[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cudze sny to wasze okna.Są całym waszym światłem.Wszędzieoprócz snów będzie was otaczać ciemność.Pytam was zatem, kto nie pragnąłby żyć dla jeszcze jednegosnu? Jeszcze jednej szansy ujrzenia ukochanej osoby, kiedy będzie sięstarzała, kolejnej szansy zobaczenia siebie, jeśli będzie o was śniła.Nie macie wyboru.Jesteście skazani na ten dar, na to przekleństwo.Teraz wiecie, co was czeka.Zostawiam wam promyk nadziei: nie żałuję mojej decyzji opomaganiu innym poprzez łowienie snów.Nie cofnęłabym ani jednego snu.Teraz jest dobra chwila, żeby usiąść i pomyśleć.Zapłakać.Apotem znów się podnieść.Znajdzcie powiernika.Skoro czytacie te słowa, musicie miećkogoś takiego.Powiedzcie jemu lub jej, czego może się spodziewać.Możecie zabrać się do roboty.Albo ukrywać się bez końca,opózniając skutki.To wasza decyzja.Niczego nie żałuję,Martha Stubin, łowczyni snów".Janie wpatruje się w książeczkę.Przewraca kartki, wiedząc, żenie ma w niej nic więcej.Wiedząc, że to nie żart.Patrzy na swoje dłonie.Porusza palcami.Widzi je,pomarszczone knykcie i krótko obcięte paznokcie.Sposób, w jaki siękurczą i prostują.A potem rozgląda się po pokoju.Zdejmuje okulary.Myśli intensywnie i zna już odpowiedz.Sny, bóle głowy,powykręcane dłonie pani Stubin i jej niewidzące oczy.Jej własnysłabnący wzrok.Wiedziała.Wiedziała to już od pewnego czasu.Tylko nie chciała o tym myśleć.Nie chciała w to uwierzyć.Może Cabel już wie, myśli.Te jego głupie tablice okulistyczne.Może to dlatego musiał zrobić sobie przerwę.Wie, że Janie się sypie.I nie poradzi sobie z kolejnym z jej problemów.Janie jest tak oszołomiona, że nie jest już w stanie płakać.Bierze kluczyki do samochodu i rzuca się do drzwi, ale sobieprzypomina.Pani Stubin z powodu snu zabiła w wypadku trzy osoby.Janie patrzy przez okno na Ethel, a potem powoli osuwa się napodłogę, łkając, bo jej świat się skończył.Nie wstaje.Nie.Nie tej nocy.25 marca 2006, godzina 8.37Janie wciąż leży na podłodze salonu, przed frontowymi drzwiami.Jejmatka przechodzi nad nią raz, dwa, nie zwracając na nią uwagi, poczym znika w ciemnych czeluściach swojej sypialni.Widywała jużJanie śpiącą na podłodze.Janie nie rusza się, kiedy ktoś puka do drzwi.Kolejne pukanie,bardziej natarczywe, nie robi na niej wrażenia.A potem słowa:- Nie zmuszaj mnie, żebym wyważyła drzwi, Hannagan!Janie unosi głowę.Patrzy na klamkę.- Otwarte - mówi tępo, choć stara się odnosić do gościa zszacunkiem.I Kapitan jest już w środku, w salonie Janie.W malutkim domkuwydaje się Janie o wiele większa.- Co jest grane, Janie? - pyta, zaniepokojona widokiem Janie napodłodze.Janie kręci głową i mówi cienkim głosem:- Chyba umieram.Janie siada.Czuje, że wzór dywanu odcisnął jej się na policzku.Policzek przypomina teraz w dotyku gruzłowate blizny Cabela.- Miałam zamiar spotkać się z panią wczoraj - mówi, patrząc nakluczyki leżące na podłodze obok niej.- Dochodziłam już do drzwi,kiedy to do mnie dotarło.Jazda samochodem.I to wszystko.I poprostu.- Kręci głową.- Ja ślepnę, pani Kapitan.Tak jak pani Stubin.Kapitan stoi, milczy.Czeka cierpliwie, aż Janie wyjaśni.Wyciąga do niej rękę.Pomaga jej wstać i ją obejmuje.- Porozmawiaj ze mną - prosi łagodnie.I Janie, której już kilka godzin temu skończyły się łzy, znajdujenowe i wypłakuje się Kapitanowi w rękaw, opowiadając jej owszystkim, co było w zielonym notesie.Pozwala, żeby Kapitan goprzeczytała.Kapitan przytula ją mocno, gdy znów zaczyna szlochać.Po pewnym czasie Janie się uspokaja.Rozgląda się, szukając czegoś,czym mogłaby wytrzeć płaszcz Kapitana, ale niczego nie znajduje.Wdomu Janie nigdy niczego nie ma.- Dzwoniłaś już do szkoły, żeby się usprawiedliwić?- Cholera.- To żaden problem.Ja to zrobię.Czy twoja matka przedstawiasię jako pani Hannagan? Nie chcę, żeby w sekretariacie wiedzieli, żecię znam.Janie kręci głową.- Nie, nie pani" - mówi.- Po prostu Dorothea Hannagan.-Kiedy Kapitan odkłada słuchawkę, Janie pyta: - Skąd pani wiedziała,żeby przyjść?Kapitan się krzywi.- Cabel do mnie zadzwonił.Powiedział, że nie przyszłaś doszkoły, zastanawiał się, czy kontaktowałaś się ze mną.Chybapróbował dodzwonić się do ciebie na komórkę.A więc muszę zniknąć, żeby do mnie zadzwonił.Janie nic niemówi.Z całego serca pragnie zapytać Kapitana, dlaczego Cabel niechce z nią rozmawiać.Ale nie zrobi tego.Więc mówi tylko:- To miło, że o mnie pomyślał.- Zastanawia się przez chwilę.-Spodziewała się pani tego? Czy pani Stubin o czymś takimwspominała?- Wiedziałam, że coś cię trapi, kiedy zadzwoniłaś do mnie kilkatygodni temu, ale nie wiedziałam co.Pani Stubin była bardzo skrytąosobą, Janie.Nie mówiła dużo o sobie, a ja nie pytałam.Nie miałamdo tego prawa.- Myśli pani, że Cabel wie?- Myślałaś, żeby go o to zapytać?Janie podnosi wzrok, starając się odczytać wyraz jej twarzy.Zagryza drżącą wargę.- Tak jakby nie rozmawiamy ze sobą.Kapitan wzdycha.- Domyśliłam się.Cabel ma swoje własne demony - ciągnieostrożnie - i jeśli wkrótce nie dojdzie z nimi do ładu, dam mu wycisk.Próbuje się teraz uporać z wieloma sprawami.Janie kręci głową.- Nie rozumiem.Kapitan milczy.- Może powinnaś go o to zapytać.I opowiedzieć mu, przez cosama przechodzisz.- Po co? %7łeby nie chciał mnie znać, kiedy powiem mu, żezostanę ślepą kaleką?Kapitan uśmiecha się smutno.- Nie potrafię przewidywać przyszłości, Janie.Ale wątpię, bykilka fizycznych ułomności mogło go odstraszyć, jeśli wiesz, co mamna myśli.Ale nikt też nie twierdzi, że musisz mu powiedzieć.-Urywa.- Chyba przydałoby ci się śniadanie.Przejedzmy się, Janie.Janie patrzy na siebie, na wygniecione ubranie.- Jasne, czemu nie - mówi.Przez kilka minut szczotkuje włosy ispogląda w lustro.Patrzy w swoje oczy.Kapitan zabiera Janie do Ann Arbor.Zatrzymują się naśniadanie w Angelo's, gdzie Kapitan najwyrazniej wszystkich zna,łącznie z Victorem, kucharzem przygotowującym szybkie dania.Victor osobiście przynosi jedzenie do ich stolika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Cudze sny to wasze okna.Są całym waszym światłem.Wszędzieoprócz snów będzie was otaczać ciemność.Pytam was zatem, kto nie pragnąłby żyć dla jeszcze jednegosnu? Jeszcze jednej szansy ujrzenia ukochanej osoby, kiedy będzie sięstarzała, kolejnej szansy zobaczenia siebie, jeśli będzie o was śniła.Nie macie wyboru.Jesteście skazani na ten dar, na to przekleństwo.Teraz wiecie, co was czeka.Zostawiam wam promyk nadziei: nie żałuję mojej decyzji opomaganiu innym poprzez łowienie snów.Nie cofnęłabym ani jednego snu.Teraz jest dobra chwila, żeby usiąść i pomyśleć.Zapłakać.Apotem znów się podnieść.Znajdzcie powiernika.Skoro czytacie te słowa, musicie miećkogoś takiego.Powiedzcie jemu lub jej, czego może się spodziewać.Możecie zabrać się do roboty.Albo ukrywać się bez końca,opózniając skutki.To wasza decyzja.Niczego nie żałuję,Martha Stubin, łowczyni snów".Janie wpatruje się w książeczkę.Przewraca kartki, wiedząc, żenie ma w niej nic więcej.Wiedząc, że to nie żart.Patrzy na swoje dłonie.Porusza palcami.Widzi je,pomarszczone knykcie i krótko obcięte paznokcie.Sposób, w jaki siękurczą i prostują.A potem rozgląda się po pokoju.Zdejmuje okulary.Myśli intensywnie i zna już odpowiedz.Sny, bóle głowy,powykręcane dłonie pani Stubin i jej niewidzące oczy.Jej własnysłabnący wzrok.Wiedziała.Wiedziała to już od pewnego czasu.Tylko nie chciała o tym myśleć.Nie chciała w to uwierzyć.Może Cabel już wie, myśli.Te jego głupie tablice okulistyczne.Może to dlatego musiał zrobić sobie przerwę.Wie, że Janie się sypie.I nie poradzi sobie z kolejnym z jej problemów.Janie jest tak oszołomiona, że nie jest już w stanie płakać.Bierze kluczyki do samochodu i rzuca się do drzwi, ale sobieprzypomina.Pani Stubin z powodu snu zabiła w wypadku trzy osoby.Janie patrzy przez okno na Ethel, a potem powoli osuwa się napodłogę, łkając, bo jej świat się skończył.Nie wstaje.Nie.Nie tej nocy.25 marca 2006, godzina 8.37Janie wciąż leży na podłodze salonu, przed frontowymi drzwiami.Jejmatka przechodzi nad nią raz, dwa, nie zwracając na nią uwagi, poczym znika w ciemnych czeluściach swojej sypialni.Widywała jużJanie śpiącą na podłodze.Janie nie rusza się, kiedy ktoś puka do drzwi.Kolejne pukanie,bardziej natarczywe, nie robi na niej wrażenia.A potem słowa:- Nie zmuszaj mnie, żebym wyważyła drzwi, Hannagan!Janie unosi głowę.Patrzy na klamkę.- Otwarte - mówi tępo, choć stara się odnosić do gościa zszacunkiem.I Kapitan jest już w środku, w salonie Janie.W malutkim domkuwydaje się Janie o wiele większa.- Co jest grane, Janie? - pyta, zaniepokojona widokiem Janie napodłodze.Janie kręci głową i mówi cienkim głosem:- Chyba umieram.Janie siada.Czuje, że wzór dywanu odcisnął jej się na policzku.Policzek przypomina teraz w dotyku gruzłowate blizny Cabela.- Miałam zamiar spotkać się z panią wczoraj - mówi, patrząc nakluczyki leżące na podłodze obok niej.- Dochodziłam już do drzwi,kiedy to do mnie dotarło.Jazda samochodem.I to wszystko.I poprostu.- Kręci głową.- Ja ślepnę, pani Kapitan.Tak jak pani Stubin.Kapitan stoi, milczy.Czeka cierpliwie, aż Janie wyjaśni.Wyciąga do niej rękę.Pomaga jej wstać i ją obejmuje.- Porozmawiaj ze mną - prosi łagodnie.I Janie, której już kilka godzin temu skończyły się łzy, znajdujenowe i wypłakuje się Kapitanowi w rękaw, opowiadając jej owszystkim, co było w zielonym notesie.Pozwala, żeby Kapitan goprzeczytała.Kapitan przytula ją mocno, gdy znów zaczyna szlochać.Po pewnym czasie Janie się uspokaja.Rozgląda się, szukając czegoś,czym mogłaby wytrzeć płaszcz Kapitana, ale niczego nie znajduje.Wdomu Janie nigdy niczego nie ma.- Dzwoniłaś już do szkoły, żeby się usprawiedliwić?- Cholera.- To żaden problem.Ja to zrobię.Czy twoja matka przedstawiasię jako pani Hannagan? Nie chcę, żeby w sekretariacie wiedzieli, żecię znam.Janie kręci głową.- Nie, nie pani" - mówi.- Po prostu Dorothea Hannagan.-Kiedy Kapitan odkłada słuchawkę, Janie pyta: - Skąd pani wiedziała,żeby przyjść?Kapitan się krzywi.- Cabel do mnie zadzwonił.Powiedział, że nie przyszłaś doszkoły, zastanawiał się, czy kontaktowałaś się ze mną.Chybapróbował dodzwonić się do ciebie na komórkę.A więc muszę zniknąć, żeby do mnie zadzwonił.Janie nic niemówi.Z całego serca pragnie zapytać Kapitana, dlaczego Cabel niechce z nią rozmawiać.Ale nie zrobi tego.Więc mówi tylko:- To miło, że o mnie pomyślał.- Zastanawia się przez chwilę.-Spodziewała się pani tego? Czy pani Stubin o czymś takimwspominała?- Wiedziałam, że coś cię trapi, kiedy zadzwoniłaś do mnie kilkatygodni temu, ale nie wiedziałam co.Pani Stubin była bardzo skrytąosobą, Janie.Nie mówiła dużo o sobie, a ja nie pytałam.Nie miałamdo tego prawa.- Myśli pani, że Cabel wie?- Myślałaś, żeby go o to zapytać?Janie podnosi wzrok, starając się odczytać wyraz jej twarzy.Zagryza drżącą wargę.- Tak jakby nie rozmawiamy ze sobą.Kapitan wzdycha.- Domyśliłam się.Cabel ma swoje własne demony - ciągnieostrożnie - i jeśli wkrótce nie dojdzie z nimi do ładu, dam mu wycisk.Próbuje się teraz uporać z wieloma sprawami.Janie kręci głową.- Nie rozumiem.Kapitan milczy.- Może powinnaś go o to zapytać.I opowiedzieć mu, przez cosama przechodzisz.- Po co? %7łeby nie chciał mnie znać, kiedy powiem mu, żezostanę ślepą kaleką?Kapitan uśmiecha się smutno.- Nie potrafię przewidywać przyszłości, Janie.Ale wątpię, bykilka fizycznych ułomności mogło go odstraszyć, jeśli wiesz, co mamna myśli.Ale nikt też nie twierdzi, że musisz mu powiedzieć.-Urywa.- Chyba przydałoby ci się śniadanie.Przejedzmy się, Janie.Janie patrzy na siebie, na wygniecione ubranie.- Jasne, czemu nie - mówi.Przez kilka minut szczotkuje włosy ispogląda w lustro.Patrzy w swoje oczy.Kapitan zabiera Janie do Ann Arbor.Zatrzymują się naśniadanie w Angelo's, gdzie Kapitan najwyrazniej wszystkich zna,łącznie z Victorem, kucharzem przygotowującym szybkie dania.Victor osobiście przynosi jedzenie do ich stolika [ Pobierz całość w formacie PDF ]