[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przymknął powieki, kiedy Thompson przystawiłbrzytwę do jego policzka.Cóż za paradoks, że z całegoserca pragnął ją chronić i jednocześnie to właśnie z jegostrony groziło jej teraz największe niebezpieczeństwo.Maria rozparła się wygodnie na krześle i rozejrzała pojadalni.Naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu, siedziałSimon i lubieżnie przyglądał się służącej.Dziewczynauśmiechała się do niego zalotnie.W gospodzie, w którejod kilku dni wynajmowali pokoje, było wygodniei przytulnie, nie licząc lichego kominka i wytartychperskich dywanów.– Odpowiada na twoje zaczepki – zauważyła Maria,kiedy służąca zniknęła za drzwiami.– Być może.– Wzruszył ramionami.– W tej sytuacjijednak odmówię.Jesteś blisko, mhuinín.Czuję twoją obecność.Po czterech dniach intensywnych poszukiwań trafił nakupca, który wspomniał o niedawno przybyłej do miastaguwernantce.Jeszcze tego samego popołudnia zdołał siędowiedzieć, gdzie została zatrudniona.Nikt nic niewiedział na temat młodej panienki, której guwernantkamiała dawać lekcje, ale Maria miała nadzieję, że towłaśnie Amelia.– Napracowałeś się, drogi Simonie.Zasłużyłeś naodpoczynek.– A ty, kiedy zamierzasz odpocząć?Westchnęła.– Dałeś z siebie wszystko.Nie odmawiaj sobieprzyjemności ze względu na mnie.Takie poświęcenie niesprawia mi radości, raczej smuci.Cieszy mnie twojeszczęście.– Moje szczęście zależy od ciebie.– Jesteś wobec tego nieszczęśnikiem.Przestań jużi zabaw się wreszcie.Simon roześmiał się i ujął jej dłonie.– Niedawno zapytałaś mnie, czy wystarczająco częstozapewniasz mnie o swym uznaniu dla mojej osoby.Ja również chcę ci zadać pytanie: czy zdajesz sobie sprawę,jak rozpaczliwie potrzebuję twego uczucia? W całym życiuspotkałem tylko jedną osobę, która bezinteresowniepragnęła mojego szczęścia.Pomagam ci z wdzięczności.Pomagam ci, bo chcę twojego szczęścia.– Dziękuję.Simon był wobec niej szczery i lojalny.Był jedynymczłowiekiem na świecie, który o nią dbał.Poklepał jej dłoń i rozparł się w krześle.– Dziś przyjechali nasi ludzie z Londynu.Terazobserwują dom.Wybierzemy się tam jutro o świcie.– Wyśmienicie.– Uśmiechnęła się szeroko.– Nocjednak należy do ciebie i możesz spędzić ją jak zechcesz.Do jadalni weszła służąca z dzbanem świeżej wody.Maria mrugnęła znacząco do Simona.Odrzucił do tyługłowę i roześmiał się.Maria szeroko ziewnęła, jakby była zmęczona, i rzekła:– Wybacz mi, chyba udam się na spoczynek.Padamz nóg.Simon wstał i okrążył stół, by pomóc jej wstać.Szarmancko ucałował jej dłoń.Jego błękitne oczyzaiskrzyły z uciechy, kiedy życzył jej dobrej nocy.Rad był, że zabawi się przez resztę wieczoru.Udała się prosto do swej sypialni.Tam już czekałaSarah, by pomóc jej przy zdejmowaniu sukni.Mariaz pełną świadomością pozbyła się towarzystwa Simona.Jednak tego wieczoru samotność była jej nie w smak.Nieumiała wymazać z pamięci ochrypłego głosui muskularnego ciała, które dało rozkosz wbrew jej woli.Jakże za nim tęskniła!Zachowywała się śmiesznie.Jej myśli bezustanniebłądziły wokół St.Johna.Wmawiała sobie, że toz powodu przeciągającej się abstynencji seksualnej.Żerozmyślała po prostu o seksie, a nie o kochanku.– Dziękuję, Sarah – mruknęła, gdy pokojówkarozczesała jej włosy.Dziewczyna dygnęła i już miała wyjść, kiedy naglerozległo się ciche pukanie.Maria dała jej znak, by nieotwierała drzwi i chwyciła leżący na toaletce sztylet.Stanęła pod ścianą tuż za drzwiami i skinęła napokojówkę.– Słucham? – zawołała Sarah.Usłyszały znajomy głos.Maria odetchnęła z ulgąi odłożyła broń.To jeden z jej ludzi.– Spytaj, czego chce.Sarah wyszła na korytarz i po chwili wróciła.– To John, proszę pani.Twierdzi, że ta wiadomośćzainteresuje panią i pana Quinna.Podobno coś się dziejew tym domu.John podejrzewa, że będą uciekać.– Dobry Boże.– Serce Marii zabiło mocniej.– Zejdźna dół i zobacz, czy w jadalni jest jeszcze pan Quinn.Wątpię w to, ale sprawdź.Sarah wyszła.Maria podeszła do kufra stojącego podłóżkiem i zaczęła się ubierać.Setki domysłówbombardowało jej umysł.Naprędce opracowywała nowyplan.Miała tuzin ludzi, a większość z nich strzegłarogatek.Teraz mogła zabrać ze sobą najwyżej dwóch.Usłyszała pukanie i zaraz otwarły się drzwi.Stanęław nich Sarah i gwałtownie potrząsnęła głową.– Nie ma pana na dole.Czy mam po niego pójść?– Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przymknął powieki, kiedy Thompson przystawiłbrzytwę do jego policzka.Cóż za paradoks, że z całegoserca pragnął ją chronić i jednocześnie to właśnie z jegostrony groziło jej teraz największe niebezpieczeństwo.Maria rozparła się wygodnie na krześle i rozejrzała pojadalni.Naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu, siedziałSimon i lubieżnie przyglądał się służącej.Dziewczynauśmiechała się do niego zalotnie.W gospodzie, w którejod kilku dni wynajmowali pokoje, było wygodniei przytulnie, nie licząc lichego kominka i wytartychperskich dywanów.– Odpowiada na twoje zaczepki – zauważyła Maria,kiedy służąca zniknęła za drzwiami.– Być może.– Wzruszył ramionami.– W tej sytuacjijednak odmówię.Jesteś blisko, mhuinín.Czuję twoją obecność.Po czterech dniach intensywnych poszukiwań trafił nakupca, który wspomniał o niedawno przybyłej do miastaguwernantce.Jeszcze tego samego popołudnia zdołał siędowiedzieć, gdzie została zatrudniona.Nikt nic niewiedział na temat młodej panienki, której guwernantkamiała dawać lekcje, ale Maria miała nadzieję, że towłaśnie Amelia.– Napracowałeś się, drogi Simonie.Zasłużyłeś naodpoczynek.– A ty, kiedy zamierzasz odpocząć?Westchnęła.– Dałeś z siebie wszystko.Nie odmawiaj sobieprzyjemności ze względu na mnie.Takie poświęcenie niesprawia mi radości, raczej smuci.Cieszy mnie twojeszczęście.– Moje szczęście zależy od ciebie.– Jesteś wobec tego nieszczęśnikiem.Przestań jużi zabaw się wreszcie.Simon roześmiał się i ujął jej dłonie.– Niedawno zapytałaś mnie, czy wystarczająco częstozapewniasz mnie o swym uznaniu dla mojej osoby.Ja również chcę ci zadać pytanie: czy zdajesz sobie sprawę,jak rozpaczliwie potrzebuję twego uczucia? W całym życiuspotkałem tylko jedną osobę, która bezinteresowniepragnęła mojego szczęścia.Pomagam ci z wdzięczności.Pomagam ci, bo chcę twojego szczęścia.– Dziękuję.Simon był wobec niej szczery i lojalny.Był jedynymczłowiekiem na świecie, który o nią dbał.Poklepał jej dłoń i rozparł się w krześle.– Dziś przyjechali nasi ludzie z Londynu.Terazobserwują dom.Wybierzemy się tam jutro o świcie.– Wyśmienicie.– Uśmiechnęła się szeroko.– Nocjednak należy do ciebie i możesz spędzić ją jak zechcesz.Do jadalni weszła służąca z dzbanem świeżej wody.Maria mrugnęła znacząco do Simona.Odrzucił do tyługłowę i roześmiał się.Maria szeroko ziewnęła, jakby była zmęczona, i rzekła:– Wybacz mi, chyba udam się na spoczynek.Padamz nóg.Simon wstał i okrążył stół, by pomóc jej wstać.Szarmancko ucałował jej dłoń.Jego błękitne oczyzaiskrzyły z uciechy, kiedy życzył jej dobrej nocy.Rad był, że zabawi się przez resztę wieczoru.Udała się prosto do swej sypialni.Tam już czekałaSarah, by pomóc jej przy zdejmowaniu sukni.Mariaz pełną świadomością pozbyła się towarzystwa Simona.Jednak tego wieczoru samotność była jej nie w smak.Nieumiała wymazać z pamięci ochrypłego głosui muskularnego ciała, które dało rozkosz wbrew jej woli.Jakże za nim tęskniła!Zachowywała się śmiesznie.Jej myśli bezustanniebłądziły wokół St.Johna.Wmawiała sobie, że toz powodu przeciągającej się abstynencji seksualnej.Żerozmyślała po prostu o seksie, a nie o kochanku.– Dziękuję, Sarah – mruknęła, gdy pokojówkarozczesała jej włosy.Dziewczyna dygnęła i już miała wyjść, kiedy naglerozległo się ciche pukanie.Maria dała jej znak, by nieotwierała drzwi i chwyciła leżący na toaletce sztylet.Stanęła pod ścianą tuż za drzwiami i skinęła napokojówkę.– Słucham? – zawołała Sarah.Usłyszały znajomy głos.Maria odetchnęła z ulgąi odłożyła broń.To jeden z jej ludzi.– Spytaj, czego chce.Sarah wyszła na korytarz i po chwili wróciła.– To John, proszę pani.Twierdzi, że ta wiadomośćzainteresuje panią i pana Quinna.Podobno coś się dziejew tym domu.John podejrzewa, że będą uciekać.– Dobry Boże.– Serce Marii zabiło mocniej.– Zejdźna dół i zobacz, czy w jadalni jest jeszcze pan Quinn.Wątpię w to, ale sprawdź.Sarah wyszła.Maria podeszła do kufra stojącego podłóżkiem i zaczęła się ubierać.Setki domysłówbombardowało jej umysł.Naprędce opracowywała nowyplan.Miała tuzin ludzi, a większość z nich strzegłarogatek.Teraz mogła zabrać ze sobą najwyżej dwóch.Usłyszała pukanie i zaraz otwarły się drzwi.Stanęław nich Sarah i gwałtownie potrząsnęła głową.– Nie ma pana na dole.Czy mam po niego pójść?– Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]