[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noe odwrócił wzrok.- Przestań, Poppy, nie wygłupiaj się.Zrobiłam nadąsaną minę i (ostrożnie) zbliżyłam się do niego Objęłam go idelikatnie pocałowałam w szyję.Noe zrobił głęboki wydech.- Nie wygłupiam się - szepnęłam.- Chcę, żebyś mnie wykorzystał.Powoli uwolnił się z moich objęć.- Nie wiesz może, gdzie się podziała moja znajoma feministka?Wzruszyłam ramionami.Alkoholowe szaleństwo rzeczywiściezmienia osobowość.Kampanie społeczne w telewizji mówią prawdę. Noe mocno chwycił moją dłoń i poprowadził mnie dalej.Choć kryła się wemnie jakaś trzezwa cząstka, która odetchnęła z ulgą, że mój chłopak niezamierza skorzystać z mojej pijackiej gotowości na nowe doznania, zostałaona zagłuszona przez ogromną falę poniżeni.i, że odrzucił moją propozycję.Szliśmy do Noego (no dobra, ja kuśtykałam), gdy tymczasem słońce zaczęłozachodzić.Niebo zaćmiły jeszcze ciemniejsze chmury, a dalekie grzmotyzapowiadały nadchodzącą burzę.podążałam za Noem.Zła.Milcząca.Poszliśmy skrótem przez skwer pełen wielkich dębów.Prawie zapadłzmierzch i zdecydowałam, że nie idę dalej.Bez żadnej zapowiedzi puściłamNoego i usiadłam w wysokiej trawie.Spojrzał na mnie zaskoczony.Siedziałam po turecku, z rękamikrzyżowanymi na piersi.Z nadąsaną miną.- Co znowu, Poppy?- Nic.- Nie wierzę ci.- Westchnął i usiadł obok.Odwróciłam wzrok - nadal byłam zażenowana.Przy skwerze stało kilkadomów, ale było zbyt ciemno, żeby ktokolwiek mógł nas zauważyć.Przezzasłony w oknach przebijał pomarańczowy blask.Wszyscy pewnie szykowalisię do kolacji.Jeszcze nie jadłam nic po szkole.To był błąd.W ustach miałam kwaśnyposmak piwa.- Będziemy tak siedzieć w milczeniu?- Uważasz mnie za odpychającą.- Mówiłam jak rozpieszczony bachor, ale w ogóle mnie to nie obchodziło.- Poppy, czy naprawdę mam rozumieć, że złościsz się na mnie, bo niezamierzam wykorzystać tego, że jesteś pijana?Trzezwa część mojego mózgu na chwilę zdobyła przewagę.- Cóż, jeśli spojrzeć na to z tej strony.- Uśmiechnęłam się do siebie.Noe przysunął się bliżej, praktycznie stykaliśmy się teraz udami Wziął mnieza rękę.- Poppy Lawson, czy zdajesz sobie sprawę, jak trudno ci się oprzeć?Czułam jego oddech na szyi.Zadrżałam.- Ty raczej niezle sobie radzisz.- Próbuję być dżentelmenem.Nie rozumiesz?- Dlaczego dla innych dziewczyn nim nie jesteś?- Bo ty nie jesteś jakąś inną dziewczyną.To dlatego próbuję ignorowaćtwoje pijackie zaloty.A jest to bardzo, bardzo trudne uwierz mi.Tak bardzo chciałam, by mnie pocałował, że sprawiało mi to wręcz fizycznyból.Nachyliłam się i pocałowałam go w szyję.- Czy kiedy tak robię, nadal potrafisz mi się oprzeć? - zapytałamZnów go pocałowałam.Noe zamknął oczy.- Ledwo, ledwo.- A jeśli zrobię tak? - Delikatnie przygryzłam mu ucho, a on ciężkowestchnął.Obsypałam pocałunkami jego twarz i powieki, zaczepnie musnę łamwargami jego usta.Zauważyłam, że chcą odpowiedzieć na mój dotyk, aleznowu zajęłam się szyją.Noe lekko rozwarł wargi. - W porządku, nadal sobie radzę.Prawie.- A co teraz?Zbierając wszystko, co zostało z mojej pijackiej odwagi, pocałowałam goprosto w usta.Jedną ręką objęłam go za szyję, przeczesując mu palcami włosy.Drugą wsunęłam mu pod koszulkę.Gdy tylko dotknęłam jego nagiej skóry,Noe jęknął i wszystkie jego opory ustąpiły.Przewrócił mnie na plecy i leżąc namnie, całował bez opamiętania.To było cudowne.Zadrżałam, czując gęsią skórkę na i dym ciele.Szarpałam się z jego koszulką.- Poppy, próbuję zachować się honorowo - powiedział z ustami przymoich.- Nie obchodzi mnie to.Naprawdę nie obchodziło.Ani trochę.Ostatnie resztki rozsądku w moim umyśle zostały wyparte przez i litego.Ijego smak.Nie zauważyłam, że niebo nad nami pokryło się nieprzeniknionączernią, a śpiew ptaków zamilkł.Wygięłam plecy u łuk, pragnąc być tak bliskoNoego, jak to tylko możliwe.Czułam chłód jego dłoni wokół talii.Jego ręcebłądziły pod sukienką po moich plecach.Nagły GRZMOT przerwał nam, zanim sprawy potoczyły się dalej, Zaskoczonakrzyknęłam.Oderwaliśmy się od siebie akurat w porę, żeby zobaczyć wielkie,rozwidlone błyskawice rozdzierające niebo.- Co się, do diabła, dzieje?Zanim Noe zdążył mi odpowiedzieć, chmury pękły.W mgnieniu oka suchepowietrze wypełniły ciężkie kurtyny deszczu.Natychmiast przemokłam dosuchej nitki.Woda przesiąkła przez moją lekką bawełnianą sukienkę,zmoczyła mi włosy i wypełniła buty.Noe chwycił mnie za rękę. - Szybko, musimy się gdzieś schować.Pobiegliśmy, bezsensownie trzymając ręce nad głową, by osłonić się przedulewą.Krople odbijały się od chodnika, a ulicą już płynął wartki potok.Biegnąc w strugach deszczu, starałam się być blisko Noego.Chwilami padałotak mocno, że ledwo go widziałam.Tylko wściekłe uderzenia błyskawicoświetlały jego ciemną sylwetkę przede mną.- Już prawie jesteśmy.- Deszcz tłumił jego krzyk.Nawałnica ani trochę nie słabła.Jeszcze nigdy czegoś takiego nieprzeżyłam.Każde uderzenie pioruna było tak głośne, że wypełniało mniestraszliwym przeczuciem apokalipsy.Bałam się.Epicentrumburzy było dokładnie nad nami i nie mogłam pozbyć się wizji błyskawicy,która uderza w mokrą ziemię i rozprzestrzenia całą swoją zabójczą siłę powodzie zalewającej chodnik, gdzie właśnie brodziliśmy.Kolejny błyskujawnił, że jesteśmy już pod blokiem Noego.Poczułam niewysłowioną ulgę.Noe zdołał otworzyć zamek, wepchnął mnie do holu i zatrzasnął za namidrzwi. 20Wewnątrz było znacznie ciszej.W milczeniu patrzyliśmy, jak nawałnicaroznosi Middletown na strzępy.Wicher przyginał drzewa do samej ziemi.Ulicami płynęły strumienie pełne śmieci, a poziom wody ciągle się podnosił.Było jej tyle, że wylewała się na chodnik, słyszeliśmy bulgot studzienek, którenie były w stanie odprowadzić luk olbrzymiej ilości wody.Noe chwycił mnie za rękę.- Chodz, musisz się wysuszyć.Poprowadził mnie do swojego mieszkania.Stanęłam w salonie, dzwoniączębami z zimna.Przyniósł z łazienki dwa białe puszyste ręczniki.-Trzymaj - powiedział, rzucając mi jeden [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl