[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście wszyscy im się przyglądali.Angela westchnęła z rozmarzeniem.- Pójdę po lód - mruknął pod nosem, czując się naglejak idiota.- Przynieś i dla mnie, chłopcze - zakomenderowała El-RSla.- Tylko nie zapomnij wrzucić go do szklaneczki i polaćginem.Doktor Reed wybuchnął tubalnym śmiechem.Lora długo nie mogła zasnąć, nie tylko dlatego, że dokuczała jej skręcona kostka.Coraz bardziej zależało jej naJonie i to było w najwyższym stopniu niepokojące.On niedługo wyjedzie stąd na zawsze, a sądząc po uwagach, jakierobił na temat życia w małym miasteczku, nie będzie doFern Glen wracał nawet wspomnieniami.Wyjedzie i z ulgązapomni.W dodatku sprawy między mamą a doktorem nie posuwałysię do przodu.Podobno przyjechała, by pożyczyć mu książkęo uprawie warzyw, ale czemu w takim razie ciągnęła za sobąbabcię? A może to babcia koniecznie chciała przyjechać, bynie siedzieć samotnie w domu? Na szczęście w najbliższy piątek w kwiaciarni powinien pojawić się z tuzin panów z wizytówką, na której Lora wypisała imię Ella".Wróciła myślami do Jona.Czuł się zawiedziony postępowaniem Triny, jej odmową przyjazdu, więc zwrócił sięku Lorze.Miało to co prawda ten pozytywny skutek, żerodzina wyglądała na zadowoloną, a mama zadzwoniła doRonalda i odwołała spotkanie.Z pewnością przestaną jąswatać, ale przyjdzie jej za to słono zapłacić złamanym sercem.Tylko nie to.Koniecznie musi coś zrobić.Po pierwsze, skontaktować się z prawnikiem i dowiedzieć, jak rozwija się sytuacja.Po drugie, na piątek rano zamówić świeżą dostawęgozdzików.RSPo trzecie, trzymać się z dala od Jona.Po czwarte.koniecznie zadzwonić do Triny!Jon pchnął szklane drzwi i znalazł się wśród półek z setkami butelek wina.Zza lady wyszła atrakcyjna brunetkaw dopasowanych czerwonych spodniach i białej bluzce.- Słucham pana?- Pani Pullman, przyszedłem w sprawie pani kotki.Teraz go rozpoznała.Jej oczy zwęziły się.- Ach, pan jest tym weterynarzem! Już mówiłam, żenie chcę tej przybłędy.- Owszem, pamiętam.Nie może jednak pani tak po prostu zostawić komuś zwierzęcia w gabinecie i wyjść.- A mnie to można podrzucać zwierzaki do ogrodu? -zaatakowała.- To pan jest wielbicielem zwierząt.Niech jąpan sobie wezmie.- Nie mogę brać cudzego kota.Ona należy do pani.Aha,powinna pani uiścić rachunek za wizytę i za przechowywanie.- Zapłacę - ucięła.- Chwileczkę.Kot należy do mnie.Tak pan powiedział, prawda?- Tak.- W takim razie proszę go uśpić i po kłopocie.Płacę z góry.A teraz chciałabym panu polecić znakomite białe wino.- Uśpić! - wykrzyknął z oburzeniem Jon, zaciskającdłonie.- Jak można uśpić kotną kocicę?!- Niech pan nic podnosi głosu - syknęła.- Straszy mipan klientów.- Niech pani ureguluje rachunek, zapomni o kociei wraca do robienia pieniędzy - warknął i wyszedł.Chciał trzasnąć drzwiami, ale miały pneumatyczny ogra-RSnicznik, który zamykał je powoli, więc mu się nie udało.Zamiast tego kopnął je z furią i szybko ruszył przed siebiechodnikiem, nie widząc nikogo i niczego, gotując sięz wściekłości.Ludzie są okropni!Minął swój samochód, poszedł dalej, szarpnięciem otworzył drzwi kwiaciarni.Za ladą nie było nikogo, za to nazapleczu dostrzegł Lorę.Uśmiechnęła się na jego widok,i to mu odrobinę pomogło.- Czy możesz tu do mnie przyjść? - zawołała.Wszedł do niewielkiego pomieszczenia pełnego kwiatówwe wszystkich możliwych kolorach.Panował tu miły chłód,powietrze było przesycone słodką wonią.- Waśnie niedawno miałyśmy dostawę, przygotowujękwiaty do wstawienia do naszej chłodni - wyjaśniła, przyglądając mu się bacznie.Jon próbował ukryć targające nim uczucia.- Tam masz taboret, siadaj i pomóż mi.Wez ze stołusekator i przycinaj łodygi.Trzeba je skrócić o dwa, trzy centymetry.- Podsunęła mu duży plastikowy pojemnik z gerberami i pokazała, jak należy to robić.Potem już nic nie mówiła, za co był wdzięczny, ponieważchwilowo nie miał ochoty rozmawiać.Wciąż nie mógł dojśćdo siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Oczywiście wszyscy im się przyglądali.Angela westchnęła z rozmarzeniem.- Pójdę po lód - mruknął pod nosem, czując się naglejak idiota.- Przynieś i dla mnie, chłopcze - zakomenderowała El-RSla.- Tylko nie zapomnij wrzucić go do szklaneczki i polaćginem.Doktor Reed wybuchnął tubalnym śmiechem.Lora długo nie mogła zasnąć, nie tylko dlatego, że dokuczała jej skręcona kostka.Coraz bardziej zależało jej naJonie i to było w najwyższym stopniu niepokojące.On niedługo wyjedzie stąd na zawsze, a sądząc po uwagach, jakierobił na temat życia w małym miasteczku, nie będzie doFern Glen wracał nawet wspomnieniami.Wyjedzie i z ulgązapomni.W dodatku sprawy między mamą a doktorem nie posuwałysię do przodu.Podobno przyjechała, by pożyczyć mu książkęo uprawie warzyw, ale czemu w takim razie ciągnęła za sobąbabcię? A może to babcia koniecznie chciała przyjechać, bynie siedzieć samotnie w domu? Na szczęście w najbliższy piątek w kwiaciarni powinien pojawić się z tuzin panów z wizytówką, na której Lora wypisała imię Ella".Wróciła myślami do Jona.Czuł się zawiedziony postępowaniem Triny, jej odmową przyjazdu, więc zwrócił sięku Lorze.Miało to co prawda ten pozytywny skutek, żerodzina wyglądała na zadowoloną, a mama zadzwoniła doRonalda i odwołała spotkanie.Z pewnością przestaną jąswatać, ale przyjdzie jej za to słono zapłacić złamanym sercem.Tylko nie to.Koniecznie musi coś zrobić.Po pierwsze, skontaktować się z prawnikiem i dowiedzieć, jak rozwija się sytuacja.Po drugie, na piątek rano zamówić świeżą dostawęgozdzików.RSPo trzecie, trzymać się z dala od Jona.Po czwarte.koniecznie zadzwonić do Triny!Jon pchnął szklane drzwi i znalazł się wśród półek z setkami butelek wina.Zza lady wyszła atrakcyjna brunetkaw dopasowanych czerwonych spodniach i białej bluzce.- Słucham pana?- Pani Pullman, przyszedłem w sprawie pani kotki.Teraz go rozpoznała.Jej oczy zwęziły się.- Ach, pan jest tym weterynarzem! Już mówiłam, żenie chcę tej przybłędy.- Owszem, pamiętam.Nie może jednak pani tak po prostu zostawić komuś zwierzęcia w gabinecie i wyjść.- A mnie to można podrzucać zwierzaki do ogrodu? -zaatakowała.- To pan jest wielbicielem zwierząt.Niech jąpan sobie wezmie.- Nie mogę brać cudzego kota.Ona należy do pani.Aha,powinna pani uiścić rachunek za wizytę i za przechowywanie.- Zapłacę - ucięła.- Chwileczkę.Kot należy do mnie.Tak pan powiedział, prawda?- Tak.- W takim razie proszę go uśpić i po kłopocie.Płacę z góry.A teraz chciałabym panu polecić znakomite białe wino.- Uśpić! - wykrzyknął z oburzeniem Jon, zaciskającdłonie.- Jak można uśpić kotną kocicę?!- Niech pan nic podnosi głosu - syknęła.- Straszy mipan klientów.- Niech pani ureguluje rachunek, zapomni o kociei wraca do robienia pieniędzy - warknął i wyszedł.Chciał trzasnąć drzwiami, ale miały pneumatyczny ogra-RSnicznik, który zamykał je powoli, więc mu się nie udało.Zamiast tego kopnął je z furią i szybko ruszył przed siebiechodnikiem, nie widząc nikogo i niczego, gotując sięz wściekłości.Ludzie są okropni!Minął swój samochód, poszedł dalej, szarpnięciem otworzył drzwi kwiaciarni.Za ladą nie było nikogo, za to nazapleczu dostrzegł Lorę.Uśmiechnęła się na jego widok,i to mu odrobinę pomogło.- Czy możesz tu do mnie przyjść? - zawołała.Wszedł do niewielkiego pomieszczenia pełnego kwiatówwe wszystkich możliwych kolorach.Panował tu miły chłód,powietrze było przesycone słodką wonią.- Waśnie niedawno miałyśmy dostawę, przygotowujękwiaty do wstawienia do naszej chłodni - wyjaśniła, przyglądając mu się bacznie.Jon próbował ukryć targające nim uczucia.- Tam masz taboret, siadaj i pomóż mi.Wez ze stołusekator i przycinaj łodygi.Trzeba je skrócić o dwa, trzy centymetry.- Podsunęła mu duży plastikowy pojemnik z gerberami i pokazała, jak należy to robić.Potem już nic nie mówiła, za co był wdzięczny, ponieważchwilowo nie miał ochoty rozmawiać.Wciąż nie mógł dojśćdo siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]