[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu odeszłam.Zdążyłam minąć jedną przecznicę, gdy dobiegło mnie głośnemiauczenie Drapka.Obejrzałam się.Stał obok Hasfusha ze wściekłością w fioletowych oczach igniewnie rozkołysanym ogonem.Był na mnie zły.I wiedziałam, dlaczego.Pomyślałam: wstydź się, Rebecco Cooper.Może Hasfush nie matego, czego byś chciała, ale to jeszcze nie powód, by źle traktować starego przyjaciela.Nic mu nie dałam.I nic nie wyniosłam z gwaru głosów, które pochwycił od czasu mojejostatniej wizyty.Obróciłam się na pięcie i znowu podeszłam do kręta.Drapek podniósł na mnie wzrok.Nonareszcie, powiedział.– Nie dręcz mnie – poprosiłam.Ze swojej torby wyciągnęłam woreczek pyłu, który zebrałam na Drodze Pałacowej.Napowrót weszłam do Hasfusha.Najpierw przeprosiłam, że go tak zostawiłam.Potem wysypałampył.Jego boki ścisnęły mnie z taką siłą, z jaką moje płuca naciskają na żebra, gdy bioręgłęboki wdech.Był zadowolony.Gdy osiadł niżej, bliżej gruntu, otworzyłam się na głosy, którepochwycił w swoje powiewy.Plotki, kłótnie, flirty, wszystko to wlało się do mojego umysłu.Moją uwagę zwrócił ciąg szeptów.– To druga brygada.Jak myślisz, jak długo utrzymają nas, strażników, przy życiu?– Tak długo, jak będziemy mieli robotę i trzymali język za zębami.Nie bądź głupi, Jens.Jesteśmy magicznie naznaczeni.Pij.Po winie gorącej krwi łatwiej znieść to, co robimy.Zresztąwystarczająco dobrze nam płacą.Nie ruszałam się, aż z Hasfusha przestały się dobywać dźwięki inne niż poszum wiatru iszurgot żwiru o kamienie.Gdy spłaciłam dług, jak należy, wystąpiłam z jego kręgu.Wzamyśleniu zaczęłam się otrzepywać z kurzu i śmieci.– Jens.Mamy imię, Drapku – powiedziałam.Ręce mi się trzęsły.– Nareszcie.I nieuzyskałabym go, gdybyś nie wezwał mnie z powrotem, żebym była uprzejma.Wskoczył mi na ramię i zamruczał mi do ucha.Uczysz się powoli, ale się uczysz.Musiałam walczyć ze sobą, by nie pobiec z nowinami do domu Tunstalla albo Goodwin.Zamiast tego odwiedziłam wszystkie swoje kręty w Niższym Mieście w nadziei, że możedowiem się czegoś więcej.I rzeczywiście, uzyskałam informacje o nielegalnej sprzedażyniewolników i planie porwania.Mogłam je przekazać Ahudzie.Później zajęłam się gołębiami.Kupiłam chleb i karmiłam je na placach przy fontannach,licząc na jakieś nowe informacje.Przy Placu Szklarzy podszedł do mnie, zataczając się,kompletnie pijany żebrak.Poprosił o pieniądze, ale pokręciłam głową.Byłam zajęta.Żeńskadusza, noszona przez jednego z ptaków, opowiadała mi o synu.Pewnego dnia powiedział, że niestać go na mamę, która nie może pracować, i utopił ją w balii.Żebrak wszedł w moje stado akurat w chwili, gdy dusza miała mi podać nazwiskozabójcy.– Te, zdzira! – krzyknął.– Co jest? Kochasz te zawszone ptaki bardziej niż ludzi?Tego było już za wiele.Wcześniej wytrącił mnie z równowagi fakt, że pojawiło sięsiedem nowych duchów kopaczy.Teraz ten kretyn spłoszył gołębie i nie usłyszałam nazwiskajeszcze jednego mordercy.Więc chociaż mi wstyd, gdy to piszę, niczego nie ukryję.Straciłampanowanie nad sobą.Złapałam go za uszy i popatrzyłam mu prosto w oczy.– Wynoś się, zanim tak cię zdzielę, że długo się nie obudzisz.– Ledwie poznawałamwłasny głos.– Przynosisz wstyd kobiecie, która cię urodziła.Cały jej ból, cała krew.I po co? –Puściłam go.– Znajdź sobie w życiu coś do roboty.Cofnął się o dwa kroki i wykonał gest przeciwko złu.– Masz oczy ducha!– Jesteś pijany przed południem! – krzyknęła jakaś kobieta.– Zjeżdżaj, zanim cięukamienujemy.Zasłużyłeś na to, sikając gdzie popadnie, chociaż nikt nie zrobił ci nic złego.Do jej krzyków dołączyły inne, z różnych stron placu.W żebraka poleciało nawet kilkakamieni, podniesionych z ulicy.Najwyraźniej nie tylko mnie obraził.Oddalił się chwiejnymkrokiem, ścigany drwinami.Zmusiłam się, by podnieść wzrok.– Dzięki – powiedziałam.– Ten chłop to zad muła – stwierdziła kobieta, która zaczęła wołać jako pierwsza.–Przecież tylko karmiłaś ptaki.Miło popatrzeć, jak się pochylasz, jakbyś słuchała, co mówią.Tenkot też wygląda, jakby słuchał.– Gadałaś do tego pijusa, jakbyś była Psem – odezwała się jakaś dziewczyna, wyżymająccoś szarego.– Nie widziałaś jej z Tunstallem i Goodwin? Należy do Straży Wieczornej.Cooper,prawda? – spytała pierwsza kobieta.– Wykonuje dobrą robotę, jak na Szczenię.Tyle uwagi w zupełności mi wystarczyło.Podziękowałam im jeszcze raz i sobie poszłam.Miałam jeszcze dość czasu, by powiedzieć o Jensie Matce Cantwell i innym moim Ptaszkom.Wmieście mogły być setki chłopów o tym imieniu, ale jak wielu bierze pieniądze odKrzywonogiego?Po końcu służby.Jak tylko zakończyliśmy dziś odprawę, powiedziałam swoim Psom, czego siędowiedziałam o Jensie.– Ciężka sprawa – powiedział Tunstall, gdy szliśmy do Dworu Łotra.– Ma piętno maga.Jak znajdziemy tego Jensa, nie wiem, czy Fulk zdoła unieszkodliwić zaklęcie śmierci.– Które może zacząć działać, kiedy go przymkniemy, jeszcze zanim zacznie mówić –dodała Goodwin.– Musimy najpierw wiedzieć, gdzie ten cały Jens może wpaść nam w ręce.Wtedy zabierzemy Berrymana na obiecaną przechadzkę i miejmy nadzieję, że uda mu sięzablokować te piętna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W końcu odeszłam.Zdążyłam minąć jedną przecznicę, gdy dobiegło mnie głośnemiauczenie Drapka.Obejrzałam się.Stał obok Hasfusha ze wściekłością w fioletowych oczach igniewnie rozkołysanym ogonem.Był na mnie zły.I wiedziałam, dlaczego.Pomyślałam: wstydź się, Rebecco Cooper.Może Hasfush nie matego, czego byś chciała, ale to jeszcze nie powód, by źle traktować starego przyjaciela.Nic mu nie dałam.I nic nie wyniosłam z gwaru głosów, które pochwycił od czasu mojejostatniej wizyty.Obróciłam się na pięcie i znowu podeszłam do kręta.Drapek podniósł na mnie wzrok.Nonareszcie, powiedział.– Nie dręcz mnie – poprosiłam.Ze swojej torby wyciągnęłam woreczek pyłu, który zebrałam na Drodze Pałacowej.Napowrót weszłam do Hasfusha.Najpierw przeprosiłam, że go tak zostawiłam.Potem wysypałampył.Jego boki ścisnęły mnie z taką siłą, z jaką moje płuca naciskają na żebra, gdy bioręgłęboki wdech.Był zadowolony.Gdy osiadł niżej, bliżej gruntu, otworzyłam się na głosy, którepochwycił w swoje powiewy.Plotki, kłótnie, flirty, wszystko to wlało się do mojego umysłu.Moją uwagę zwrócił ciąg szeptów.– To druga brygada.Jak myślisz, jak długo utrzymają nas, strażników, przy życiu?– Tak długo, jak będziemy mieli robotę i trzymali język za zębami.Nie bądź głupi, Jens.Jesteśmy magicznie naznaczeni.Pij.Po winie gorącej krwi łatwiej znieść to, co robimy.Zresztąwystarczająco dobrze nam płacą.Nie ruszałam się, aż z Hasfusha przestały się dobywać dźwięki inne niż poszum wiatru iszurgot żwiru o kamienie.Gdy spłaciłam dług, jak należy, wystąpiłam z jego kręgu.Wzamyśleniu zaczęłam się otrzepywać z kurzu i śmieci.– Jens.Mamy imię, Drapku – powiedziałam.Ręce mi się trzęsły.– Nareszcie.I nieuzyskałabym go, gdybyś nie wezwał mnie z powrotem, żebym była uprzejma.Wskoczył mi na ramię i zamruczał mi do ucha.Uczysz się powoli, ale się uczysz.Musiałam walczyć ze sobą, by nie pobiec z nowinami do domu Tunstalla albo Goodwin.Zamiast tego odwiedziłam wszystkie swoje kręty w Niższym Mieście w nadziei, że możedowiem się czegoś więcej.I rzeczywiście, uzyskałam informacje o nielegalnej sprzedażyniewolników i planie porwania.Mogłam je przekazać Ahudzie.Później zajęłam się gołębiami.Kupiłam chleb i karmiłam je na placach przy fontannach,licząc na jakieś nowe informacje.Przy Placu Szklarzy podszedł do mnie, zataczając się,kompletnie pijany żebrak.Poprosił o pieniądze, ale pokręciłam głową.Byłam zajęta.Żeńskadusza, noszona przez jednego z ptaków, opowiadała mi o synu.Pewnego dnia powiedział, że niestać go na mamę, która nie może pracować, i utopił ją w balii.Żebrak wszedł w moje stado akurat w chwili, gdy dusza miała mi podać nazwiskozabójcy.– Te, zdzira! – krzyknął.– Co jest? Kochasz te zawszone ptaki bardziej niż ludzi?Tego było już za wiele.Wcześniej wytrącił mnie z równowagi fakt, że pojawiło sięsiedem nowych duchów kopaczy.Teraz ten kretyn spłoszył gołębie i nie usłyszałam nazwiskajeszcze jednego mordercy.Więc chociaż mi wstyd, gdy to piszę, niczego nie ukryję.Straciłampanowanie nad sobą.Złapałam go za uszy i popatrzyłam mu prosto w oczy.– Wynoś się, zanim tak cię zdzielę, że długo się nie obudzisz.– Ledwie poznawałamwłasny głos.– Przynosisz wstyd kobiecie, która cię urodziła.Cały jej ból, cała krew.I po co? –Puściłam go.– Znajdź sobie w życiu coś do roboty.Cofnął się o dwa kroki i wykonał gest przeciwko złu.– Masz oczy ducha!– Jesteś pijany przed południem! – krzyknęła jakaś kobieta.– Zjeżdżaj, zanim cięukamienujemy.Zasłużyłeś na to, sikając gdzie popadnie, chociaż nikt nie zrobił ci nic złego.Do jej krzyków dołączyły inne, z różnych stron placu.W żebraka poleciało nawet kilkakamieni, podniesionych z ulicy.Najwyraźniej nie tylko mnie obraził.Oddalił się chwiejnymkrokiem, ścigany drwinami.Zmusiłam się, by podnieść wzrok.– Dzięki – powiedziałam.– Ten chłop to zad muła – stwierdziła kobieta, która zaczęła wołać jako pierwsza.–Przecież tylko karmiłaś ptaki.Miło popatrzeć, jak się pochylasz, jakbyś słuchała, co mówią.Tenkot też wygląda, jakby słuchał.– Gadałaś do tego pijusa, jakbyś była Psem – odezwała się jakaś dziewczyna, wyżymająccoś szarego.– Nie widziałaś jej z Tunstallem i Goodwin? Należy do Straży Wieczornej.Cooper,prawda? – spytała pierwsza kobieta.– Wykonuje dobrą robotę, jak na Szczenię.Tyle uwagi w zupełności mi wystarczyło.Podziękowałam im jeszcze raz i sobie poszłam.Miałam jeszcze dość czasu, by powiedzieć o Jensie Matce Cantwell i innym moim Ptaszkom.Wmieście mogły być setki chłopów o tym imieniu, ale jak wielu bierze pieniądze odKrzywonogiego?Po końcu służby.Jak tylko zakończyliśmy dziś odprawę, powiedziałam swoim Psom, czego siędowiedziałam o Jensie.– Ciężka sprawa – powiedział Tunstall, gdy szliśmy do Dworu Łotra.– Ma piętno maga.Jak znajdziemy tego Jensa, nie wiem, czy Fulk zdoła unieszkodliwić zaklęcie śmierci.– Które może zacząć działać, kiedy go przymkniemy, jeszcze zanim zacznie mówić –dodała Goodwin.– Musimy najpierw wiedzieć, gdzie ten cały Jens może wpaść nam w ręce.Wtedy zabierzemy Berrymana na obiecaną przechadzkę i miejmy nadzieję, że uda mu sięzablokować te piętna [ Pobierz całość w formacie PDF ]