogorszyła.- Co z dziećmi?Twarz Davida spoważniała.- Dzieci można podzielić na trzy grupy: te, które zdrowieją, te, które właśnieprzechodzą chorobę, i te, u których wkrótce pokażą się pierwsze objawy.Czworozmarło na zapalenie płuc.Chorych umieszczamy w szpitalu, żeby nie tworzyćnowych ognisk zakażenia.Niestety nie mamy możliwości zadbać o wszystkich.Dlatego dzwoniłem do ciebie.- Urwał, wskazał budynek przed sobą i zwrócił doLeah: - To nasz szpital, który zawdzięczamy tylko i wyłącznie hojności twojegomęża.- Oraz twojemu wierceniu mi dziury w brzuchu -wtrącił Gabe.- Temu również.- David zachichotał.Szpital składał się z czterech oddziałów obliczonych na pięciu pacjentówkażdy, lecz obecnie leżało tam dwa razy więcej chorych, głównie dzieci.Jednekaszlały, inne płakały, jeszcze inne były zbyt chore i słabe, żeby wydawać z sie-bie jakiekolwiek dzwięki.W ostatniej sali zastali doktora Hectora Aznara, którywłaśnie badał małego chłopca.Kiedy pielęgniarka szepnęła mu coś do ucha,obejrzał się i uśmiechnął z wyrazną ulgą.- Witaj, Gabrielu - rzekł, podchodząc z wyciągniętą ręką.Był co najmniejdziesięć lat młodszy od Gabe'a, lecz wyraz oczu zdradzał wiedzę i doświadczenieponad wiek.Podczas gdy rozmawiali po hiszpańsku, Leah rozejrzała się dookoła.W pokoju leżało dwanaścioro małych dzieci.Kobieta w białym fartuchu spraw-dzała kroplówki i nasłuchiwała oddechu chorych, kilku innych dorosłych, praw-dopodobnie rodziców, pomagało dzieci poić, tulić, przecierać rozpalone gorączkąciała zwilżoną gąbką.-Gabe mówi, że jesteś pielęgniarką - w pewnej chwiliHector zwrócił się do niej po angielsku.- Tak - przytaknęła, domyślając się, że ma do niej prośbę.- To świetnie.Wdzięczni będziemy za każdą pomoc.Nasze dziewczyny led-wo trzymają się na nogach.- Zrobię, co będę mogła - obiecała Leah.- Z jakim typem grypy macie doczynienia?Hector wzruszył ramionami.- Nie przeprowadziliśmy testów, ale ministerstwo zdrowia twierdzi, że tonajprawdopodobniej grypa typuj A wywołana przez wirus H1N1.To mało istot-ne.Wciąż prowadzimy nierówną walkę, ale teraz mamy nadzieję, że z wasząpomocą uda nam się zmniejszyć liczbę zachorowań.- Ja też mam taką nadzieję.Jesteś sam na dyżurze?- Mój współpracownik, Miguel Diego, też jest tutaj, ale skoro przyjechali-ście, uda się do miejscowości, które odwiedzamy raz w miesiącu.Tamtejsi ludziepewnie są; w takiej samej ciężkiej sytuacji jak my.- Czyli macie mnóstwo roboty.- Aż za dużo.Twój mąż jest naszym, jak to się mówi, aniołem stróżem.Leah zerknęła na Gabe'a.Zaczerwienił się, słysząc pochwałę.Wymienilispojrzenia.Nagle zawstydziła się, że miała do niego pretensje o te wszystkie wy-jazdy.Co innego teoretycznie wiedzieć, że praca charytatywna, jakiej się po-święcił, odmienia życie wielu ludzi, a co innego zobaczyć to na własne oczy.Tymczasem Hector z szybkością karabinu maszynowego znowu mówił coś doGabe'a po hiszpańsku [ Pobierz całość w formacie PDF ]