[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niczym takim z pewnością nie jestem, pani Preston - odrzekł Jack zprzekonaniem.- O? - Ich oczy się spotkały.- Czy coś jest nie w porządku, panie Lincoln?To pytanie pomogło mu się skupić.- Hmm, absolutnie nie, pani Preston.- Wydaje się pan nieco.Nie bardzo potrafię to sprecyzować, ale wydajesię pan, mimo wszystko.- Lekko się przy tym uśmiechała.- Może po prostu denerwuję się czekającym mnie posiłkiem.- Denerwuje się pan? Ależ dlaczego? - Cora wyraznie była zaskoczona.RS 81- Minęło już trochę czasu, od kiedy zasiadałem do stołu w towarzystwiepań.- Sir, nie ma najmniejszej potrzeby, by się pan niepokoił - Cora postukałago lekko po ręce wachlarzem.- Proszę mi wierzyć, że zabraknie panu czasu na to, by się denerwować, zabardzo będzie pan zajęty zaspokajaniem naszej bezgranicznej ciekawości,dotyczącej Feliksa i dalekich stron.- Położyła mu dłoń na rękawie.- Chodzmy na dół, sir.I proszę pamiętać, vouloir, c'est pouvoir.Gdzie jestchęć, znajdzie się i sposób.RS 82Rozdział 14Kolacja się kończyła, służba sprzątnęła obrus i podała likiery i owoce.Wpokoju było ciepło od tańczącego na kominku ognia, światło świec jarzyłosię na twarzach trojga współbiesiadników Jacka, a on opowiadał im o swoichpodróżach po dalekich krainach.Posiłek rozpoczął się od zupy z rukwi, potem podano witlinka i pieczeńwieprzową.Na deser było rozkosznie lekkie ciasto z konfiturą z agrestu.Skromny posiłek, ale pięknie podany i przybrany.Pomimo wyrzutówsumienia, że nie przyznał się do pokrewieństwa z Rafe'em, Jack dobrze siębawił, chociaż dręczyło go poczucie winy, kiedy odgrywał rolę idealnegogościa.Cora i Peter niestrudzenie wypytywali go o Peru, ale Emily wydawała sięnie podzielać ich zaciekawienia.Zresztą może nie do końca była to prawda,ratzej z rozmysłem powstrzymywała się od okazywania zainteresowania.Jack był pewien, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest podniecenie,ożywiające twarz Petera.Obawiała się, że jej syn, podobnie jak Feliks,opuści Anglię i nieczęsto - o ile w ogóle - będzie do niej wracał.Tak więcprzysłuchiwała się rozmowie toczącej się przy stole uprzejmie, ale sama niezadawała pytań.Miała na sobie pąsową suknię z długim rękawem idiamentowe kolczyki, które połyskiwały w świetle świec.Przyglądała sięrozentuzjazmowanemu Peterowi z nieuchronną bo-leścią, jaką odczuwa kochająca matka, kiedy nagle przyszłość staje jejprzed oczami wyrazniej niż dotychczas i wcale nie wydaje się upragniona.Jack rozumiał Emily i kiedy Cora i Peter wdali się w dyskusję - a raczejsprzeczkę - na jakiej wysokości nad poziomem morza leży jezioro Titicaca -pochylił się w jej kierunku.- Większość wędrowców wraca, pani Fairfield.Feliks należy do wyjątków,potwierdzających regułę.Rumieniec zażenowania zabarwił policzki Emily.- Najwyrazniej umie pan czytać w myślach, panie Lincoln.- W tych okolicznościach to nic trudnego.Emily uśmiechnęła się niecoironicznie.- %7ładna kobieta nie lubi słyszeć, że jest otwartą księgą.- Nie otwartą księgą, pani Fairfield, tylko kochającą matką.- Jeżeli Feliks ma być wyjątkiem potwierdzającym regułę, co powiedzieć opanu?RS 83- O mnie?- Proszę mnie poprawić, jeżeli się mylę, ale chyba spędził pan wiele latzagranicą?- Nie z własnej chęci opuściłem kraj - odrzekł Jack po chwili.- O? - Emily stanęli przed oczami depczący panu Lincolnowi po piętach,upominający się o należność wierzyciele, bo przeważnie oni właśnie bylipowodem, dla którego dżentelmeni opuszczali brzegi Anglii.I znowu Jack wyczuł, o czym Emily myśli.- Nie dlatego byłem zmuszony wyjechać, by uchronić się przedwięzieniem - powiedział z uśmiechem.-Wyjechałem, bo nie zostało tu nic,co mogłoby mnie zatrzymać.Przepełniała mnie gorycz, pani Fairfield, ichyba nadal przepełnia.- Gorycz?Jack znowu milczał przez chwilę.Gryzła go świadomość, że tak rażącopominął sprawę Rafe'a.- Oszukańczo wyzuto mnie z mego dziedzictwa.Emily była przerażona.- To okropne.Czy nie ma nadziei, by je pan odzyskał?- Przy obecnym stanie rzeczy, nie - odpowiedział, zastanawiając się, czynie skorzystać z okazji i nie wyjaśnić wszystkiego.- Kto pana oszukał?Nazwisko Rafe'a paliło wargi Jacka, ale coś go powstrzymało.- Och, to zbyt długa historia, pani Fairfield.Cora i Peter uzgodnili poglądyna jezioro Titicacai teraz przysłuchiwali się rozmowie, toczonej po drugiej stronie stołu.Emily taktownie zmieniła temat.- Tutaj, w Shropshire, znajdujemy się trochę na peryferiach wielkichzdarzeń i najnowsze wieści docierają do nas z opóznieniem.Proszę więcprzekazać nam, co słyszał pan w Bristolu.Jestem pewna, że będzie pan miałwiele do powiedzenia.Może o wojnie w Europie?- No cóż, powiadają, że Francuzi odnieśli walne zwycięstwo nadAustriakami.- A, tak, pod jakąś miejscowością o nazwie Ulm, o ile się nie mylę?Jack się uśmiechnął.- Okazuje się, że jednak ma pani aktualne informacje, pani Fairfield.Emily odpowiedziała mu uśmiechem.- Dowiedziałam się tylko dlatego, że wspomniał o tym sir Rafe tuż poswoim powrocie z Londynu.RS 84I znowu Jack powinien był wyjaśnić sprawę Rafe'a, i znowu tego niezrobił.- Może on być lepiej poinformowany, skoro przebywał w stolicy.Wyznam, że po Bristolu krążyły tylko niepoparte dowodami pogłoski.Domoich uszu doszła jeszcze jedna, że pod Kadyksem najprawdopodobniejodbyła się bitwa morska.Dowodził lord Nelson.Cora westchnęła.- Ach, lord Nelson.W sprawach marynarki nie ma równych sobie.Aprzecież za życie prywatne należy mu się jak najsurowsza reprymenda.Jegozwiązek z tą wielką, niemrawą Hamilton to haniebna sprawa! - Popatrzyła naJacka.- Porozmawiajmy o czymś ciekawym.Czy nie słyszał pan żadnychnowinek z Brighton, panie Lincoln?Emily się roześmiała.- Mamo, nie wyobrażam sobie, żeby akurat tego rodzaju ploteczkirozchodziły się po bristolskim porcie.- Och, pewnie masz rację.Ciekawa jestem tylko, co pani Fitzherbert teraznosi.Młoda kobieta bacznie przyjrzała się matce.- Ja wolałabym dowiedzieć się, czy ta dama zostanie naszą następnąkrólową.Wygląda na to, że mimo wszystko książę Walii ożenił się zarównoz nią, jak i z księżną Walii, przez co chyba stał się bigamistą.Czy tak, panieLincoln?- Jeżeli to prawda, to jest bigamistą - odpowiedział Jack.Wargi Cory zadrgały.- Mam nadzieję, że to prawda; przynajmniej paniFitzherbert jest damą.A Karolina Brunszwicka to jeszcze jedna wielka,niemrawa baba, całkiem jak lady Hamilton.Po prostu okropna.Jack poczuł, że musi coś powiedzieć.- Może i tak, pani Preston, ale z pewnością problem nie w zaletach czywadach tych dwóch obecnych w życiu księcia dam.Powinniśmy raczejzastanawiać się nad charakterem samego księcia.Czy człowiek, który potrafizlekceważyć pierwszą żonę, żeby wziąć sobie drugą, jest naprawdępożądanym kandydatem na króla?Cora się uśmiechnęła.- Ależ panie Lincoln, czyżby chciał pan podburzać nas do buntu?Jack parsknął śmiechem.- Musiałem ten rewolucyjny nastrój przywiezć ze sobą z Limy.RS 85Wargi Petera się rozchyliły.- To w Limie jest rewolucja? - wykrztusił.Cora jęknęła.- Och, proszę was, tylko nie zaczynajmy jeszcze o peruwiańskiej polityce!Emily się uśmiechnęła.- Zgadzam się, mamo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl