[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy końcu każdego rzędu Nathaniel dotyka przelotniektórejś części mojego ciała dłonią lub ustami.Karmi mnie też malinami, a ja przytrzymuję delikatnie jego palcezębami.Pragnę go, chcę go dotykać, ale za każdym razem odwraca się, zanim mogę zrobić coś więcej.Zaczynam się cała trząść z pożądania.Dwa rzędy temu Nathaniel rozpiął mi stanik.Sama ściągnęłam majtki, on roz-piął pasek - i nadal zbieramy maliny.Koszyki są pełne i ciężkie, ramiona bolą mnie od dzwigania i zrywania, ale nie zwracam na to uwagi.Wiem tylko to,że całe moje ciało wibruje z pragnienia.Pulsowanie krwi dawno przemieniło się w dudnienie i nie jestem w stanieznosić tego dłużej.Kiedy dochodzę do końca ostatniego rzędu, odkładam koszyk na ziemię i odwracam się doNathaniela, niezdolna już dłużej ukrywać desperacji.- Skończyliśmy już?Mój oddech jest krótki, urywany, gorący.Muszę go mieć.Na pewno o tym wie.Nie mam pojęcia, co jeszczemogłabym zrobić.- Całkiem niezle nam poszło.- Jego spojrzenie wędruje ku innym szkółkom krzewów owocowych.- Jest jeszcze.- Nie - słyszę siebie.- Nic już nie ma.Stoję tak, w upale, na spierzchniętej ziemi, dysząc i pragnąc go całą sobą.Kiedy już wydaje mi się, że za chwilę eks-ploduję, Nathaniel pochyla się nade mną, ku mojej piersi i niemal tracę przytomność z rozkoszy.Tym razem jednaknie odsuwa się ode mnie.Tym razem on też tego chce.Jego dłonie przesuwają się po moim ciele, moja spódniczka ijego dżinsy lądują na ziemi.A potem cała drżę z rozkoszy, przywieram do niego i krzyczę.Zapomniane maliny leżąrozsypane na ziemi, rozgniecione naszymi ciałami.235Po wszystkim leżymy bez ruchu, mam wrażenie, że całymi godzinami.Czuję się odrętwiała z rozkoszy.Plecy,kolana i ramiona mam podrapane i brudne.Całe ciało usiane jest cętkami rozgniecionych malin.Nic mnie to nieobchodzi.Nie potrafię nawet zmusić się do podniesienia ręki i usunięcia mrówki, która wędruje po moim brzuchu,niczym łaskoczący ruchomy punkcik.Opieram głowę o pierś Nathaniela, wsłuchując się w spokojny rytm jego serca.Jest niczym uspokajające tykaniezegara.Nie mam pojęcia, która godzina i mało mnie to obchodzi.Straciłam poczucie czasu.Wreszcie Nathaniel lek-ko przekręca głowę, całuje mnie delikatnie w ramię i się uśmiecha:- Smakujesz malinami.- To było.- przerywam, zbyt wstrząśnięta, żeby ubrać moje emocje w słowa.- Wiesz, ja zazwyczaj.- Nagle zie-wam przerazliwie i zaraz zakrywam dłonią usta.Mogłabym teraz spać przez kilka dni.Nathaniel zaczyna rysować palcem leniwe kółka na moich plecach.- Sześć minut to nie seks - słyszę, jak mówi.Oczy powoli zamykają mi się z rozespania.- Sześć minut to czas naugotowanie jajka.Kiedy budzę się ze snu, krzewy malin są już częściowo pogrążone w cieniu.Nathaniel zdążył się wydostać spodemnie, pod głowę położył mi poduszkę naprędce uformowaną z mojej pogniecionej, zabrudzonej malinami spódnicy.Sam włożył dżinsy i przyniósł piwo z lodówki Geigerów.Siadam na ziemi, nadal półprzytomna.Nathaniel sadowi się na trawie i wsparty o drzewo, popija z butelki.- Obibok - rzucam zaczepnie.- Geigerowie myślą, że podwiązujesz groszek.Spogląda na mnie z nutką rozbawienia w oczach.- Dobrze spałaś?- Jak długo? - Przykładam dłoń do twarzy i usuwam229przyklejony do niej kamyczek.Jestem kompletnie zdezorientowana.- Kilka godzin.Chcesz trochę? - pokazuje na butelkę.-Zimne piwo.Podnoszę się, otrzepuję z kurzu, wkładam spódnicę oraz stanik i w miarę usatysfakcjonowana swoim ubioremsiadam obok niego na trawie.Nathaniel podaje mi butelkę, z której ostrożnie pociągam mały łyczek.Nigdywcześniej nie piłam piwa.Zimny pienisty płyn w butelce jest najbardziej odświeżającym napojem, jakikiedykolwiek próbowałam.Opieram się o pień drzewa, zanurzając stopy w chłodnej trawie.- Boże, czuję się.- unoszę rękę i pozwalam jej opaść ciężko na ziemię.- Przestałaś być taka nerwowa - mówi Nathaniel.-Przedtem podskakiwałaś na dwa metry, kiedy się do ciebieodzywałem.- Nieprawda!- Uhm, właśnie że tak - kiwa głową.- Jak zając.- Myślałam, że jestem borsukiem.- Krzyżówką borsuka z zającem.Bardzo rzadko występującą.Uśmiecha się do mnie promiennie i pociąga piwo z butelki.Przez chwilę żadne z nas się nie odzywa.Przyglądam siędalekiemu samolotowi, przecinającemu niebo białą kreską spalin.- Mama też uważa, że się zmieniłaś.- Nathaniel rzuca mi bystre, pytające spojrzenie.- Powiedziała, że widzi towyraznie.Od kogokolwiek uciekałaś.cokolwiek się zdarzyło.nie ma już na ciebie tak wielkiego wpływu.W jego głosie pobrzmiewa nieme pytanie, ale nie reaguję.Myślę o wczorajszym spotkaniu z Iris, o tym, jakpozwoliła mi wylać na siebie całą moją frustrację.A przecież sama nie miała najprostszego życia.- Twoja mama jest wspaniała - mówię wreszcie.- No.Odstawiam butelkę i układam się na trawie, wpatrując237w błękitne niebo.Czuję zapach ziemi i chłodne łaskotanie trawy w uszy.Gdzieś w pobliżu gra pasikonik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przy końcu każdego rzędu Nathaniel dotyka przelotniektórejś części mojego ciała dłonią lub ustami.Karmi mnie też malinami, a ja przytrzymuję delikatnie jego palcezębami.Pragnę go, chcę go dotykać, ale za każdym razem odwraca się, zanim mogę zrobić coś więcej.Zaczynam się cała trząść z pożądania.Dwa rzędy temu Nathaniel rozpiął mi stanik.Sama ściągnęłam majtki, on roz-piął pasek - i nadal zbieramy maliny.Koszyki są pełne i ciężkie, ramiona bolą mnie od dzwigania i zrywania, ale nie zwracam na to uwagi.Wiem tylko to,że całe moje ciało wibruje z pragnienia.Pulsowanie krwi dawno przemieniło się w dudnienie i nie jestem w stanieznosić tego dłużej.Kiedy dochodzę do końca ostatniego rzędu, odkładam koszyk na ziemię i odwracam się doNathaniela, niezdolna już dłużej ukrywać desperacji.- Skończyliśmy już?Mój oddech jest krótki, urywany, gorący.Muszę go mieć.Na pewno o tym wie.Nie mam pojęcia, co jeszczemogłabym zrobić.- Całkiem niezle nam poszło.- Jego spojrzenie wędruje ku innym szkółkom krzewów owocowych.- Jest jeszcze.- Nie - słyszę siebie.- Nic już nie ma.Stoję tak, w upale, na spierzchniętej ziemi, dysząc i pragnąc go całą sobą.Kiedy już wydaje mi się, że za chwilę eks-ploduję, Nathaniel pochyla się nade mną, ku mojej piersi i niemal tracę przytomność z rozkoszy.Tym razem jednaknie odsuwa się ode mnie.Tym razem on też tego chce.Jego dłonie przesuwają się po moim ciele, moja spódniczka ijego dżinsy lądują na ziemi.A potem cała drżę z rozkoszy, przywieram do niego i krzyczę.Zapomniane maliny leżąrozsypane na ziemi, rozgniecione naszymi ciałami.235Po wszystkim leżymy bez ruchu, mam wrażenie, że całymi godzinami.Czuję się odrętwiała z rozkoszy.Plecy,kolana i ramiona mam podrapane i brudne.Całe ciało usiane jest cętkami rozgniecionych malin.Nic mnie to nieobchodzi.Nie potrafię nawet zmusić się do podniesienia ręki i usunięcia mrówki, która wędruje po moim brzuchu,niczym łaskoczący ruchomy punkcik.Opieram głowę o pierś Nathaniela, wsłuchując się w spokojny rytm jego serca.Jest niczym uspokajające tykaniezegara.Nie mam pojęcia, która godzina i mało mnie to obchodzi.Straciłam poczucie czasu.Wreszcie Nathaniel lek-ko przekręca głowę, całuje mnie delikatnie w ramię i się uśmiecha:- Smakujesz malinami.- To było.- przerywam, zbyt wstrząśnięta, żeby ubrać moje emocje w słowa.- Wiesz, ja zazwyczaj.- Nagle zie-wam przerazliwie i zaraz zakrywam dłonią usta.Mogłabym teraz spać przez kilka dni.Nathaniel zaczyna rysować palcem leniwe kółka na moich plecach.- Sześć minut to nie seks - słyszę, jak mówi.Oczy powoli zamykają mi się z rozespania.- Sześć minut to czas naugotowanie jajka.Kiedy budzę się ze snu, krzewy malin są już częściowo pogrążone w cieniu.Nathaniel zdążył się wydostać spodemnie, pod głowę położył mi poduszkę naprędce uformowaną z mojej pogniecionej, zabrudzonej malinami spódnicy.Sam włożył dżinsy i przyniósł piwo z lodówki Geigerów.Siadam na ziemi, nadal półprzytomna.Nathaniel sadowi się na trawie i wsparty o drzewo, popija z butelki.- Obibok - rzucam zaczepnie.- Geigerowie myślą, że podwiązujesz groszek.Spogląda na mnie z nutką rozbawienia w oczach.- Dobrze spałaś?- Jak długo? - Przykładam dłoń do twarzy i usuwam229przyklejony do niej kamyczek.Jestem kompletnie zdezorientowana.- Kilka godzin.Chcesz trochę? - pokazuje na butelkę.-Zimne piwo.Podnoszę się, otrzepuję z kurzu, wkładam spódnicę oraz stanik i w miarę usatysfakcjonowana swoim ubioremsiadam obok niego na trawie.Nathaniel podaje mi butelkę, z której ostrożnie pociągam mały łyczek.Nigdywcześniej nie piłam piwa.Zimny pienisty płyn w butelce jest najbardziej odświeżającym napojem, jakikiedykolwiek próbowałam.Opieram się o pień drzewa, zanurzając stopy w chłodnej trawie.- Boże, czuję się.- unoszę rękę i pozwalam jej opaść ciężko na ziemię.- Przestałaś być taka nerwowa - mówi Nathaniel.-Przedtem podskakiwałaś na dwa metry, kiedy się do ciebieodzywałem.- Nieprawda!- Uhm, właśnie że tak - kiwa głową.- Jak zając.- Myślałam, że jestem borsukiem.- Krzyżówką borsuka z zającem.Bardzo rzadko występującą.Uśmiecha się do mnie promiennie i pociąga piwo z butelki.Przez chwilę żadne z nas się nie odzywa.Przyglądam siędalekiemu samolotowi, przecinającemu niebo białą kreską spalin.- Mama też uważa, że się zmieniłaś.- Nathaniel rzuca mi bystre, pytające spojrzenie.- Powiedziała, że widzi towyraznie.Od kogokolwiek uciekałaś.cokolwiek się zdarzyło.nie ma już na ciebie tak wielkiego wpływu.W jego głosie pobrzmiewa nieme pytanie, ale nie reaguję.Myślę o wczorajszym spotkaniu z Iris, o tym, jakpozwoliła mi wylać na siebie całą moją frustrację.A przecież sama nie miała najprostszego życia.- Twoja mama jest wspaniała - mówię wreszcie.- No.Odstawiam butelkę i układam się na trawie, wpatrując237w błękitne niebo.Czuję zapach ziemi i chłodne łaskotanie trawy w uszy.Gdzieś w pobliżu gra pasikonik [ Pobierz całość w formacie PDF ]