[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To prawda.Nie mogę zaprzeczyć, ale. Urwała. Co chciałaś powiedzieć? Coś, czego nie powinnam chyba mówić. Nie ma sprawy. Rozejrzałem się dookoła iuśmiechnąłem. Nikt nas tutaj nie podsłucha.W odpowiedzi słabo się uśmiechnęła. Nie chcę, \eby to zabrzmiało cynicznie, ale jeśli nau-czyłam się czegoś w mojej profesji, to tego, \e mo\na zako-chać się w więcej ni\ jednym domu.Czy naiwnością jestsądzić, \e to samo mo\e dotyczyć ludzi?290Zajrzałem jej głęboko w oczy.Dokąd zmierzała? Co pró-bowała mi zasugerować? O tym właśnie mówimy, Noro? O miłości?Wytrzymała moje spojrzenie. Chyba tak odparła. Wydaje mi się, \e się w to-bie zakochuję.Czy to zle?Przełknąłem z trudem ślinę, słysząc, jak mówi te słowa.A potem poczułem, jakby cała ta dziwna noc eksplodowała iw moim \ołądku.Nagle zrobiło mi się niedobrze.Czy to była reakcja na jejwyznanie?Przypomniałem sobie, co się stało, kiedy ostatnio dlamnie gotowała.Jak mogłem winić o to nieświe\e mał\e?Dlatego nic nie powiedziałem.Miałem nadzieję, \e miprzejdzie.Powinno przejść.Ale nie przechodziło.A potem, zanim się zorientowałem, nie byłem w staniemówić.Nie byłem w stanie oddychać.Rozdział 97Nora siedziała i patrzyła, jak O Hara wali się bezradnie zkrzesła i rozbija głowę o twarde deski podłogi.Znad prawe-go oka natychmiast zaczęła mu ciec krew.Skaleczenie byłopaskudne, ale on w ogóle nie zwracał na nie uwagi.Bardziejobchodziło go to, co działo się w jego wnętrzu.Zawsze bardziej ich to obchodziło.Mimo to ze wszystkich facetów Jeffreya, Connoraoraz jej pierwszego mę\a Toma Hollisa z tym było naj-trudniej.Do mę\czyzny znanego pod nazwiskiem CraigReynolds czuła autentyczną słabość, zawsze istniała międzynimi chemia.Jego dowcip, urok, wygląd, inteligencja, takbardzo podobna do jej własnej.Był najlepszy pod ka\dymwzględem i ju\ teraz jej go brakowało.śałowała, \e tak sięstało.Ale musiało do tego dojść.O Hara wił się i dławił własnymi wymiotami.Próbowałsię podnieść, lecz nie mógł ustać na nogach.Pierwszy specy-fik nie mógł go zabić, stanowił tylko podkład.Mimo to mar-twiła się, \e dała mu za du\o.Musiała coś powiedzieć, udawać zatroskaną.Była prze-cie\ niewinną obserwatorką, która nie miała pojęcia, co siędzieje.Jej panika powinna sprawić na nim wra\enie auten-tycznej.292 Mo\e ci coś dam.Pozwól, \e ci pomogę.Podbiegła do zlewu i napełniła szklankę wodą.Z fiolki,którą miała w kieszeni, dosypała proszku.Ku powierzchniniczym w szampanie strzeliły bąbelki.Kiedy odwróciła sięod zlewu, O Hary nie było.Dokąd poszedł?Nie mógł zajść daleko.Zrobiła dwa kroki i usłyszała trza-śniecie drzwi w holu, a następnie zgrzyt zamka.Udało musię dobrnąć do łazienki.Nora podbiegła tam ze szklanką w dłoni. Kochanie, dobrze się czujesz? zawołała. Craig?Słyszała, jak rzyga, biedaczysko.Brzmiało to okropnie,ale stanowiło dobry znak.Nadeszła pora na bąbelki.Terazmusiała go tylko nakłonić, \eby otworzył drzwi.Delikatniezapukała. Kochanie, mam coś dla ciebie.Poczujesz się od tegolepiej.Wiem, \e w to nie wierzysz, ale sam się przekonasz.Kiedy nie odpowiedział, zawołała ponownie.Kiedy i tonic nie dało, walnęła w drzwi. Proszę! Musisz mi zaufać. Tak, jasne! odkrzyknął w końcu między atakamitorsji. Serio, Craig, pozwól, \e ci pomogę powiedziała.Ból ustąpi.Musisz tylko to wypić. Nigdy w \yciu!Nora zmarszczyła czoło.A więc tak to chcesz rozegrać?Zgoda. Na pewno? zapytała. Na pewno nie chceszotworzyć drzwi.O Hara?Wsłuchiwała się w ciszę, która zapadła, wyobra\ając so-bie jego kompletne zaskoczenie.śałowała, \e nie mo\e wi-dzieć jego miny. Tak brzmi twoje prawdziwe nazwisko, prawda? JohnO Hara? szydziła z niego, stojąc po drugiej strony drzwi.To sprawiło, \e nie mógł ju\ dłu\ej milczeć.293 Tak! wrzasnął gniewnie. Jestem John O Hara.Agent specjalny FBI.Nora otworzyła szeroko oczy: jej podejrzenia okazały sięsłuszne.Pierwszą reakcją był śmiech. Naprawdę? Jestem pod wra\eniem.Widzisz, mówi-łam, \e jesteś stworzony do czegoś lepszego ni\ ubezpiecze-nia.Wydaje mi się. Wszystko skończone, Noro przerwał jej silniejszymgłosem. Wiem zbyt wiele.i prze\yję, \eby o tym opo-wiedzieć.Zabiłaś Connora dla jego pieniędzy, zupełnie taksamo jak swojego pierwszego mę\a. Kłamiesz! krzyknęła. To ty kłamiesz, Noro.A mo\e masz na imię Olivia?Tak czy inaczej, mo\esz się po\egnać z całą forsą, którątrzymasz na Kajmanach.Ale nie martw się.Tam, dokądpójdziesz, będziesz na darmowym wikcie. Nigdzie nie pójdę, ty dupku! Za to ty zaraz odejdzieszz tego świata! Jeszcze zobaczymy.A teraz przepraszam, chciałbymzatelefonować.Nora usłyszała dochodzące z łazienki trzy wysokiedzwięki.O Hara dzwonił pod 911.Znów wybuchnęła śmie-chem. Ty idioto.Jesteśmy na odludziu.\adna sieć nie matutaj zasięgu.Teraz to on się roześmiał. Tak ci się tylko zdaje, skarbie.Rozdział 98Le\ałem na podłodze w łazience, utytłany krwią, wymio-tami i kilkoma innymi organicznymi wydzielinami, które zcałą pewnością nie powinny ujrzeć dziennego światła.Mimo to byłem szczęśliwy jak wieprzek tarzający się wbłocie.Nie miało znaczenia, \e bolało mnie całe ciało.Najwa\-niejsze, \e \yłem.I dodzwoniłem się. Tu numer awaryjny dziewięćset jedenaście.Satelity odebrały mój sygnał.Pomoc powinna dotrzeć wciągu kilku minut.Wystarczy, \e powiem im, gdzie, do dia-bła, jestem. Nazywam się John O Hara powiedziałem do tele-fonistki jestem agentem FBI i.Jestem pod obstrzałem!Usłyszałem huk wystrzału i zobaczyłem, jak z drzwi ła-zienki idą drzazgi.Kula przeleciała mi ze świstem koło uchai rozbiła kafelek za moimi plecami.Wszystko to zdarzyłosię w okamgnieniu, ale miałem wra\enie, jakby działo się wzwolnionym tempie.A\ do momentu, gdy padł następny strzał.Wówczas po-czułem ju\ tylko ból.Za pierwszym razem miałem sporo295szczęścia.Za drugim raczej nie.Kula trafiła mnie w ramię iprzebiła je na wylot.Spojrzałem na dziurę w koszuli, z któ-rej zaczęła się sączyć krew.Kurwa, oberwałem.Telefon wypadł mi z ręki i na ułamek sekundy zastygłemw bezruchu.Gdybym zastygł na całą sekundę, ju\ bym nie\ył.Na szczęście górę wziął instynkt.Przeturlałem się nalewo, dalej od drzwi, i zszedłem z linii strzału.Trzeci wystrzelony przez Norę pocisk przebił drzwi i tra-fił w kafelek, gdzie byłem sekundę wcześniej.Dostałbymprosto w pierś. Jak ci się to podoba, O Hara?! krzyknęła. Tojest moja polisa ubezpieczeniowa!Nie odpowiedziałem.Mówiąc cokolwiek, prosiłbym się onastępną kulkę.Czekałem, \e Nora powie coś jeszcze, aleona umilkła.Słychać było tylko stłumiony metaliczny głos telefonist-ki, dochodzący z komórki le\ącej kilka stóp dalej na podło-dze. Proszę pana? Jest pan tam? Co się dzieje?Czy coś w tym rodzaju.Nie byłem do końca pewien.Niedbałem o to.W tym momencie telefon nie był wa\ny.Powoli podkuliłem lewą nogę i podniosłem mankietspodni.Nie zabrałem ze sobą szczoteczki do zębów, alewziąłem coś innego.Rozpiąłem kaburę i wyjąłem z niej dziewięciomilimetro-wą berettę.Jeśli Nora miała zamiar wywa\yć drzwi, byłemgotów na jej przyjęcie.Zacisnąłem pistolet w dłoniach i czekałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. To prawda.Nie mogę zaprzeczyć, ale. Urwała. Co chciałaś powiedzieć? Coś, czego nie powinnam chyba mówić. Nie ma sprawy. Rozejrzałem się dookoła iuśmiechnąłem. Nikt nas tutaj nie podsłucha.W odpowiedzi słabo się uśmiechnęła. Nie chcę, \eby to zabrzmiało cynicznie, ale jeśli nau-czyłam się czegoś w mojej profesji, to tego, \e mo\na zako-chać się w więcej ni\ jednym domu.Czy naiwnością jestsądzić, \e to samo mo\e dotyczyć ludzi?290Zajrzałem jej głęboko w oczy.Dokąd zmierzała? Co pró-bowała mi zasugerować? O tym właśnie mówimy, Noro? O miłości?Wytrzymała moje spojrzenie. Chyba tak odparła. Wydaje mi się, \e się w to-bie zakochuję.Czy to zle?Przełknąłem z trudem ślinę, słysząc, jak mówi te słowa.A potem poczułem, jakby cała ta dziwna noc eksplodowała iw moim \ołądku.Nagle zrobiło mi się niedobrze.Czy to była reakcja na jejwyznanie?Przypomniałem sobie, co się stało, kiedy ostatnio dlamnie gotowała.Jak mogłem winić o to nieświe\e mał\e?Dlatego nic nie powiedziałem.Miałem nadzieję, \e miprzejdzie.Powinno przejść.Ale nie przechodziło.A potem, zanim się zorientowałem, nie byłem w staniemówić.Nie byłem w stanie oddychać.Rozdział 97Nora siedziała i patrzyła, jak O Hara wali się bezradnie zkrzesła i rozbija głowę o twarde deski podłogi.Znad prawe-go oka natychmiast zaczęła mu ciec krew.Skaleczenie byłopaskudne, ale on w ogóle nie zwracał na nie uwagi.Bardziejobchodziło go to, co działo się w jego wnętrzu.Zawsze bardziej ich to obchodziło.Mimo to ze wszystkich facetów Jeffreya, Connoraoraz jej pierwszego mę\a Toma Hollisa z tym było naj-trudniej.Do mę\czyzny znanego pod nazwiskiem CraigReynolds czuła autentyczną słabość, zawsze istniała międzynimi chemia.Jego dowcip, urok, wygląd, inteligencja, takbardzo podobna do jej własnej.Był najlepszy pod ka\dymwzględem i ju\ teraz jej go brakowało.śałowała, \e tak sięstało.Ale musiało do tego dojść.O Hara wił się i dławił własnymi wymiotami.Próbowałsię podnieść, lecz nie mógł ustać na nogach.Pierwszy specy-fik nie mógł go zabić, stanowił tylko podkład.Mimo to mar-twiła się, \e dała mu za du\o.Musiała coś powiedzieć, udawać zatroskaną.Była prze-cie\ niewinną obserwatorką, która nie miała pojęcia, co siędzieje.Jej panika powinna sprawić na nim wra\enie auten-tycznej.292 Mo\e ci coś dam.Pozwól, \e ci pomogę.Podbiegła do zlewu i napełniła szklankę wodą.Z fiolki,którą miała w kieszeni, dosypała proszku.Ku powierzchniniczym w szampanie strzeliły bąbelki.Kiedy odwróciła sięod zlewu, O Hary nie było.Dokąd poszedł?Nie mógł zajść daleko.Zrobiła dwa kroki i usłyszała trza-śniecie drzwi w holu, a następnie zgrzyt zamka.Udało musię dobrnąć do łazienki.Nora podbiegła tam ze szklanką w dłoni. Kochanie, dobrze się czujesz? zawołała. Craig?Słyszała, jak rzyga, biedaczysko.Brzmiało to okropnie,ale stanowiło dobry znak.Nadeszła pora na bąbelki.Terazmusiała go tylko nakłonić, \eby otworzył drzwi.Delikatniezapukała. Kochanie, mam coś dla ciebie.Poczujesz się od tegolepiej.Wiem, \e w to nie wierzysz, ale sam się przekonasz.Kiedy nie odpowiedział, zawołała ponownie.Kiedy i tonic nie dało, walnęła w drzwi. Proszę! Musisz mi zaufać. Tak, jasne! odkrzyknął w końcu między atakamitorsji. Serio, Craig, pozwól, \e ci pomogę powiedziała.Ból ustąpi.Musisz tylko to wypić. Nigdy w \yciu!Nora zmarszczyła czoło.A więc tak to chcesz rozegrać?Zgoda. Na pewno? zapytała. Na pewno nie chceszotworzyć drzwi.O Hara?Wsłuchiwała się w ciszę, która zapadła, wyobra\ając so-bie jego kompletne zaskoczenie.śałowała, \e nie mo\e wi-dzieć jego miny. Tak brzmi twoje prawdziwe nazwisko, prawda? JohnO Hara? szydziła z niego, stojąc po drugiej strony drzwi.To sprawiło, \e nie mógł ju\ dłu\ej milczeć.293 Tak! wrzasnął gniewnie. Jestem John O Hara.Agent specjalny FBI.Nora otworzyła szeroko oczy: jej podejrzenia okazały sięsłuszne.Pierwszą reakcją był śmiech. Naprawdę? Jestem pod wra\eniem.Widzisz, mówi-łam, \e jesteś stworzony do czegoś lepszego ni\ ubezpiecze-nia.Wydaje mi się. Wszystko skończone, Noro przerwał jej silniejszymgłosem. Wiem zbyt wiele.i prze\yję, \eby o tym opo-wiedzieć.Zabiłaś Connora dla jego pieniędzy, zupełnie taksamo jak swojego pierwszego mę\a. Kłamiesz! krzyknęła. To ty kłamiesz, Noro.A mo\e masz na imię Olivia?Tak czy inaczej, mo\esz się po\egnać z całą forsą, którątrzymasz na Kajmanach.Ale nie martw się.Tam, dokądpójdziesz, będziesz na darmowym wikcie. Nigdzie nie pójdę, ty dupku! Za to ty zaraz odejdzieszz tego świata! Jeszcze zobaczymy.A teraz przepraszam, chciałbymzatelefonować.Nora usłyszała dochodzące z łazienki trzy wysokiedzwięki.O Hara dzwonił pod 911.Znów wybuchnęła śmie-chem. Ty idioto.Jesteśmy na odludziu.\adna sieć nie matutaj zasięgu.Teraz to on się roześmiał. Tak ci się tylko zdaje, skarbie.Rozdział 98Le\ałem na podłodze w łazience, utytłany krwią, wymio-tami i kilkoma innymi organicznymi wydzielinami, które zcałą pewnością nie powinny ujrzeć dziennego światła.Mimo to byłem szczęśliwy jak wieprzek tarzający się wbłocie.Nie miało znaczenia, \e bolało mnie całe ciało.Najwa\-niejsze, \e \yłem.I dodzwoniłem się. Tu numer awaryjny dziewięćset jedenaście.Satelity odebrały mój sygnał.Pomoc powinna dotrzeć wciągu kilku minut.Wystarczy, \e powiem im, gdzie, do dia-bła, jestem. Nazywam się John O Hara powiedziałem do tele-fonistki jestem agentem FBI i.Jestem pod obstrzałem!Usłyszałem huk wystrzału i zobaczyłem, jak z drzwi ła-zienki idą drzazgi.Kula przeleciała mi ze świstem koło uchai rozbiła kafelek za moimi plecami.Wszystko to zdarzyłosię w okamgnieniu, ale miałem wra\enie, jakby działo się wzwolnionym tempie.A\ do momentu, gdy padł następny strzał.Wówczas po-czułem ju\ tylko ból.Za pierwszym razem miałem sporo295szczęścia.Za drugim raczej nie.Kula trafiła mnie w ramię iprzebiła je na wylot.Spojrzałem na dziurę w koszuli, z któ-rej zaczęła się sączyć krew.Kurwa, oberwałem.Telefon wypadł mi z ręki i na ułamek sekundy zastygłemw bezruchu.Gdybym zastygł na całą sekundę, ju\ bym nie\ył.Na szczęście górę wziął instynkt.Przeturlałem się nalewo, dalej od drzwi, i zszedłem z linii strzału.Trzeci wystrzelony przez Norę pocisk przebił drzwi i tra-fił w kafelek, gdzie byłem sekundę wcześniej.Dostałbymprosto w pierś. Jak ci się to podoba, O Hara?! krzyknęła. Tojest moja polisa ubezpieczeniowa!Nie odpowiedziałem.Mówiąc cokolwiek, prosiłbym się onastępną kulkę.Czekałem, \e Nora powie coś jeszcze, aleona umilkła.Słychać było tylko stłumiony metaliczny głos telefonist-ki, dochodzący z komórki le\ącej kilka stóp dalej na podło-dze. Proszę pana? Jest pan tam? Co się dzieje?Czy coś w tym rodzaju.Nie byłem do końca pewien.Niedbałem o to.W tym momencie telefon nie był wa\ny.Powoli podkuliłem lewą nogę i podniosłem mankietspodni.Nie zabrałem ze sobą szczoteczki do zębów, alewziąłem coś innego.Rozpiąłem kaburę i wyjąłem z niej dziewięciomilimetro-wą berettę.Jeśli Nora miała zamiar wywa\yć drzwi, byłemgotów na jej przyjęcie.Zacisnąłem pistolet w dłoniach i czekałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]