[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walono w nią grubą kłodądrewna.Wold z trudem podniósł się z ziemi; na tym zimnie tak cały zdrętwiał, że zupełnie nie czułnóg.Wsparł się na chwilę na swojej włóczni, a potem zajął pozycję plecami do przypory,trzymając włócznię w pogotowiu, nie do rzutu, ale do zadania ciosu w walce wręcz.Ghalowie musieli używać drabin, bo sądząc po hałasie dobiegającym skądś od strony północnej,wdarli się już do miasta.Jakaś włócznia poszybowała wysoko ponad dachami, rzucona ze zbytdużą siłą.Brama znów zadygotała.W dawnych czasach nie mieli drabin i taranów, nadciągali nietysiącami, lecz pojedynczymi szczepami odartych łachmaniarzy, tchórzliwych dzikusów,zmykających na południe przed mrozem, nie pozostających, by żyć i umrzeć w ojczystejdziedzinie jak prawdziwi ludzie.Nagle ujrzał jednego z nich; miał szeroką białą gębę, czerwone pióro wetknięte w rógwysmarowanych smołą włosów i biegł do bramy, by otworzyć ją od wewnątrz.Wold zrobił krokdo przodu i zawołał: - Stój! - Ghal obejrzał się i w tej samej chwili stary wódz wbił mu czystympchnięciem swoją sześciostopową, okutą żelazem włócznię dokładnie pod żebra.Nie zdążyłjeszcze wyrwać jej z drgającego w konwulsjach ciała, kiedy usłyszał za plecami trzask ustępującejbramy.Widok drewnianych bali pękających jak zbutwiała skóra i wyłaniającej się z wybitej wnich dziury potężnej kłody tarana był czymś potwornym.Wold zostawił swoją włócznię wbrzuchu ghala i rzucił się biegiem, sapiąc ciężko i potykając się co krok, w stronę domostwaswego rodu.Całe miasto spiczastych drewnianych dachów stało w ogniu.Rozdział 8W mieście obcychNajdziwniejszą ze wszystkich dziwnych rzeczy w tym domu był rysunek na ścianie w wielkiejsali na dole.Kiedy Agat wyszedł i wszystkie pokoje zaległa głucha cisza, stanęła przed tymrysunkiem i wpatrywała się weń dotąd, aż stał się dla niej całym światem, a ona ścianą.Zwiat tenbył siecią; siecią rozciągającą się w głąb, jak plątanina gałęzi w lesie, jak przecinające sięnawzajem nurty w rzece, srebrzystoszaro-czarną siecią, rozbłyskującą tu i tam plamami zieleni,różu i słonecznej żółci.Kiedy się człowiek dobrze przyjrzał tej przepastnej sieci, mógł w niejwypatrzyć, w jej okach i nitkach, wprzędzione w nią i ją snujące małe i duże wzory i figurki -drzew, traw, zwierząt i jeszcze innych istot, mężczyzn i kobiet, jednych podobnych do farbornów,a innych nie; i inne przedziwne rzeczy, pudła na okrągłych nogach, ptaki, topory, srebrne włóczniez pióropuszami ognia, twarze nie będące twarzami, skrzydlate kamienie i drzewa o liściach zgwiazd.- Co to jest? - spytała farbornki, pod której opieką Agat ją zostawił, kobiety z jego rodu, a tasiląc się na uprzejmość odparła: - Obraz, taki rysunek.Wy przecież też robicie rysunki, prawda?- Tak, czasami.O czym on opowiada?- O innych światach i naszym rodzinnym domu.Widzisz tych ludzi? Dawno, dawno temu, wpierwszym Roku naszego wygnania, namalował go jeden z synów Esmita.- A to, co to jest? - spytała, wskazując palcem z pełnego szacunku dystansu.- Budynek.Gmach Ligi pewnego świata zwanego Davenant.- A to?- Erkar.- Słucham cię jeszcze raz - powiedziała grzecznie Rolery (pilnowała się teraz, żeby ani na chwilęnie zapomnieć o najlepszych manierach).Widząc jednak, że Seiko Esmit najwyrazniej nie rozumietego grzecznościowe zwrotu spytała: - Co to jest erkar?Farbornka wydęła lekko wargi i odparła obojętnym tonem: - Taki pojazd.to znaczy coś, czymsię jezdzi.Jak wasze.Hm, przecież wy nie używacie jeszcze nawet kół W jaki sposób mogłabymci to wytłumaczyć? Czy widziałaś nasze ciągnione wozy? Tak? No więc, erkar to taki wóz tylkodo latania po niebie.- Czy teraz także potraficie robić takie wozy? - spyta Rolery z czystego podziwu, ale Seikoopacznie ją zrozumiała.- Nie - odparła z urazą - nie potrafimy.Jakże moglibyśmy zachować tu takie umiejętności, skoroPrawo zakazuje nam wznosić się ponad wasz poziom? Przecież wy przez sześćset lat niezdołaliście nawet nauczyć się posługiwania kołami!Osamotniona w tym przedziwnym domu, skazana na wygnanie przez swój ród, a do tegoopuszczona jeszcze teraz przez Agata, Rolery czuła strach przed Seiko Esmit, przed każdą nowąosobą i rzeczą jakie napotykała.Ale niedoczekanie, żeby szydziła z niej jakaś zazdrosna, starababa.- Pytam dlatego, że nie wiem - powiedziała.- Ale wydaje mi się niemożliwe, żebyście byli tu odsześciuset Lat.- Sześćset naszych ojczystych lat to dziesięć Lat tutaj - odparła Seiko Esmit, a pochwili ciągnęła dalej: - Widzisz, nie wiem zbyt wiele o erkarach i różnych innych rzeczach,którymi niegdyś się posługiwaliśmy, bo kiedy nasi przodkowie przybyli na tę planetę, przysięgliprzestrzegać prawa Ligi, zakazującego używania wszystkiego, co wyraznie wyprzedza poziomrozwoju tubylców.Nazywało się to Embargo Kulturowe.Z czasem mieliśmy was nauczyćwytwarzania różnych przedmiotów - takich jak na przykład wozy.Ale statek odleciał.Zostało nastu mało, bez żadnej łączności z Ligą, a do tego w owych czasach wiele waszych plemion wrogo siędo nas odnosiło.Było nam trudno przestrzegać praw Ligi i jednocześnie zachować to, co mieliśmyi wiedzieliśmy.Więc pewnie zatraciliśmy wiele umiejętności i wiedzy, jaką niegdyś posiadaliśmy.Dziś nikt już nie wie, jak to było naprawdę.- To dziwne prawo - mruknęła Rolery.- Ustanowiono je dla waszego dobra, nie naszego - powiedziała Seiko z twardym, wyraznymakcentem farbornów, tym samym, z jakim mówił Agat.Wyrzucała z siebie słowa jedno za drugim,jakby się ciągle dokądś spieszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Walono w nią grubą kłodądrewna.Wold z trudem podniósł się z ziemi; na tym zimnie tak cały zdrętwiał, że zupełnie nie czułnóg.Wsparł się na chwilę na swojej włóczni, a potem zajął pozycję plecami do przypory,trzymając włócznię w pogotowiu, nie do rzutu, ale do zadania ciosu w walce wręcz.Ghalowie musieli używać drabin, bo sądząc po hałasie dobiegającym skądś od strony północnej,wdarli się już do miasta.Jakaś włócznia poszybowała wysoko ponad dachami, rzucona ze zbytdużą siłą.Brama znów zadygotała.W dawnych czasach nie mieli drabin i taranów, nadciągali nietysiącami, lecz pojedynczymi szczepami odartych łachmaniarzy, tchórzliwych dzikusów,zmykających na południe przed mrozem, nie pozostających, by żyć i umrzeć w ojczystejdziedzinie jak prawdziwi ludzie.Nagle ujrzał jednego z nich; miał szeroką białą gębę, czerwone pióro wetknięte w rógwysmarowanych smołą włosów i biegł do bramy, by otworzyć ją od wewnątrz.Wold zrobił krokdo przodu i zawołał: - Stój! - Ghal obejrzał się i w tej samej chwili stary wódz wbił mu czystympchnięciem swoją sześciostopową, okutą żelazem włócznię dokładnie pod żebra.Nie zdążyłjeszcze wyrwać jej z drgającego w konwulsjach ciała, kiedy usłyszał za plecami trzask ustępującejbramy.Widok drewnianych bali pękających jak zbutwiała skóra i wyłaniającej się z wybitej wnich dziury potężnej kłody tarana był czymś potwornym.Wold zostawił swoją włócznię wbrzuchu ghala i rzucił się biegiem, sapiąc ciężko i potykając się co krok, w stronę domostwaswego rodu.Całe miasto spiczastych drewnianych dachów stało w ogniu.Rozdział 8W mieście obcychNajdziwniejszą ze wszystkich dziwnych rzeczy w tym domu był rysunek na ścianie w wielkiejsali na dole.Kiedy Agat wyszedł i wszystkie pokoje zaległa głucha cisza, stanęła przed tymrysunkiem i wpatrywała się weń dotąd, aż stał się dla niej całym światem, a ona ścianą.Zwiat tenbył siecią; siecią rozciągającą się w głąb, jak plątanina gałęzi w lesie, jak przecinające sięnawzajem nurty w rzece, srebrzystoszaro-czarną siecią, rozbłyskującą tu i tam plamami zieleni,różu i słonecznej żółci.Kiedy się człowiek dobrze przyjrzał tej przepastnej sieci, mógł w niejwypatrzyć, w jej okach i nitkach, wprzędzione w nią i ją snujące małe i duże wzory i figurki -drzew, traw, zwierząt i jeszcze innych istot, mężczyzn i kobiet, jednych podobnych do farbornów,a innych nie; i inne przedziwne rzeczy, pudła na okrągłych nogach, ptaki, topory, srebrne włóczniez pióropuszami ognia, twarze nie będące twarzami, skrzydlate kamienie i drzewa o liściach zgwiazd.- Co to jest? - spytała farbornki, pod której opieką Agat ją zostawił, kobiety z jego rodu, a tasiląc się na uprzejmość odparła: - Obraz, taki rysunek.Wy przecież też robicie rysunki, prawda?- Tak, czasami.O czym on opowiada?- O innych światach i naszym rodzinnym domu.Widzisz tych ludzi? Dawno, dawno temu, wpierwszym Roku naszego wygnania, namalował go jeden z synów Esmita.- A to, co to jest? - spytała, wskazując palcem z pełnego szacunku dystansu.- Budynek.Gmach Ligi pewnego świata zwanego Davenant.- A to?- Erkar.- Słucham cię jeszcze raz - powiedziała grzecznie Rolery (pilnowała się teraz, żeby ani na chwilęnie zapomnieć o najlepszych manierach).Widząc jednak, że Seiko Esmit najwyrazniej nie rozumietego grzecznościowe zwrotu spytała: - Co to jest erkar?Farbornka wydęła lekko wargi i odparła obojętnym tonem: - Taki pojazd.to znaczy coś, czymsię jezdzi.Jak wasze.Hm, przecież wy nie używacie jeszcze nawet kół W jaki sposób mogłabymci to wytłumaczyć? Czy widziałaś nasze ciągnione wozy? Tak? No więc, erkar to taki wóz tylkodo latania po niebie.- Czy teraz także potraficie robić takie wozy? - spyta Rolery z czystego podziwu, ale Seikoopacznie ją zrozumiała.- Nie - odparła z urazą - nie potrafimy.Jakże moglibyśmy zachować tu takie umiejętności, skoroPrawo zakazuje nam wznosić się ponad wasz poziom? Przecież wy przez sześćset lat niezdołaliście nawet nauczyć się posługiwania kołami!Osamotniona w tym przedziwnym domu, skazana na wygnanie przez swój ród, a do tegoopuszczona jeszcze teraz przez Agata, Rolery czuła strach przed Seiko Esmit, przed każdą nowąosobą i rzeczą jakie napotykała.Ale niedoczekanie, żeby szydziła z niej jakaś zazdrosna, starababa.- Pytam dlatego, że nie wiem - powiedziała.- Ale wydaje mi się niemożliwe, żebyście byli tu odsześciuset Lat.- Sześćset naszych ojczystych lat to dziesięć Lat tutaj - odparła Seiko Esmit, a pochwili ciągnęła dalej: - Widzisz, nie wiem zbyt wiele o erkarach i różnych innych rzeczach,którymi niegdyś się posługiwaliśmy, bo kiedy nasi przodkowie przybyli na tę planetę, przysięgliprzestrzegać prawa Ligi, zakazującego używania wszystkiego, co wyraznie wyprzedza poziomrozwoju tubylców.Nazywało się to Embargo Kulturowe.Z czasem mieliśmy was nauczyćwytwarzania różnych przedmiotów - takich jak na przykład wozy.Ale statek odleciał.Zostało nastu mało, bez żadnej łączności z Ligą, a do tego w owych czasach wiele waszych plemion wrogo siędo nas odnosiło.Było nam trudno przestrzegać praw Ligi i jednocześnie zachować to, co mieliśmyi wiedzieliśmy.Więc pewnie zatraciliśmy wiele umiejętności i wiedzy, jaką niegdyś posiadaliśmy.Dziś nikt już nie wie, jak to było naprawdę.- To dziwne prawo - mruknęła Rolery.- Ustanowiono je dla waszego dobra, nie naszego - powiedziała Seiko z twardym, wyraznymakcentem farbornów, tym samym, z jakim mówił Agat.Wyrzucała z siebie słowa jedno za drugim,jakby się ciągle dokądś spieszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]