[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Na nas czas.Musimy się zwijać. Wjechał prosto do stodoły, tra ta ta, jakby zupełnie mc się nie stało.A tymczasem był jużmartwy! Daj spokój, Feely.Ustawmy siedzenia i spieprzajmy stąd do diabła.Feely wysiadł z samochodu. Co ci jest, człowieku? Czy to nie było zabawne? Przekomiczne.A teraz pomóż mi ustawić to siedzenie.Podnieśli oparcie i ustawili je w prawidłowych pozycjach. Chyba nie jesteś zły  zapytał w pewnej chwili Feely  że to nie ty go zastrzeliłeś? Niby dlaczego miałbym być zły?Feely głębiej naciągnął nauszniki swojej czapki. Niewiarygodne, jakie to jest wspaniałe przeżycie.To znaczy, zlikwidować kogoś.Tego niemożna opisać.W żadnym słowniku, w żadnym leksykonie nie znajdę właściwych słów. Machałrękami i uderzał się w boki jak pingwin. Ojciec Arcimboldo i te wszystkie jego opowieścio znaczeniu słów&  Kropla atramentu zmusza do myślenia miliony ludzi&  Cóż, trzebaprzyznać, że zasadniczo miał rację, ale różnica polega na tym, że raczej nie ma szans zobaczyć,jak ktoś reaguje na to, co napisałeś.Napisane przez ciebie słowa mogą wywołać u kogoś nawetatak serca, albo coś takiego, ale ty nie będziesz tego świadkiem, to nie będzie twoimdoświadczeniem.Tymczasem tutaj& Cholera jasna! Wsiadaj do samochodu  rozkazał Robert.  Wiem, że próbowałeś mi to wytłumaczyć, jednak& Feely!  Robert był już naprawdę rozzłoszczony.Wyciągnął w jego kierunku wskazującypalec, jakby celował z pistoletu. Wsiadaj do samochodu.Feely przedefilował przed frontem chevroleta i zajął swoje miejsce. Jesteś zły  powiedział, kiedy Robert włączał silnik. Takie sprawiam wrażenie? Tak. Być może zaczynam zdawać sobie sprawę, że to ty miałeś rację, a ja się myliłem. Nie kapuję.Znieg padał już tak gęsto, że Robert z trudem dostrzegał drogę przed maską auta. Nieistotne  powiedział do Feely ego. Tak czy siak, już jest za pózno.Szczególnie dlatego biednego faceta, kimkolwiek był. Sądzisz, że był szczęśliwy? Jasna cholera! Na pewno był szczęśliwy.Był taki szczęśliwy,że nie zatrzymał traktora, nawet kiedy już nie żył. Wyznanie TrevoraZegar w poczekalni wskazywał już piętnaście po dwunastej, a tymczasem detektywaWintergreena nadal nie było.Dzień był tak ponury, że niebo przybrało niemal ciemnozielonykolor, a śnieg padał tak gęsto, że Sissy ledwo widziała drugą stronę parkingu.Na szczęściew środku było jasno i przyjemnie, a całe pomieszczenie pachniało pastą do podłogi i rozgrzanymikomputerami.Trevor przejrzał pobieżnie egzemplarz  Connecticut Reality , a potem zaczął go czytać odpoczątku, bardziej dokładnie. Popatrz na cenę tego domu! Siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolców z hakiem.Toż tozłodziejstwo w biały dzień!Co chwilę spoglądał na zegarek, to znów na ścienny zegar.Po dwudziestu minutach odezwałsię do matki: Jak myślisz, jak długo jeszcze będziemy czekać? To nie ma znaczenia  odparła Sissy. Dopóty, dopóki nam nie uwierzą. Ta karta, którą mu przeczytałaś& Czego właściwie dotyczyła? Miała go przekabacić nanaszą stronę, prawda? Powiedziałam mu to, co powiedziała mi karta.Jeśli to prawda, zrozumie, że powinienpotraktować nas poważnie.Trevor znów popatrzył na zegarek. Jean zacznie się zastanawiać, gdzie jestem. Więc zadzwoń do niej. Nie, jeszcze nie teraz.Ale o drugiej mieliśmy się spotkać z Freddiem i Susan.Kupują nowąskórzaną kanapę i chcą, żebyśmy pomogli im ją wybrać.Sissy wyprostowała się na krześle i podejrzliwie popatrzyła na syna. Chyba mnie okłamujesz, co? Okłamywać ciebie? Skądże znowu! Niby dlaczego miałbym cię okłamywać? W jakiejsprawie? Och, daj spokój, Trevor.Może jestem ekscentryczna, ale nie jestem głupia! Przecież widzę,że ciągle patrzysz na zegar.Zupełnie nic cię tu nie ciągnęło wczoraj w nocy, prawda?I absolutnie nic cię tutaj nie trzyma! Gdyby tak było, nie byłbyś w stanie myśleć o niczym innym,tylko właśnie o tym.To jest kwestia życia i śmierci, Trevor! Kwestia przeznaczenia!  Freddiei Susan kupują nową skórzaną kanapę i chcą, żebyśmy pomogli im ją wybrać! Daj spokój, co zabzdury!Trevor rzucił czasopismo na stolik. W porządku, mamo, przyznaję, niczego nie czułem, nic mnie nie ciągnęło do Canaan ani w ogóle donikąd. Dlaczego więc mi to wszystko opowiedziałeś? O co ci chodzi? Wczoraj wieczorem zatelefonował do mnie twój przyjaciel, Sam.Powiedział, że spędziłz tobą w Canaan całe popołudnie i że wpadło ci do głowy dziwaczne przekonanie, iż wytropiłaśjakichś morderców.Powiedział, że martwi się o ciebie, i poprosił, żebym ci jakoś pomógł. Boże, chroń mnie przed takimi przyjaciółmi. On j e s t twoim przyjacielem, mamo! Naprawdę zależy mu na tobie.Powiedziałem mu, żezaprosiliśmy cię na wakacje na Florydę, ale uparcie odmawiasz wyjazdu.To Sam zasugerował,żebym przyjechał do ciebie i wymyślił tę całą historię z nocnymi halucynacjami.Wyraziłnadzieję, że to wprawi cię w lepszy humor.Nagle Sissy poczuła się bardzo zmęczona, jakby w jednej chwili postarzała się o trzysta lat. A więc poprawiałeś mi humor. Otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej papierosy.Policjant dyżurny natychmiast uniósł głowę niczym węszący pies.Nie powiedział ani słowa,jednak wyraz jego twarzy wystarczył za wszystko.Sissy wrzuciła papierosy z powrotem dotorebki i głośno ją zatrzasnęła. Przepraszam cię, mamo, ale wszyscy staramy się robić to, co uważamy za najlepsze powiedział Trevor. Sądzisz, że najlepsze jest robienie ze mnie idiotki? Mamo, oczywiście wiemy, że ty wierzysz w te wszystkie przepowiednie. Rozumiem.Ale wy w to nie wierzycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl