[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Caroline popatrzyła na Susan.- To najgorsze kalkulacje, jakie słyszałam nawet z twoich ust.- Cóż, wiem jedno - wtrąciła się Anne.- Jeśli będziemy tusiedziały i się kłóciły, nie będzie chciał mieć z nami nic wspólnego.Inie zapominajmy, że w naszym interesie leży dołożenie starań, żebyCaro namalowała portret.- Wtedy pojedzie do Wiednia, a mama i papa będą mogli sięlepiej postarać, żeby wydać za mąż resztę nas.- Violet wygładziłaspódnicę.- Tak, ja też będę za wami tęsknić - odparła Caroline, udając, żenie zabolało jej to, jak łatwo siostry pogodziły się z jej wyjazdem.- Może ustalimy kolejkę - zaproponowała Anne.- Wtedy niebędzie się czuł nieswojo, że jest nas tyle, a każda będzie miała swojąokazję.- Poklepała Caroline po kolanie.- A my chcemy tylko, żebyśpojechała do Wiednia.Będziemy mogły cię tam odwiedzać.Caroline uśmiechnęła się, mając nadzieję, że Anne wyczuje jejwdzięczność.- Tylko, proszę, nie zajmujcie mu za dużo czasu.Musi trochęzostać na malowanie.78RS- Oddam ci trochę mojego czasu - nieoczekiwanie rzekła Violet.- Nie chciałam, żeby zabrzmiało to tak okropnie.- Nie martw się, rozumiem - odparła Caroline, chociaż nie miałacałkowitej pewności, że zrozumiała.%7łycie, do którego rozpaczliwiedążyły jej siostry, jej nie pociągało wcale.Nawet gdyby oznaczało tomałżeństwo z mężczyzną o ciepłych, szarych oczach, trzymającym sięświetnie w siodle.- Violet, masz dopiero piętnaście lat.Sądzę, że w ogóle niepowinnyśmy przydzielać ci miejsca w kolejce.Podobnie jest z Anne.- Za dziewięć tygodni skończę osiemnaście lat - odparła kwaśnoAnne.- Będę miała swój czas.Dziś wieczór zrobię grafik.Niechkażda wymyśli jakąś wycieczkę albo cokolwiek, co chce z nim robić,a ja przydzielę godziny.- Dlaczego ty? - spytała Julia.- Dlatego, że ty nie umiałabyś zrobić grafiku, nawet jeśli od tegozależałoby twoje życie - odpowiedziała blizniaczce Joanna.- Anne,musimy wszystkie wyrazić zgodę!- Oczywiście.Przejechały przez stary kamienny most spinający brzegi ElbridgeCreek i skręciły w główną ulicę Trowbridge.Głowy mijanych ludzizaczęły się odwracać, lecz nie z powodu panien Witfeld, a z powoduich gościa.Caroline nie dziwiła się temu zainteresowaniu, kiedyzobaczyła, jak zsiadł z konia i podszedł do powozu zaoferować swojąpomoc przy wysiadaniu.Zastanawiała się, co by pomyślał, gdyby się79RSdowiedział, że siedem panien właśnie podzieliło go między sobą, jaktort.Jedna po drugiej siostry podawały mu rękę i schodziły na ziemię,chociaż nie przypominała sobie, by do tej pory potrzebowały w tympomocy.Caroline czekała do końca, dlatego że nie chciała, by jąstratowano, a także dlatego, że uważała to za poniżające.- Zostawiając żarty na boku, jestem bardzo rad, że postanowiłapani jednak z nami pojechać - rzekł Zachary i ścisnął palcami jej dłoń,gdy schodziła na dół.- Uczyniłam tak, bo prosiły mnie o to siostry - odparła,postanawiając coś wyjaśnić.- A nie dlatego, że pan mnie pocałował.Skinął głową.- Ale też z tego powodu nie pozostała pani w domu.Caroline przyjrzała się mu.Musiała podnieść wzrok, ponieważbył wysoki; czubek jej głowy sięgał mu do podbródka.- To byłoby z mojej strony głupie - powiedziała, próbując niezwracać uwagi na ciepło bijące przez jego rękaw, kiedy wziął ją podramię.- Już panu mówiłam, że potrzebuję namalować pana portret.- Zatem mówi pani, że niecnie wykorzystałem tę pani potrzebę -powiedział, przeciągając głoski, gdy szli za stadkiem sióstr dopracowni modystki.- Zaczynam myśleć, że pan się ze mną drażni, lo.Zachary.- Dobrze, że pani to spostrzegła, zaczynałem już lękać się o paniwrażliwość, póki nie usłyszałem, w jaki sposób się pani śmieje.Zarumieniła się.80RS- Nic nie poradzę na to, że się śmieję tak a nie inaczej.-wiczyła to bez końca, nawet zatykała sobie nos, kiedy się śmiała.Nic to nie pomagało, tylko się krztusiła.- Nie powinien pan się z tegowyśmiewać.- Nie miałem zamiaru - rzekł i spoważniał nagle.- Podoba mi sięsposób, w jaki się pani śmieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Caroline popatrzyła na Susan.- To najgorsze kalkulacje, jakie słyszałam nawet z twoich ust.- Cóż, wiem jedno - wtrąciła się Anne.- Jeśli będziemy tusiedziały i się kłóciły, nie będzie chciał mieć z nami nic wspólnego.Inie zapominajmy, że w naszym interesie leży dołożenie starań, żebyCaro namalowała portret.- Wtedy pojedzie do Wiednia, a mama i papa będą mogli sięlepiej postarać, żeby wydać za mąż resztę nas.- Violet wygładziłaspódnicę.- Tak, ja też będę za wami tęsknić - odparła Caroline, udając, żenie zabolało jej to, jak łatwo siostry pogodziły się z jej wyjazdem.- Może ustalimy kolejkę - zaproponowała Anne.- Wtedy niebędzie się czuł nieswojo, że jest nas tyle, a każda będzie miała swojąokazję.- Poklepała Caroline po kolanie.- A my chcemy tylko, żebyśpojechała do Wiednia.Będziemy mogły cię tam odwiedzać.Caroline uśmiechnęła się, mając nadzieję, że Anne wyczuje jejwdzięczność.- Tylko, proszę, nie zajmujcie mu za dużo czasu.Musi trochęzostać na malowanie.78RS- Oddam ci trochę mojego czasu - nieoczekiwanie rzekła Violet.- Nie chciałam, żeby zabrzmiało to tak okropnie.- Nie martw się, rozumiem - odparła Caroline, chociaż nie miałacałkowitej pewności, że zrozumiała.%7łycie, do którego rozpaczliwiedążyły jej siostry, jej nie pociągało wcale.Nawet gdyby oznaczało tomałżeństwo z mężczyzną o ciepłych, szarych oczach, trzymającym sięświetnie w siodle.- Violet, masz dopiero piętnaście lat.Sądzę, że w ogóle niepowinnyśmy przydzielać ci miejsca w kolejce.Podobnie jest z Anne.- Za dziewięć tygodni skończę osiemnaście lat - odparła kwaśnoAnne.- Będę miała swój czas.Dziś wieczór zrobię grafik.Niechkażda wymyśli jakąś wycieczkę albo cokolwiek, co chce z nim robić,a ja przydzielę godziny.- Dlaczego ty? - spytała Julia.- Dlatego, że ty nie umiałabyś zrobić grafiku, nawet jeśli od tegozależałoby twoje życie - odpowiedziała blizniaczce Joanna.- Anne,musimy wszystkie wyrazić zgodę!- Oczywiście.Przejechały przez stary kamienny most spinający brzegi ElbridgeCreek i skręciły w główną ulicę Trowbridge.Głowy mijanych ludzizaczęły się odwracać, lecz nie z powodu panien Witfeld, a z powoduich gościa.Caroline nie dziwiła się temu zainteresowaniu, kiedyzobaczyła, jak zsiadł z konia i podszedł do powozu zaoferować swojąpomoc przy wysiadaniu.Zastanawiała się, co by pomyślał, gdyby się79RSdowiedział, że siedem panien właśnie podzieliło go między sobą, jaktort.Jedna po drugiej siostry podawały mu rękę i schodziły na ziemię,chociaż nie przypominała sobie, by do tej pory potrzebowały w tympomocy.Caroline czekała do końca, dlatego że nie chciała, by jąstratowano, a także dlatego, że uważała to za poniżające.- Zostawiając żarty na boku, jestem bardzo rad, że postanowiłapani jednak z nami pojechać - rzekł Zachary i ścisnął palcami jej dłoń,gdy schodziła na dół.- Uczyniłam tak, bo prosiły mnie o to siostry - odparła,postanawiając coś wyjaśnić.- A nie dlatego, że pan mnie pocałował.Skinął głową.- Ale też z tego powodu nie pozostała pani w domu.Caroline przyjrzała się mu.Musiała podnieść wzrok, ponieważbył wysoki; czubek jej głowy sięgał mu do podbródka.- To byłoby z mojej strony głupie - powiedziała, próbując niezwracać uwagi na ciepło bijące przez jego rękaw, kiedy wziął ją podramię.- Już panu mówiłam, że potrzebuję namalować pana portret.- Zatem mówi pani, że niecnie wykorzystałem tę pani potrzebę -powiedział, przeciągając głoski, gdy szli za stadkiem sióstr dopracowni modystki.- Zaczynam myśleć, że pan się ze mną drażni, lo.Zachary.- Dobrze, że pani to spostrzegła, zaczynałem już lękać się o paniwrażliwość, póki nie usłyszałem, w jaki sposób się pani śmieje.Zarumieniła się.80RS- Nic nie poradzę na to, że się śmieję tak a nie inaczej.-wiczyła to bez końca, nawet zatykała sobie nos, kiedy się śmiała.Nic to nie pomagało, tylko się krztusiła.- Nie powinien pan się z tegowyśmiewać.- Nie miałem zamiaru - rzekł i spoważniał nagle.- Podoba mi sięsposób, w jaki się pani śmieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]