[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę wydusić ani słowa.- Kiedy? - pytam.Henry kręci głową.- Miesiące? Tygodnie? Dni?- Nie wiem, Clare.Wie.Na pewno wie.- Sprawdziłeś nekrolog, prawda?Kiwa głową po chwili wahania.Otwieram usta, by zapytać goraz jeszcze, lecz nie mam odwagi.GODZINY, MO%7łE DNIPiątek, 24 grudnia 2006 (Henry ma 43, Clare 35 lat)HENRY: Budzę się wcześnie; tak wcześnie, że sypialnię zalewabłękitny blask ostatnich chwil przed świtem.Leżę, słuchając głębokiego oddechu Clare, sporadycznych odgłosów ruchu ulicznegoz Lincoln Avenue, kraczących do siebie kruków, szumu kotła.Bolą mnie nogi.Opieram się o poduszki i biorę buteleczkę vicodinu.Zażywam dwie tabletki i popijam je zupełnie odgazowaną colą.Zsuwam się pod koce i przewracam na bok.Clare śpi z twarząwtuloną w poduszkę.Głowę, obronnym gestem, zakryła rękami.Rude włosy schowane są pod kocem.Bez ich gęstej fali wydaje siędużo mniejsza.Kiedy tak śpi, przed oczami staje mi mała Clare.Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem ją śpiącą,gdy była mała.Nie, nigdy nie widziałem jej pogrążonej we śnie.Jejobraz to obraz Alby.W pokoju robi się coraz jaśniej.Clare przewraca się na bok.Przyglądam się uważnie jej twarzy.W kącikachoczu i ust pojawiło się kilka drobnych zmarszczek, które stanowiązapowiedz tego, jak będzie wyglądała Clare w średnim wieku.Nigdy jej takiej nie zobaczę i bardzo mi tego żal.%7łal mi widoku twarzy, z którą Clare będzie żyć beze mnie, której nigdy nie będę całował, która będzie należeć do nieznanego mi świata.Będzie tylkowspomnieniem Clare związanym na dobre z odległą przeszłością.Dziś jest trzydziesta siódma rocznica śmierci mojej matki.Myślałem o niej, tęskniłem za nią codziennie przez te wszystkie lata,457a mój ojciec myślał o niej nieustannie.Gdyby żarliwa pamięć mogła przywrócić zmarłych do życia, matka stałaby się naszą Eurydyką, wstałaby z grobu niczym Aazarz, by nas pocieszyć.Jednak cała nasza rozpacz nie mogła przedłużyć jej życia ani o sekundę,o jedno bicie serca, jeden oddech.Jedyną rzeczą, jaką moja tęsknota mogła sprawić, było doprowadzenie mnie do niej.Co pozostanieClare, gdy ja odejdę? Jak mogę ją zostawić?Słyszę, jak Alba mówi coś w swoim łóżku. Misiu, misiu, jeszcze nie pora wstawać".Cisza. Tatusiu?" Spoglądam na Clare, bysprawdzić, czy się obudzi.Zpi jak suseł. Tatusiu!" Odwracam sięposłusznie, zsuwam z łóżka i czołgam korytarzem do pokoju Alby.Na mój widok zaczyna chichotać.Warczę cicho, a Alba gładzimnie po głowie, jakbym był psem.Siedzi na łóżku otoczonawszystkimi pluszakami, jakie posiada. Posuń się, Czerwony Kapturku".Odsuwa się posłusznie, a ja wspinam się na łóżko.Albanatychmiast okłada mnie pluszakami.Obejmuję ją ramieniem,opierając się wygodnie o poduszki, a ona podsuwa mi pod nos niebieskiego misia.- Ma ochotę na pianki Marshmallow - mówi.- Trochę za wcześnie na pianki, misiu.Może zjadłbyś jajka sadzone i grzankę?Alba krzywi się, ściągając zabawnie usta, brwi i nos.- Miś nie lubi jajek - oświadcza z powagą na cały głos.- Ciii.Mama jeszcze śpi.- Dobra - szepcze jak najgłośniej potrafi.- Miś chce zjeść niebieską galaretkę.Słyszę, jak Clare jęczy i zaczyna wstawać.- A może płatki owsiane z mlekiem? - przymilam się.Alba zastanawia się przez chwilę.- Z cukrem trzcinowym?- Dobra.- Chcesz sama zrobić?- Tak.Mogę się przejechać?Waham się przez chwilę.Nogi bardzo mnie bolą, a Alba jest nato trochę za duża, ale teraz nie potrafię jej niczego odmówić.- Jasne.Wskakuj.Staję na czworakach, a Alba sadowi się na moich plecach.Takruszamy w stronę kuchni.Zaspana Clare stoi przy zlewie i patrzy,458jak kawa kapie do dzbanka.Podchodzę do niej i pocieram głowąo jej kolana.Chwyta Albę pod ramiona i podnosi.Mała cały czaschichocze jak szalona.Podczołguję się do mojego krzesła.- Co na śniadanie? - pyta Clare z uśmiechem.- Galaretka! - piszczy Alba.- Mmm.Jaka? Z płatków kukurydzianych?- Nieeee!- Z bekonu?- Nieee! - Alba przytula się do Clare i ciągnie ją za włosy.- Aj! Nie rób tego kochanie, to boli.Już wiem! Galaretka z płatków owsianych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie mogę wydusić ani słowa.- Kiedy? - pytam.Henry kręci głową.- Miesiące? Tygodnie? Dni?- Nie wiem, Clare.Wie.Na pewno wie.- Sprawdziłeś nekrolog, prawda?Kiwa głową po chwili wahania.Otwieram usta, by zapytać goraz jeszcze, lecz nie mam odwagi.GODZINY, MO%7łE DNIPiątek, 24 grudnia 2006 (Henry ma 43, Clare 35 lat)HENRY: Budzę się wcześnie; tak wcześnie, że sypialnię zalewabłękitny blask ostatnich chwil przed świtem.Leżę, słuchając głębokiego oddechu Clare, sporadycznych odgłosów ruchu ulicznegoz Lincoln Avenue, kraczących do siebie kruków, szumu kotła.Bolą mnie nogi.Opieram się o poduszki i biorę buteleczkę vicodinu.Zażywam dwie tabletki i popijam je zupełnie odgazowaną colą.Zsuwam się pod koce i przewracam na bok.Clare śpi z twarząwtuloną w poduszkę.Głowę, obronnym gestem, zakryła rękami.Rude włosy schowane są pod kocem.Bez ich gęstej fali wydaje siędużo mniejsza.Kiedy tak śpi, przed oczami staje mi mała Clare.Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem ją śpiącą,gdy była mała.Nie, nigdy nie widziałem jej pogrążonej we śnie.Jejobraz to obraz Alby.W pokoju robi się coraz jaśniej.Clare przewraca się na bok.Przyglądam się uważnie jej twarzy.W kącikachoczu i ust pojawiło się kilka drobnych zmarszczek, które stanowiązapowiedz tego, jak będzie wyglądała Clare w średnim wieku.Nigdy jej takiej nie zobaczę i bardzo mi tego żal.%7łal mi widoku twarzy, z którą Clare będzie żyć beze mnie, której nigdy nie będę całował, która będzie należeć do nieznanego mi świata.Będzie tylkowspomnieniem Clare związanym na dobre z odległą przeszłością.Dziś jest trzydziesta siódma rocznica śmierci mojej matki.Myślałem o niej, tęskniłem za nią codziennie przez te wszystkie lata,457a mój ojciec myślał o niej nieustannie.Gdyby żarliwa pamięć mogła przywrócić zmarłych do życia, matka stałaby się naszą Eurydyką, wstałaby z grobu niczym Aazarz, by nas pocieszyć.Jednak cała nasza rozpacz nie mogła przedłużyć jej życia ani o sekundę,o jedno bicie serca, jeden oddech.Jedyną rzeczą, jaką moja tęsknota mogła sprawić, było doprowadzenie mnie do niej.Co pozostanieClare, gdy ja odejdę? Jak mogę ją zostawić?Słyszę, jak Alba mówi coś w swoim łóżku. Misiu, misiu, jeszcze nie pora wstawać".Cisza. Tatusiu?" Spoglądam na Clare, bysprawdzić, czy się obudzi.Zpi jak suseł. Tatusiu!" Odwracam sięposłusznie, zsuwam z łóżka i czołgam korytarzem do pokoju Alby.Na mój widok zaczyna chichotać.Warczę cicho, a Alba gładzimnie po głowie, jakbym był psem.Siedzi na łóżku otoczonawszystkimi pluszakami, jakie posiada. Posuń się, Czerwony Kapturku".Odsuwa się posłusznie, a ja wspinam się na łóżko.Albanatychmiast okłada mnie pluszakami.Obejmuję ją ramieniem,opierając się wygodnie o poduszki, a ona podsuwa mi pod nos niebieskiego misia.- Ma ochotę na pianki Marshmallow - mówi.- Trochę za wcześnie na pianki, misiu.Może zjadłbyś jajka sadzone i grzankę?Alba krzywi się, ściągając zabawnie usta, brwi i nos.- Miś nie lubi jajek - oświadcza z powagą na cały głos.- Ciii.Mama jeszcze śpi.- Dobra - szepcze jak najgłośniej potrafi.- Miś chce zjeść niebieską galaretkę.Słyszę, jak Clare jęczy i zaczyna wstawać.- A może płatki owsiane z mlekiem? - przymilam się.Alba zastanawia się przez chwilę.- Z cukrem trzcinowym?- Dobra.- Chcesz sama zrobić?- Tak.Mogę się przejechać?Waham się przez chwilę.Nogi bardzo mnie bolą, a Alba jest nato trochę za duża, ale teraz nie potrafię jej niczego odmówić.- Jasne.Wskakuj.Staję na czworakach, a Alba sadowi się na moich plecach.Takruszamy w stronę kuchni.Zaspana Clare stoi przy zlewie i patrzy,458jak kawa kapie do dzbanka.Podchodzę do niej i pocieram głowąo jej kolana.Chwyta Albę pod ramiona i podnosi.Mała cały czaschichocze jak szalona.Podczołguję się do mojego krzesła.- Co na śniadanie? - pyta Clare z uśmiechem.- Galaretka! - piszczy Alba.- Mmm.Jaka? Z płatków kukurydzianych?- Nieeee!- Z bekonu?- Nieee! - Alba przytula się do Clare i ciągnie ją za włosy.- Aj! Nie rób tego kochanie, to boli.Już wiem! Galaretka z płatków owsianych [ Pobierz całość w formacie PDF ]