[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedziemy przez Wisłę.Tu Rybitwa.Jadę w podanym przez Piątkę kierunku.Wjeżdżam na ślimak.Czy można włączyć sygnał, żeby miećpierwszeństwo wjazdu na most? Musiałbym długo czekać.Włączyć! Ale tylko na chwilę.Tu Piątka.Dojeżdżamy do ronda na Saskiej Kępie.Jedziemydalej ulicą Waszyngtona. X wyprzedził mnie dość znacznie,bo musiałem stać pod światłami.Nie straciłem jednakwidoczności.Jadę ulicą Waszyngtona za Piątką.Widzę Piątkę.Nie widzę X - meldowała Rybitwa.W środku pomiędzy wartburgiem człowieka z walizką asamochodami MO jechał Majewski swoją syrenką.Nawet niebardzo uważał na tego, którego śledził.Kiedy wartburg skręciłna Most Poniatowskiego, Tadeusz wiedział, dokąd jadą.Był taktego pewien, że dojeżdżając do ulicy Międzynarodowej wyrzuciłstrzałkę w prawo i skręcił.Przejechał kilkaset metrów i znowuskręcił, tym razem w lewo.Dojechał do terenów ogrodówdziałkowych, zaparkował przy otwartej bramie, wysiadł iwszedł do środka.Znał drogę.Nieraz był tu z KazimierzemStrzelczykiem.Chociaż pan z milionami pojechał dalej,Majewski wiedział, że przed kanałem jest inny, wygodniejszyzjazd na teren ogrodów.Tamta uliczka była na prawie całejdługości wyasfaltowana.Tutaj nie było nawet zwykłego bruku,lecz tędy było bliżej do celu.Dobrze będzie obserwowaćwłaściciela wartburga, zanim dotrze co swojej działki.Możezresztą zechce on ukryć skarb gdzieś w sąsiedztwie? Ale terazjuż żaden kawał mu się nie uda.Niedługo pożegna się zeskradzionymi milionami.One należą do tego, kto na niezapracował.Tu Piątka - meldował kolejno wywiadowca MO.- Widzę X.Skręca w stronę ogrodów działkowych.Wjechał do środka.Przejechałem trochę dalej i zatrzymałem się.Podniosłemmaskę, niby coś mi w silniku nawaliło.Widzę, że X zamknąłza sobą bramę ogrodów działkowych i pojechał w głąb.Straciłem widoczność.Tu Rybitwa.Jestem przy Piątce.Prosimy o instrukcje.Tu Ojciec.Do Piątki i do Rybitwy.Pilnować bramy.Gdyby X wyjeżdżał, doprowadzić do lekkiej kraksy, a wysiadającegoz samochodu natychmiast obezwładnić.Pamiętać, że on mabroń.Zaraz tam przyjeżdżam.Zrozumiano? Odbiór.- Rybitwa do Ojca.Słyszeliśmy dobrze.Zrobimy kraksę.Major Janusz Kaczanowski, on to bowiem był Ojcem,wyskoczył prawie biegiem z pokoju operacyjnego, gdzieodbierano meldunki.Wydawał polecenia.- Dwa radiowozy najbliższe ulicy Waszyngtona podjechaćdo wejścia do ogrodów działkowych.Dla mnie wóz z czteremaludzmi.Wkrótce oficer milicji już pędził w stronę Saskiej Kępy.Tymrazem syrena i migacz były włączone.Przez Marszałkowskąprzelecieli jak wicher.Rondo objechali lewą stroną, askrzyżowanie Nowego Zwiatu i Alej Jerozolimskich przejechalipo torach tramwajowych.Majewski wybrał sobie doskonały punkt obserwacyjny zawerandą na sąsiedniej działce.Nie omylił się.Podjechał tuwartburg.Kierowca wysiadł i z walizką w ręku skierował się doswojego letniego domu, pięknie obsadzonego wielu gatunkamiróż.Był to w porównaniu z innymi prawie luksusowybudyneczek, składający się z dwóch pomieszczeń.Teraz Tadeusz przypomniał sobie dawne czasy.Wakacjespędzane na obozach harcerskich.Podchody i tropienieśladów.Ostrożnie, to skradając się prawie na leżący, topodbiegając po parę kroków, zbliżył się do domku.Zajrzałprzez okno.Hodowca róż położył walizkę na stole i otworzył ją.Sycił swój wzrok widokiem paczek z banknotami ułożonymi wrównych rządkach.Nareszcie dopiął celu, dla którego poświęciłwszystko, nawet życie dwojga ludzi.Jak tokujący głuszec nic nie słyszy, tak człowiek nad walizkąpełną banknotów również nie słyszał po cichu otwieranychdrzwi.Otrzezwił go dopiero głos:- Dzień dobry panu.Cieszę się, że znowu się spotykamy.Tobardzo miłe z pana strony, że wyjął pan tę walizkę z piwnicyna Solcu.Ale niepotrzebnie pan tak się fatygował.Uwolniępana od tych kłopotów.Mężczyzna za stołem podniósł głowę.Zobaczył robotnika wciemnoniebieskim kombinezonie z pistoletem w ręku.Chciałzrobić ruch, lecz usłyszał słowa wypowiedziane po cichu, alezdecydowanie:- Rączki grzecznie na kark.Stanąć pod ścianą.Sterroryzowany spełnił rozkaz.Wieko walizki nie podtrzymywane rękami zamknęło się.To pan - powiedział siląc się na zachowanie spokoju.-Mogłem się tego spodziewać.Trudno, zaskoczył mnie pan,przegrałem.Ja także nie łudziłem się, kto przyjdzie na Solec po walizkę.Czekałem na to.Przyznaję, podszedł mnie pan.Nie poznałem pana, chociażwidziałem kombinezon na podwórzu.Nie powinienem był tegolekceważyć.Proponuję, żebyśmy się podzielili.Tam starczy idla dwóch.Był czas, kiedy przyjąłbym tę propozycję.Teraz na to zapózno.To są moje pieniądze.Ja je zdobyłem.Trudno.Wobec argumentów, jakie pan ma w ręku, muszęsię zgodzić.Ale tam są także i moje pieniądze.Dolary w szarejkopercie.Zarobiliśmy je wspólnie z Kazimierzem.Myślę, że mije pan jednak odda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jedziemy przez Wisłę.Tu Rybitwa.Jadę w podanym przez Piątkę kierunku.Wjeżdżam na ślimak.Czy można włączyć sygnał, żeby miećpierwszeństwo wjazdu na most? Musiałbym długo czekać.Włączyć! Ale tylko na chwilę.Tu Piątka.Dojeżdżamy do ronda na Saskiej Kępie.Jedziemydalej ulicą Waszyngtona. X wyprzedził mnie dość znacznie,bo musiałem stać pod światłami.Nie straciłem jednakwidoczności.Jadę ulicą Waszyngtona za Piątką.Widzę Piątkę.Nie widzę X - meldowała Rybitwa.W środku pomiędzy wartburgiem człowieka z walizką asamochodami MO jechał Majewski swoją syrenką.Nawet niebardzo uważał na tego, którego śledził.Kiedy wartburg skręciłna Most Poniatowskiego, Tadeusz wiedział, dokąd jadą.Był taktego pewien, że dojeżdżając do ulicy Międzynarodowej wyrzuciłstrzałkę w prawo i skręcił.Przejechał kilkaset metrów i znowuskręcił, tym razem w lewo.Dojechał do terenów ogrodówdziałkowych, zaparkował przy otwartej bramie, wysiadł iwszedł do środka.Znał drogę.Nieraz był tu z KazimierzemStrzelczykiem.Chociaż pan z milionami pojechał dalej,Majewski wiedział, że przed kanałem jest inny, wygodniejszyzjazd na teren ogrodów.Tamta uliczka była na prawie całejdługości wyasfaltowana.Tutaj nie było nawet zwykłego bruku,lecz tędy było bliżej do celu.Dobrze będzie obserwowaćwłaściciela wartburga, zanim dotrze co swojej działki.Możezresztą zechce on ukryć skarb gdzieś w sąsiedztwie? Ale terazjuż żaden kawał mu się nie uda.Niedługo pożegna się zeskradzionymi milionami.One należą do tego, kto na niezapracował.Tu Piątka - meldował kolejno wywiadowca MO.- Widzę X.Skręca w stronę ogrodów działkowych.Wjechał do środka.Przejechałem trochę dalej i zatrzymałem się.Podniosłemmaskę, niby coś mi w silniku nawaliło.Widzę, że X zamknąłza sobą bramę ogrodów działkowych i pojechał w głąb.Straciłem widoczność.Tu Rybitwa.Jestem przy Piątce.Prosimy o instrukcje.Tu Ojciec.Do Piątki i do Rybitwy.Pilnować bramy.Gdyby X wyjeżdżał, doprowadzić do lekkiej kraksy, a wysiadającegoz samochodu natychmiast obezwładnić.Pamiętać, że on mabroń.Zaraz tam przyjeżdżam.Zrozumiano? Odbiór.- Rybitwa do Ojca.Słyszeliśmy dobrze.Zrobimy kraksę.Major Janusz Kaczanowski, on to bowiem był Ojcem,wyskoczył prawie biegiem z pokoju operacyjnego, gdzieodbierano meldunki.Wydawał polecenia.- Dwa radiowozy najbliższe ulicy Waszyngtona podjechaćdo wejścia do ogrodów działkowych.Dla mnie wóz z czteremaludzmi.Wkrótce oficer milicji już pędził w stronę Saskiej Kępy.Tymrazem syrena i migacz były włączone.Przez Marszałkowskąprzelecieli jak wicher.Rondo objechali lewą stroną, askrzyżowanie Nowego Zwiatu i Alej Jerozolimskich przejechalipo torach tramwajowych.Majewski wybrał sobie doskonały punkt obserwacyjny zawerandą na sąsiedniej działce.Nie omylił się.Podjechał tuwartburg.Kierowca wysiadł i z walizką w ręku skierował się doswojego letniego domu, pięknie obsadzonego wielu gatunkamiróż.Był to w porównaniu z innymi prawie luksusowybudyneczek, składający się z dwóch pomieszczeń.Teraz Tadeusz przypomniał sobie dawne czasy.Wakacjespędzane na obozach harcerskich.Podchody i tropienieśladów.Ostrożnie, to skradając się prawie na leżący, topodbiegając po parę kroków, zbliżył się do domku.Zajrzałprzez okno.Hodowca róż położył walizkę na stole i otworzył ją.Sycił swój wzrok widokiem paczek z banknotami ułożonymi wrównych rządkach.Nareszcie dopiął celu, dla którego poświęciłwszystko, nawet życie dwojga ludzi.Jak tokujący głuszec nic nie słyszy, tak człowiek nad walizkąpełną banknotów również nie słyszał po cichu otwieranychdrzwi.Otrzezwił go dopiero głos:- Dzień dobry panu.Cieszę się, że znowu się spotykamy.Tobardzo miłe z pana strony, że wyjął pan tę walizkę z piwnicyna Solcu.Ale niepotrzebnie pan tak się fatygował.Uwolniępana od tych kłopotów.Mężczyzna za stołem podniósł głowę.Zobaczył robotnika wciemnoniebieskim kombinezonie z pistoletem w ręku.Chciałzrobić ruch, lecz usłyszał słowa wypowiedziane po cichu, alezdecydowanie:- Rączki grzecznie na kark.Stanąć pod ścianą.Sterroryzowany spełnił rozkaz.Wieko walizki nie podtrzymywane rękami zamknęło się.To pan - powiedział siląc się na zachowanie spokoju.-Mogłem się tego spodziewać.Trudno, zaskoczył mnie pan,przegrałem.Ja także nie łudziłem się, kto przyjdzie na Solec po walizkę.Czekałem na to.Przyznaję, podszedł mnie pan.Nie poznałem pana, chociażwidziałem kombinezon na podwórzu.Nie powinienem był tegolekceważyć.Proponuję, żebyśmy się podzielili.Tam starczy idla dwóch.Był czas, kiedy przyjąłbym tę propozycję.Teraz na to zapózno.To są moje pieniądze.Ja je zdobyłem.Trudno.Wobec argumentów, jakie pan ma w ręku, muszęsię zgodzić.Ale tam są także i moje pieniądze.Dolary w szarejkopercie.Zarobiliśmy je wspólnie z Kazimierzem.Myślę, że mije pan jednak odda [ Pobierz całość w formacie PDF ]