[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak tu wymagać, aby taki Chai-gneux nie brał, on, zawsze w pogoniza pięciusetfrankowym.banknotem! Wierzę, iż nie był to człowiek nieuczciwy.Stał się nieuczciwy, otowszystko.Massot rozpędził się, kreślił dalej swoje portrety, serię, którą nawet kiedyśchciał napisać pod tytułem Deputowani na sprzedaż.Naiwni, którzy wpadli wten kocioł, ludzie oślepieni ambicją, podłe dusze ulegające pokusie otwartychszuflad, aferzyści, którzy dostali zawrotu głowy i stracili równowagę operującwielkimi sumami.Ale chętnie przyznawał, że takich stosunkowo było niewielui że parę podobnych parszywych owieczekmożna znalezć we wszystkich parlamentach świata.Wspomniał raz jeszczenazwisko Saniera: nikt lepiej od takiego Saniera nie potrafił robić z naszych Izbzłodziejskich spelunek.A Piotra przede wszystkim interesowało zamieszanie, jakie na jego oczachwywoływała grozba kryzysu rządowego.Dokoła Barroux i Monferranda stalisami tacy jak Dutheil i Chaigneux, bladzi ze strachu, gdyż czuli, że ziemiausuwa się im spod nóg, i zastanawiali się, czy nie przyjdzie im jeszcze dziśnocować w więzieniu Mazas.Wszyscy ich klienci byli także tutaj, wszyscy,którzy im zawdzięczali swoje wpływy, posady i którzy wraz z ich upadkiem mielizapaść się, zniknąć.Toteż trzeba było widzieć trwogę w spojrzeniach, posiniałe zoczekiwania twarze pośród prowadzonych szeptem rozmów, krążącychinformacji i plotek.Natomiast w grupie na uboczu, dokoła Vignona, który byłbardzo spokojny i uśmiechnięty, skupiła się inna klientela, ci, którzy mielinadzieję szturmem zdobyć władzę i wreszcie osiągnąć wpływy i posady.Tamoczy błyskały pożądaniem, tam czytało się radość jeszcze w stanie nadziei,szczęśliwe zaskoczenie nagle wyłaniającymi się możliwościami.Na zbytobcesowe pytania przyjaciół Vignon dawał wymijające odpowiedzi, twierdził tylko, że nie będzie interweniował.Najwidoczniej zamierzał dopuścić, abyinterpelował M%0ńge i aby on obalił gabinet, gdyż jego się nie obawiał; potem, jaksądził, wystarczy mu podnieść porzucone teki.- Och, ten Monferrand - mówił mały Massot - to zuch, który czuje, skąd wiejewiatr! Znałem go jako antyklerykała, pożeracza klechów, że tak powiem, zprzeproszeniem księdza, i nie dlatego, aby księdzu zrobić przyjemność, ale mogępowiedzieć, że on pogodził się z Bogiem.Przynajmniej opowiadano mi, żemonsignor Martha, wielki łowca dusz, po prostu się z nim nie rozstaje.To miło,że w tych dzisiejszych nowych czasach, gdy wiedza zbankrutowała, wszędzie, wsztuce, w literaturze, w samym społeczeństwie religia zakwita uroczymmistycyzmem.Kpił sobie jak zawsze, ale powiedział to z miną tak ujmującą, że ksiądz nie mógłprotestować.Zresztą w tej chwili zaczął się wielki ruch, rozległy się głosy, żeM%0ńge wchodzi na trybunę; wszyscy deputowani pośpiesznie wrócili do saliposiedzeń, w poczekalni pozostali tylko ciekawi i paru dziennikarzy.- To dziwne - znowu odezwał się Massot - że Fons%0ńgue jeszcze nie przyszedł.Aprzecież to, co się dzieje, bardzo go interesuje.Ale on jest tak przebiegły, żejeżeli nie robi tego, co zrobiłby kto inny, zawsze ma jakiś powód.Czy ksiądz gozna?Na przeczącą odpowiedz Piotra dodał znowu:- Ten to mocna głowa i prawdziwa potęga! Ach, mówię z przekonania, bo wcalenie cierpię na przerost szacunku, gdyż moi zwierzchnicy to przecież takżebłazny, których zresztą znam najlepiej i których analizuję najchętniej.Fons%0ńgue również jest wyraznie wymieniony w artykule Saniera.Jest on zresztąstałym klientem Duvillarda.Nie ma żadnych wątpliwości, że i on wziąłpieniądze, bo on bierze zewsząd.Tylko że jest zawsze kryty, bierze z powodów,do których można się przyznać: reklama, dozwolone prowizje.I jeżeli, jak mi sięwydało przed chwilą, jest wstrząśnięty, jeżeli ociąga się z przyjściem tutaj, jakgdyby w chęci stworzenia sobie alibi moralnego, to byłaby to pierwszanieroztropność, jaką popełnił w życiu.Mówił dalej, opowiedział wszystko o Fons%0ńgue'u, również rodem z Corr%0ńze;poróżnił się on śmiertelnie z Monferrandem w następstwie jakichś nieznanychhistorii; był eks-adwokatem z Tulle, przybył do Paryża, aby go podbić, irzeczywiście dokonał tego dzięki wielkiemu dziennikowi porannemu  Glob",którego był założycielem i dyrektorem.Obecnie zajmował przy Alei LaskuBulońskiego luksusową willę i nie było przedsięwzięcia, z którego by on niewykroił dla siebie królewskiej części.Miał talent do interesów, posługiwał sięswoim dziennikiem jako nieobliczalną siłą, aby panować nad rynkiem.Ale co zaumiejętność postępowania, ile wytrwałej i sprytnej cierpliwości, zanim doszedłdo swojej solidnej opinii człowieka poważnego, rządzącego samowładnienajcnotliwszym i najbardziej szanownym z dzienników! Nie wierząc w gruncierzeczy ani w Boga, ani w diabła, uczynił z tego dziennika podporę ładu,uczciwości i rodziny, stał się konserwatywnym republikaninem, od chwili kiedydogadzało to jego interesom, ale pozostał religijny, w duchu spirytualizmu, który uspokajająco działał na burżuazję.I akceptowany, uznawany jako potęga,sięgał ręką do wszystkich sakiewek.- Niechże ksiądz zobaczy, co może prasa! Oto Sanier i Fons%0ńgue, proszę ich taktrochę porównać.W sumie są to kamraci, każdy ma swoją broń i nią sięposługuje.Ale jaka różnica w środkach i wynikach! Dziennik pierwszego jestnaprawdę rynsztokiem, który jego samego porywa i niesie do kanału.Tymczasem gazeta drugiego to na pewno najlepsze dziennikarstwo, jakie możnauprawiać, bardzo solidne, bardzo literackie, uczta dla ludzi subtelnych, chlubadla człowieka, który nim kieruje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl