[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ustach mi zaschło,stawy miałam sztywne, a kark obolały.Niezupełnie przytomna, boso, powlokłam się do kuchni iprzygotowałam kawę.Dwa kieliszki, z których piliśmy wczoraj, znalazły się w zlewie, a pustabutelka po burbonie  w śmietniku.Zjawił się kilka minut pózniej.Miał na sobie świeże ubranie.Z włosów kapała mu woda,oczy miał szklane.Stanął w kuchni i zaczął podwijać rękawy swojej czarnej koszuli.Czarnej jakjego myśli, jak jego nastrój.Nie powiedzieliśmy nic, podsunęłam mu tylko kawę.Wyciągnął kumnie obie dłonie.Lewą wziął filiżankę i odstawił ją na blat, prawą przyciągnął mnie do siebie. Chodz tu. Objął mnie. Dziękuję, że zostałaś.To była bardzo długa noc.Bardzodługa i bardzo smutna.Noc prawdziwej grozy.Nigdy nie myślałem, że duchy mogą mnie jeszczeosaczyć z taką siłą. Oparłam czoło na jego ramieniu i zamknęłam oczy, nadal byłam półprzytomna.Bardzodługo nie wypuszczał mnie z objęć. Rozdział trzydziesty ósmyOkoło południa znalezliśmy się z powrotem w mieszkaniu Daniela i wyjmowaliśmy zbagażnika samochodu ostatnie pudła z papierami Fontany.Wcześniej, zanim wróciliśmy do niecierpiących zwłoki bieżących spraw, wtajemniczyłmnie w swoje podjęte podczas nieprzespanej nocy decyzje. Naprawdę zamierzasz zapłacić kwotę będącą równowartością mieszkania za kilkakartonów papieru, o których zawartości nie masz nawet pojęcia?  zapytałam, nie dowierzającwłasnym uszom. Wolę ponieść to ryzyko, niż dowiedzieć się, że wrzuciła te dokumenty do niszczarkialbo je spaliła.Poza tym zapłacę to z pieniędzy Fontany, z tych, które zapisał w spadku Aurorze,nie przypuszczając, że umrą razem.Nigdy nie ruszyłem tych pieniędzy, z wyjątkiem, jak już cimówiłem, przeznaczonych na opłacenie twojego stypendium.A suma jest całkiem pokazna  zpoczątku były to tylko jego oszczędności i niebagatelne odszkodowanie wypłacone przezubezpieczyciela, ale po kilkudziesięciu latach na rachunku oszczędnościowym uzbierał się z tegocałkiem pokazny kapitał.Zawsze myślałem, że zapiszę go uniwersytetowi albo jakiejś instytucjicharytatywnej, nigdy nie miałem zamiaru przeznaczać tych pieniędzy na własne wydatki. Nadal nie rozumiem& Nie mam żadnego interesu w tym, żeby zapewniać Darli egzystencję w godnychwarunkach, jeśli o mnie chodzi, robaki mogłyby ją pożreć żywcem.Ale pociesza mnie myśl, że wdłuższej perspektywie posunięcie to przyniesie korzyść biednej Fanny, pozwoli jej opuścićzamieszkiwaną obecnie ruderę i przenieść się do przyzwoitego mieszkania, które w przyszłościstanie się jej własnością.I z tego punktu widzenia rozwiązanie nie wydaje mi się takie złe.Jestempewien, że sam Fontana nie miałby nic przeciwko temu, by przeznaczyć swoje oszczędności naten właśnie cel.Nie upierałam się przy swoim, ale nie byłam pewna, czy Daniel podejmuje słusznądecyzję.On tymczasem telefonował do banku, by uzgodnić niezbędne formalności.Zgodnie z umową, punktualnie o dziesiątej stawiliśmy się w domu Darli Stern.Zwiatłodzienne nie zdołało złagodzić żałosnego widoku, jaki przedstawiało sobą otoczenie starej kobiety.Wszystko było równie ponure jak ubiegłej nocy: porozrzucane po podłodze przedmioty,przewrócone krzesło, włączony bez głosu telewizor i ten mdlący zapach starości unoszący sięwokół.Darla siedziała na tym samym fotelu, pewnie nie położyła się do łóżka przez całą noc.Tym razem jednak zachowywała się zupełnie inaczej: podczas całej wizyty nie odezwała się anisłowem.Siedziała milcząca, jakby pogrążona w letargu, z przymkniętymi oczami.Może byławyczerpana, a może pod wpływem środków uspokajających, kto wie.Niewykluczone, że poprostu udawała, że drzemie.Korpulentny mężczyzna w okularach w drucianej oprawie, na którego palcu tkwił wielki,złoty sygnet, przedstawił się nam jako pełnomocnik Darli, gotowy pośredniczyć w transakcji. Proszę za mną  powiedział.Poprowadził nas do garażu przez kuchnię, brudną, pełną rozklekotanych sprzętów ipachnącą stęchlizną.Potem z wysiłkiem otworzył drzwi, z całej siły napierając na nie łokciem, izaprosił do pomieszczenia pełnego pajęczyn, wyglądającego jak magazyn, a może raczejwysypisko śmieci.Nie było prawie miejsca, by się ruszyć, tyle tam stało gratów, powiązanychworków o Bóg wie jakiej zawartości i stert gazet sprzed kilku dekad.W skąpym świetle brudnejżarówki czarnej od martwych owadów naszym oczom ukazał się stos kartonowych pudełopartych o ścianę. Podczas gdy Daniel negocjował z adwokatem, a z tonu jego głosu i gestów nietrudnowyczytać było, że odczuwał do niego co najmniej antypatię, ja otworzyłam jedno z pudeł, byzbadać, czy przedmiot transakcji jest rzeczywiście tym, o co nam chodziło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl