[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doskonale zrozumiał subtelną sugestię.Savjani jestprotegowanym Księcia Regenta.Conrad siłą wycisnął informacje ze zwykłegowłaściciela pubu, ale nie może zadzierać z jednym z najbardziej wpływowychprzedsiębiorców w Londynie.Savjani coś wiedział - to pewne - ale nic nie uda się zniego wydobyć.- Koniecznie.- Zmarszczył brwi.- I pamiętaj, mój mały krawcze, że czasamiwładcy szybko się zmieniają.- To prawda - zgodził się Savjani.Już się nie uśmiechał.- Choć nie tak szybko, jaksię niektórym wydaje.Conrad nie miał czasu ani ochoty wdawać się w słowną przepychankę z tymirytującym człowieczkiem.Odwrócił się gwałtownie i wybiegł w mokrą ciemność,zastanawiając się, co na to wszystko powie St John Golden.Stojąc na środku zrujnowanego mieszkania Opowiadacz-ki, komandor z furiąwypluwał przekleństwa, coraz szybciej i gwałtowniej, aż zaczął się dławić bełkotliwąfalą słów zmieszanych ze śliną.Wreszcie umilkł i dysząc, odzyskiwał oddech.%7łyła naskroni pulsowała mu szaleńczo.To nie tak miało być.Historie powinny już być jego.Ten świat powinien do niegonależeć.Mroczny Wiek powinien nadejść, zanim ktokolwiek zorientuje się, co się stało.Zamiast tego mógł tylko miotać się po jej pokojach jak obłąkany, niszcząc wszystko,co do niej należało, i nie próbując nawet szukać.Archiwiści krążyli spokojnie pobudynku Old Bailey, nieświadomi, jaka wściekłość szaleje tuż nad ich głowami.Przepadła, zniknęła w głębinach więzienia i nigdy nie wróci.A on nic nie znalazł.Nie wiedział nawet, czego szuka.Pierwszy raz słyszał, żebyOpowiadaczka i jej historie zostały rozdzielone.Według jego wiedzy Opowiadaczka nosihistorie w sobie, póki nie staną się dla niej zbyt wielkim ciężarem, i wtedy przekazuje jenastępczyni.Jeśli Odwieczne Historie nie są już w Opowiadaczce, to gdzie mogą być?Ostry sztylet bólu wbił mu się w mózg tuż za lewym okiem.St John opadł ciężko nabrzeg łóżka i opuścił ramiona.O Boże, ależ tęsknił za porządnym porankiem.Ranonajlepiej mu się myślało.Kiedy budził się i widział słońce wysoko na niebie, miałwrażenie, że zabrano mu coś ważnego, a nie chciał tego czuć.Zwłaszcza teraz.Wyjrzał przez okno, w gęstą noc.Deszcz bębnił w szybę zwieńczonego łukiem okna.Czy był poranek, czy popołudnie, nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasiezobaczą słońce.Nadciągała czarna burza - chyba że St Johnowi uda się ją powstrzymać.Zadrżał.Mimo całej swojej brawury pamiętał, że z czarną burzą przychodzi szaleństwo;słyszał historie o ostatnim zbiorowym obłędzie po śmierci Baxtera.Podczas czarnejburzy wszystko może się zdarzyć.Na kręconych schodach zadudniły ciężkie kroki; wyczulone ucho komandoraodróżniło w ich rytmie brzęk, jaki wydaje okryty pochwą miecz, uderzając o ludzkąnogę.- Tu jestem, Conradzie - odezwał się zmęczonym głosem.Zaczekał, aż młodyRycerz stanie przed nim.- A więc? Znalazłeś ich?Conrad Eyre nie zwrócił uwagi na rozrzucone i porozbijane przedmioty.Przygryzłwargę.- Byli w pubie Czerwony Lew, a stamtąd poszli do Savja-niego, przy Circus.-Zatrzymał się, żeby strząsnąć z płaszcza kilka ciemnych kropel.Siedząc wśród zniszczonej własności Opowiadaczki, St John poczuł zapach deszczu:nieco podobny do odoru rzeki, ale gorszy: błotnisty i obrzydliwie słodki, z nutą zgnilizny.- Savjani nie chciał powiedzieć, dokąd poszli.Nie mogłem go zmusić w żadensposób.Zasugerował mi bardzo wyraznie, że jest przyjacielem Księcia Regenta -dokończył Conrad.Umysł St Johna wypchnął na powierzchnię wspomnienia dawnych czasów.Lewastopa Rycerza kilkakrotnie uderzyła w dywan.Savjani.dlaczego chłopak, któregoHarlequin tak chronił, poszedł do Savjaniego? Imię krawca kojarzyło się z czymśważnym.Ktoś miał z nim coś wspólnego.ktoś.- Fowkes! - Nazwisko wyskoczyło nagle z ust St Johna, przerywając bieg jegomyśli.- Szukają Fowkesa.- Kogo? - zapytał zaskoczony Conrad.Oślepiony gniewem St John ledwie gowidział.Jak mógł zapomnieć o Fowke-sie?! Poczuł, że krew zalewa mu twarz, ispróbował się opanować.Conrad nie powinien widzieć, jak jego zwierzchnik traci nadsobą kontrolę.Dosyć już tego.- Fowkes był Rycerzem, zanim wstąpiłeś do Zakonu.Był najlepszym przyjacielemBaxtera.- Baxtera? - szepnął Conrad.- Czy to nie ten.?St John uśmiechnął się posępnie.- Zginął tutaj, w tym budynku, u podnóża schodów.Zamordował go rozjuszonytłum.Baxter popełnił straszliwy grzech: zakochał się w Opowiadaczce.Przekroczyłgranicę.- Spojrzał na Conrada.- Chociaż Opowiadaczka oznajmiła w Domu PrawdRzeczywistych, że nigdy jej nie tknął.- O Jezu.- Tak.- St John uniósł brew.- Biedny Baxter nie miał szczęścia.A cała ta sprawa omało nie doprowadziła do rozwiązania Zakonu.Savjani uwielbiał ich obu, Baxtera iFowkesa.Na pewno dlatego chłopcy do niego poszli.Szukają Fowkesa.- Nigdy o nim nie słyszałem.- Wszyscy pamiętają Baxtera, ale zapomnieliśmy o Fow-kesie.Zabawne.Byłdobrym Rycerzem.Gdyby nie zniknął, mógłby rywalizować ze mną o godnośćkomandora.St John uśmiechnął się niemal tęsknie.Kiedy zniknął Fowkes, Conrad był chłopcem.Fowkes i Baxter należeli do innego gatunku Rycerzy.Uśmiech na ustach St Johnastwardniał.I dlatego on i jego ludzie wygrają.Ich gatunek jest silniejszy.- Kanciarze - powiedział nagle.Jego oczy znów miały kolor stalowego ostrza.-Stawiam wszystkie pieniądze, że jest u Kanciarzy.Kiedy go znajdziesz, zabij.Zawiesił głos.- I zabij tych cholernych gówniarzy.Chcę to wreszcie załatwić.Conrad zniknął równie nagle, jak się pojawił, zostawiając St Johna samego w całymoceanie bieli.Fowkes.Powinien był od razu o nim pomyśleć.Wyciągnął z kieszeniwytłaczaną srebrną papierośnicę, wydobył francuskiego papierosa i zapalił.Wdychał głęboko dym i patrzył na srebrną kasetkę.Wpadła przez cięcie międzyświatami, jakie wykonał przed tygodniem.Zapomniał oddać ją swojemu nieuchwytnemupartnerowi z Gdzieświata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Doskonale zrozumiał subtelną sugestię.Savjani jestprotegowanym Księcia Regenta.Conrad siłą wycisnął informacje ze zwykłegowłaściciela pubu, ale nie może zadzierać z jednym z najbardziej wpływowychprzedsiębiorców w Londynie.Savjani coś wiedział - to pewne - ale nic nie uda się zniego wydobyć.- Koniecznie.- Zmarszczył brwi.- I pamiętaj, mój mały krawcze, że czasamiwładcy szybko się zmieniają.- To prawda - zgodził się Savjani.Już się nie uśmiechał.- Choć nie tak szybko, jaksię niektórym wydaje.Conrad nie miał czasu ani ochoty wdawać się w słowną przepychankę z tymirytującym człowieczkiem.Odwrócił się gwałtownie i wybiegł w mokrą ciemność,zastanawiając się, co na to wszystko powie St John Golden.Stojąc na środku zrujnowanego mieszkania Opowiadacz-ki, komandor z furiąwypluwał przekleństwa, coraz szybciej i gwałtowniej, aż zaczął się dławić bełkotliwąfalą słów zmieszanych ze śliną.Wreszcie umilkł i dysząc, odzyskiwał oddech.%7łyła naskroni pulsowała mu szaleńczo.To nie tak miało być.Historie powinny już być jego.Ten świat powinien do niegonależeć.Mroczny Wiek powinien nadejść, zanim ktokolwiek zorientuje się, co się stało.Zamiast tego mógł tylko miotać się po jej pokojach jak obłąkany, niszcząc wszystko,co do niej należało, i nie próbując nawet szukać.Archiwiści krążyli spokojnie pobudynku Old Bailey, nieświadomi, jaka wściekłość szaleje tuż nad ich głowami.Przepadła, zniknęła w głębinach więzienia i nigdy nie wróci.A on nic nie znalazł.Nie wiedział nawet, czego szuka.Pierwszy raz słyszał, żebyOpowiadaczka i jej historie zostały rozdzielone.Według jego wiedzy Opowiadaczka nosihistorie w sobie, póki nie staną się dla niej zbyt wielkim ciężarem, i wtedy przekazuje jenastępczyni.Jeśli Odwieczne Historie nie są już w Opowiadaczce, to gdzie mogą być?Ostry sztylet bólu wbił mu się w mózg tuż za lewym okiem.St John opadł ciężko nabrzeg łóżka i opuścił ramiona.O Boże, ależ tęsknił za porządnym porankiem.Ranonajlepiej mu się myślało.Kiedy budził się i widział słońce wysoko na niebie, miałwrażenie, że zabrano mu coś ważnego, a nie chciał tego czuć.Zwłaszcza teraz.Wyjrzał przez okno, w gęstą noc.Deszcz bębnił w szybę zwieńczonego łukiem okna.Czy był poranek, czy popołudnie, nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasiezobaczą słońce.Nadciągała czarna burza - chyba że St Johnowi uda się ją powstrzymać.Zadrżał.Mimo całej swojej brawury pamiętał, że z czarną burzą przychodzi szaleństwo;słyszał historie o ostatnim zbiorowym obłędzie po śmierci Baxtera.Podczas czarnejburzy wszystko może się zdarzyć.Na kręconych schodach zadudniły ciężkie kroki; wyczulone ucho komandoraodróżniło w ich rytmie brzęk, jaki wydaje okryty pochwą miecz, uderzając o ludzkąnogę.- Tu jestem, Conradzie - odezwał się zmęczonym głosem.Zaczekał, aż młodyRycerz stanie przed nim.- A więc? Znalazłeś ich?Conrad Eyre nie zwrócił uwagi na rozrzucone i porozbijane przedmioty.Przygryzłwargę.- Byli w pubie Czerwony Lew, a stamtąd poszli do Savja-niego, przy Circus.-Zatrzymał się, żeby strząsnąć z płaszcza kilka ciemnych kropel.Siedząc wśród zniszczonej własności Opowiadaczki, St John poczuł zapach deszczu:nieco podobny do odoru rzeki, ale gorszy: błotnisty i obrzydliwie słodki, z nutą zgnilizny.- Savjani nie chciał powiedzieć, dokąd poszli.Nie mogłem go zmusić w żadensposób.Zasugerował mi bardzo wyraznie, że jest przyjacielem Księcia Regenta -dokończył Conrad.Umysł St Johna wypchnął na powierzchnię wspomnienia dawnych czasów.Lewastopa Rycerza kilkakrotnie uderzyła w dywan.Savjani.dlaczego chłopak, któregoHarlequin tak chronił, poszedł do Savjaniego? Imię krawca kojarzyło się z czymśważnym.Ktoś miał z nim coś wspólnego.ktoś.- Fowkes! - Nazwisko wyskoczyło nagle z ust St Johna, przerywając bieg jegomyśli.- Szukają Fowkesa.- Kogo? - zapytał zaskoczony Conrad.Oślepiony gniewem St John ledwie gowidział.Jak mógł zapomnieć o Fowke-sie?! Poczuł, że krew zalewa mu twarz, ispróbował się opanować.Conrad nie powinien widzieć, jak jego zwierzchnik traci nadsobą kontrolę.Dosyć już tego.- Fowkes był Rycerzem, zanim wstąpiłeś do Zakonu.Był najlepszym przyjacielemBaxtera.- Baxtera? - szepnął Conrad.- Czy to nie ten.?St John uśmiechnął się posępnie.- Zginął tutaj, w tym budynku, u podnóża schodów.Zamordował go rozjuszonytłum.Baxter popełnił straszliwy grzech: zakochał się w Opowiadaczce.Przekroczyłgranicę.- Spojrzał na Conrada.- Chociaż Opowiadaczka oznajmiła w Domu PrawdRzeczywistych, że nigdy jej nie tknął.- O Jezu.- Tak.- St John uniósł brew.- Biedny Baxter nie miał szczęścia.A cała ta sprawa omało nie doprowadziła do rozwiązania Zakonu.Savjani uwielbiał ich obu, Baxtera iFowkesa.Na pewno dlatego chłopcy do niego poszli.Szukają Fowkesa.- Nigdy o nim nie słyszałem.- Wszyscy pamiętają Baxtera, ale zapomnieliśmy o Fow-kesie.Zabawne.Byłdobrym Rycerzem.Gdyby nie zniknął, mógłby rywalizować ze mną o godnośćkomandora.St John uśmiechnął się niemal tęsknie.Kiedy zniknął Fowkes, Conrad był chłopcem.Fowkes i Baxter należeli do innego gatunku Rycerzy.Uśmiech na ustach St Johnastwardniał.I dlatego on i jego ludzie wygrają.Ich gatunek jest silniejszy.- Kanciarze - powiedział nagle.Jego oczy znów miały kolor stalowego ostrza.-Stawiam wszystkie pieniądze, że jest u Kanciarzy.Kiedy go znajdziesz, zabij.Zawiesił głos.- I zabij tych cholernych gówniarzy.Chcę to wreszcie załatwić.Conrad zniknął równie nagle, jak się pojawił, zostawiając St Johna samego w całymoceanie bieli.Fowkes.Powinien był od razu o nim pomyśleć.Wyciągnął z kieszeniwytłaczaną srebrną papierośnicę, wydobył francuskiego papierosa i zapalił.Wdychał głęboko dym i patrzył na srebrną kasetkę.Wpadła przez cięcie międzyświatami, jakie wykonał przed tygodniem.Zapomniał oddać ją swojemu nieuchwytnemupartnerowi z Gdzieświata [ Pobierz całość w formacie PDF ]