[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poddał się zatem, udając, że zapada w trans.A może zapadł, skoro pozwolił, by obcy facet położyłmu dłoń na brzuchu.Oczywiście zdarzają się ludzie, którym śmiało można władować palec w tyłek na pierwszejwizycie, ale Andrzej zdecydowanie do nich nie należy.Nie znosi zapchanych autobusów i przypadkowych dotknięć nieznajomych, a już najbardziej nie cierpi, kiedyktoś mu gmera w okolicy pępka.Ma wrażenie, że jeszcze chwila i supełek puści, uwalniając serpentyny jelit.A tu proszę, obca łapa na brzuchu i nic.- Andrzeju - usłyszał nagle.- Teraz policzę do dziesięciu.A kiedy skończę, obudzisz się odprężony, beztroski i radosny niczym dziecko.Odprężony może i tak.Ale z beztroską i radością tosię Wisdom mocno zagalopował.Zresztą nie jego wina.Skąd mógł wiedzieć, że Andrzeja nazywano już w żłobku stary maleńki"?- No i jak się czujemy? Dużo lepiej? - Andrzej przytaknął i umówił się na następne sesje.A dwa dni pózniejzadzwonił i, udając własną matkę, odwołał spotkania.Może powinien spróbować jeszcze raz? Tylko skądpewność, że zamiast terapii nie trafi mu się badanie Oberonem? A diagnozy, w obecnym stanie ducha, Andrzejnie potrzebuje.Wie dokładnie, co go zżera, nie wie natomiast, jak mógłby to zmienić.I nie ma nikogo, kto bymu wskazał wyjście awaryjne.Co gorsza, nikogo nieobchodzi, jaką ścieżką podąży Andrzej.Nikt nawet niezauważyłby, gdyby skoczył do Wisły lub odleciał naMarsa.No, może na uczelni zapanowałoby pewne zamieszanie.Sekretarki pokwękałyby przez tydzień, że86znowu trzeba zmieniać coś w papierach. Niby Poważny, a tu taki kawał wyciął, tuż przed sesją.Jakby niemógł poczekać kilku tygodni.Ale co takiego obchodzi,że my tu tyramy? Jeszcze dołoży i teraz ani kawy się napić, ani pasjansa machnąć.Masz ci los!".Profesor też byzdziebko pomarudził, że zamiast smażyć chrupiącepączki, musi szukać kogoś na zastępstwo przy egzaminach.Jakiegoś Andrzeja Dwa, tyle że bardziej odpornego na stresy niż Jedynka".Ale poza tym nikt, absolutnie nikt nie zmartwiłby się zniknięciem Andrzeja.I właśnie wtedy do niego dotarło, że został sam.Zupełnie sam.Ale nie na długo.Trzy minuty pózniej jego wrażliwe, inteligenckieuszy zgwałcił prostacki dzwonek do drzwi.Andrzejznieruchomiał niczym strwożony chomik, zastanawiając się, któż to.Rodzice nie żyją od pięciu lat.Rodzeństwa, jak wiadomo, nie ma; sam urodził się niemal cudem po dwunastu latach gorących modlitw.Sąsiad?Rozpłynął się w Paragwaju, uciekając przed bezdusznąfirmą windykacyjną.A listonosz albo kolędnicy? NaBoga! Nie o takiej porze! Koledzy z uczelni? Na ich wydziale nie ma zwyczaju utrzymywania kontaktów pozasłużbowych.A jeśli to Teresa albo.albo Klaudia?Przycisnął pulsującą skroń do drzwi, celując błękitnymokiem w judasza.- Swuj.Nie musisz sie czaić i tak wszystko słyszę.- To ty? - zdziwił się Andrzej, otworzywszy pazdzierzowe, dzwiękonieszczelne drzwi.- Ja - potwierdził szwagier.- A kogo się spodziewałeś? Matki Teresy?- Matki to może niekoniecznie, ale.87- Rany, wyglondasz, jakbyś ducha spotkał.Stało sięcoś?- Trochę mnie zaskoczyłeś tą wizytą - tłumaczył sięAndrzej, zapraszając szwagra na pokoje.- A to niby czemu?- Przecież wziąłem rozwód z twoją siostrą.- Ale nie ze mną - wyjaśnił Steven Baldwin, zwanyObciachem, Zrubką, a najczęściej Wieśniakiem.- Tak-żeś się gózdrał z otwieraniem, że już myślałem, czy pszy-padkiem nie mientosisz tu jakiejś niuni.- Też coś! - oburzył się Andrzej,- Ale zaraz uznałem, że prendzej zawału dostałeś.Dlatego tyle żem dzwonił.- A nie przyszło ci do głowy, że wybrałem się doopery, na przykład?- Tobyś zgasił śwjatło - odparł szwagier, rozcierajączgrabiałe łapska.- Ty, Andrzej, mogę se zrobić cherba-ty? Bo zmarzłem jak fiks.Przeszli do kuchni.Andrzej zapalił gaz i zaczął szperać po szufladach w poszukiwaniu czegoś, co dałoby sięzaparzyć, a potem jeszcze wypić, bez ryzyka biegunki.Ostatnie trzy torebki cejlonu zużył dziś rano, ale gdzieśpowinna być owocowa i parę wiórków czarnej.Możetu? Nie, zielona, chyba z cytryną.- Morze być zielona, albo cokolwiek, byle goroncego -odezwał się Wieśniak, omiatając wzrokiem brudne ściany.- Przepraszam za bajzel, ale jakoś nie miałem ostatnio motywacji do sprzątania.- Widziałem wjększe ródery - uspokoił go szwagier.- Raz szorowalimy z chłopakami taką hawire, podMonachium.Z zewnącz jeszcze ujszła, za to w śrotku:88masakra.Ale co się dziwić, jak chłopu odbiło i zaćgałżonę, dwuch kochanków, sonsiadkę i listonosza.A potem wzioł i poderżnoł se gardło.Tam to dopiero był bajzel.- Pokiwał głową.- Ale czeba pszyznać, że pajenczy-ny masz niczego sobie.Prawie jak z chorroru.- Mnie nie przeszkadzają - mruknął Andrzej.- Mnie tem bardziej - zapewnił Wieśniak, zalewającherbatę wrzątkiem.- Ale jakby ci zaczęło pszeszkadzać,to morzemy jakiś remont machnońć, na wiosnę.Policzyłbym tylko za materiały.Przy okazji kupił byś se morzeżerandol albo szafki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Poddał się zatem, udając, że zapada w trans.A może zapadł, skoro pozwolił, by obcy facet położyłmu dłoń na brzuchu.Oczywiście zdarzają się ludzie, którym śmiało można władować palec w tyłek na pierwszejwizycie, ale Andrzej zdecydowanie do nich nie należy.Nie znosi zapchanych autobusów i przypadkowych dotknięć nieznajomych, a już najbardziej nie cierpi, kiedyktoś mu gmera w okolicy pępka.Ma wrażenie, że jeszcze chwila i supełek puści, uwalniając serpentyny jelit.A tu proszę, obca łapa na brzuchu i nic.- Andrzeju - usłyszał nagle.- Teraz policzę do dziesięciu.A kiedy skończę, obudzisz się odprężony, beztroski i radosny niczym dziecko.Odprężony może i tak.Ale z beztroską i radością tosię Wisdom mocno zagalopował.Zresztą nie jego wina.Skąd mógł wiedzieć, że Andrzeja nazywano już w żłobku stary maleńki"?- No i jak się czujemy? Dużo lepiej? - Andrzej przytaknął i umówił się na następne sesje.A dwa dni pózniejzadzwonił i, udając własną matkę, odwołał spotkania.Może powinien spróbować jeszcze raz? Tylko skądpewność, że zamiast terapii nie trafi mu się badanie Oberonem? A diagnozy, w obecnym stanie ducha, Andrzejnie potrzebuje.Wie dokładnie, co go zżera, nie wie natomiast, jak mógłby to zmienić.I nie ma nikogo, kto bymu wskazał wyjście awaryjne.Co gorsza, nikogo nieobchodzi, jaką ścieżką podąży Andrzej.Nikt nawet niezauważyłby, gdyby skoczył do Wisły lub odleciał naMarsa.No, może na uczelni zapanowałoby pewne zamieszanie.Sekretarki pokwękałyby przez tydzień, że86znowu trzeba zmieniać coś w papierach. Niby Poważny, a tu taki kawał wyciął, tuż przed sesją.Jakby niemógł poczekać kilku tygodni.Ale co takiego obchodzi,że my tu tyramy? Jeszcze dołoży i teraz ani kawy się napić, ani pasjansa machnąć.Masz ci los!".Profesor też byzdziebko pomarudził, że zamiast smażyć chrupiącepączki, musi szukać kogoś na zastępstwo przy egzaminach.Jakiegoś Andrzeja Dwa, tyle że bardziej odpornego na stresy niż Jedynka".Ale poza tym nikt, absolutnie nikt nie zmartwiłby się zniknięciem Andrzeja.I właśnie wtedy do niego dotarło, że został sam.Zupełnie sam.Ale nie na długo.Trzy minuty pózniej jego wrażliwe, inteligenckieuszy zgwałcił prostacki dzwonek do drzwi.Andrzejznieruchomiał niczym strwożony chomik, zastanawiając się, któż to.Rodzice nie żyją od pięciu lat.Rodzeństwa, jak wiadomo, nie ma; sam urodził się niemal cudem po dwunastu latach gorących modlitw.Sąsiad?Rozpłynął się w Paragwaju, uciekając przed bezdusznąfirmą windykacyjną.A listonosz albo kolędnicy? NaBoga! Nie o takiej porze! Koledzy z uczelni? Na ich wydziale nie ma zwyczaju utrzymywania kontaktów pozasłużbowych.A jeśli to Teresa albo.albo Klaudia?Przycisnął pulsującą skroń do drzwi, celując błękitnymokiem w judasza.- Swuj.Nie musisz sie czaić i tak wszystko słyszę.- To ty? - zdziwił się Andrzej, otworzywszy pazdzierzowe, dzwiękonieszczelne drzwi.- Ja - potwierdził szwagier.- A kogo się spodziewałeś? Matki Teresy?- Matki to może niekoniecznie, ale.87- Rany, wyglondasz, jakbyś ducha spotkał.Stało sięcoś?- Trochę mnie zaskoczyłeś tą wizytą - tłumaczył sięAndrzej, zapraszając szwagra na pokoje.- A to niby czemu?- Przecież wziąłem rozwód z twoją siostrą.- Ale nie ze mną - wyjaśnił Steven Baldwin, zwanyObciachem, Zrubką, a najczęściej Wieśniakiem.- Tak-żeś się gózdrał z otwieraniem, że już myślałem, czy pszy-padkiem nie mientosisz tu jakiejś niuni.- Też coś! - oburzył się Andrzej,- Ale zaraz uznałem, że prendzej zawału dostałeś.Dlatego tyle żem dzwonił.- A nie przyszło ci do głowy, że wybrałem się doopery, na przykład?- Tobyś zgasił śwjatło - odparł szwagier, rozcierajączgrabiałe łapska.- Ty, Andrzej, mogę se zrobić cherba-ty? Bo zmarzłem jak fiks.Przeszli do kuchni.Andrzej zapalił gaz i zaczął szperać po szufladach w poszukiwaniu czegoś, co dałoby sięzaparzyć, a potem jeszcze wypić, bez ryzyka biegunki.Ostatnie trzy torebki cejlonu zużył dziś rano, ale gdzieśpowinna być owocowa i parę wiórków czarnej.Możetu? Nie, zielona, chyba z cytryną.- Morze być zielona, albo cokolwiek, byle goroncego -odezwał się Wieśniak, omiatając wzrokiem brudne ściany.- Przepraszam za bajzel, ale jakoś nie miałem ostatnio motywacji do sprzątania.- Widziałem wjększe ródery - uspokoił go szwagier.- Raz szorowalimy z chłopakami taką hawire, podMonachium.Z zewnącz jeszcze ujszła, za to w śrotku:88masakra.Ale co się dziwić, jak chłopu odbiło i zaćgałżonę, dwuch kochanków, sonsiadkę i listonosza.A potem wzioł i poderżnoł se gardło.Tam to dopiero był bajzel.- Pokiwał głową.- Ale czeba pszyznać, że pajenczy-ny masz niczego sobie.Prawie jak z chorroru.- Mnie nie przeszkadzają - mruknął Andrzej.- Mnie tem bardziej - zapewnił Wieśniak, zalewającherbatę wrzątkiem.- Ale jakby ci zaczęło pszeszkadzać,to morzemy jakiś remont machnońć, na wiosnę.Policzyłbym tylko za materiały.Przy okazji kupił byś se morzeżerandol albo szafki [ Pobierz całość w formacie PDF ]