[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten prezydent Truman, zakogo on się ma? Albo kradnie moje czereśnie, albo zmusza moje dzieci,by jadły je tak szybko, że pewnie dostaną kolki. To nie prezydent Truman, szanowna pani.To muszka owocowa.Diagramy wiszące na ścianie ilustrują cykl życiowy muszki owocowej. Muszka owocowa.No, to teraz usłyszałam już wszystko.Tommy,Janet, pospieszcie się.%7ładne z nas nie ruszy się nawet o kroczek, dopókinie zjemy wszystkich czereśni.Muszka owocowa.Następnym razemmoże przeszukacie mojego psa w poszukiwaniu pcheł.Może w Kalifornii psy nie mają pcheł.Może mają motyle, złotemotyle.Pospiesz się, Tbmmy.Chłopczyk nazywany Tommym, zerknąwszy ukradkiem nainspektora, ostrożnie wrzucił sobie garść czereśni za koszulkę.Gdyzorientował się, że Charlotte na niego patrzy, natychmiast zrobił minękompletnego niewiniątka.Charlotte odwróciła się, maskując uśmiech, i wtedy rozpoznała naglesamochód, który stał przy trzeciej bramce.Należał do Eastera, leczsamego Eastera w nim nie było.Stał przy jakimś plakacie i przyglądał sięjej.Nie spojrzała na niego.Wbiła wzrok w plakat.Informował, ilemilionów dolarów strat może wyrządzić para muszek owocowych. Słodki dzieciak z tego Tommy'ego  rzekł Easter. Czy pan mnie śledzi?Easter pokręcił głową. Cała Charlotte.Jest tylko jedna droga zpółnocy na południe, a pani myśli, że każdy, kto za panią jedzie, umyślniepanią śledzi. Nie każdy.Tylko pan. Moja droga Charlotte, ja też muszę wrócić do domu.Miałemnadzieję, że droga numer 101 będzie wystarczająco szeroka dla nasobojga.Zjawił się inspektor, otworzył tylne drzwiczki i rozejrzał się pownętrzu samochodu. Owoce cytrusowe: cytryny, pomarańcze,li-monki?. Nie mam żadnych owoców. A co z tym pudełkiem czereśni, które kupiłaś w Grants Pass? zapytał Easter. W czereśniach aż roi się od muszek owocowych. Nie kupowałam żadnych czereśni  Charlotte zwróciła się doinspektora. Ten człowiek próbuje mnie zatrzymać. I tak muszę sprawdzić  odrzekł inspektor. Czy mogę prosić okluczyki do bagażnika?Wręczyła mu kluczyki i inspektor poszedł na tył samochodu, po czymotworzył bagażnik. Do zobaczenia  rzucił Easter i wsiadł do swojego samochodu.Przejeżdżając obok, nacisnął klakson i pomachał jej. Przez następnych sto kilometrów wciskała pedał gazu do oporu, amimo to nie dogoniła Eastera.Nie wiedziała nawet, dlaczego chce godogonić, poza próbą udowodnienia mu, że choć jest kobietą, jest równiesprawnym i uzdolnionym kierowcą jak mężczyzna.Zrezygnowała w Eurece, gdzie musiała zatrzymać się na tankowanie ilunch.Zjadła w budce z hamburgerami.Była zdumiona faktem, żeusiłowała wyprzedzić Eastera, a także innymi, raczej dziecinnymirzeczami, jakie powiedziała i zrobiła, odkąd go poznała.Pewność siebie iopanowanie, które od lat pielęgnowała, znikały niepostrzeżenie zakażdym razem, gdy tylko pojawiał się Easter, a ona zaczynałazachowywać się niezręcznie jak licealistka, błyskawicznie oblewając sięrumieńcem, wpadając w gniew lub urazę.Skoro nie mogę go dogonić, uznała Charlotte, będę się wlec z tyłu.Będzie się zastanawiał, co się ze mną stało.Nie, nie, to absurd.Nie wolnomi nawet tak myśleć.Muszę być sobą, a nie na wpół agresywną, na wpółzawstydzoną kobietką.Pojadę do domu zwyczajnie, jakby Easter w ogólenie istniał.Powinnam dotrzeć na miejsce o piątej.Dochodziła ósma, kiedy skręciła na swój podjazd.W przednich światłach samochodu wyłoniły się drzwi podwójnegogarażu, ich gładka biel.Były zamknięte, choć zostawiła je otwarte.Strachzaalarmował jej zmysły, pobudził wyobraznię.Nocny wiatr, któregoodświeżający powiew poczuła na skórze zaledwie przed momentem,teraz stał się zdradziecko łagodny.Przedrzezniacz drwił z niej ze swegogniazda na przewodzie telefonicznym.Zostawiła drzwi garażu otwarte, a teraz były zamknięte.Zagadkowasprawa, nie miała jednak powodu do lęku.Próbowała przekonać samąsiebie, że każdy mógł je zamknąć  Lewis, panna Schiller, listonosz,dziecko bawiące się w okolicy, może nawet Easter, próbując jąprzestraszyć, tak jak wtedy, kiedy wyszedł zza drzewa przed baremSullivana  lecz zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że żadna z tychmożliwości nie była prawdziwa.Easter nie robił sobie okrutnych żartów,ani Lewis, ani panna Schiller nie mieli zaś powodu się tu zjawiać,wiedząc, że Charlotte wyjechała.Dziecko, listonosz  przyszli jej namyśl, bo desperacko pragnęła wierzyć, że te zamknięte drzwi nic nie znaczyły, nie kryły żadnychtajemnic.Zostawiła w samochodzie włączone światła.Idąc w stronę garażu,przypomniała sobie zdjęcie twarzy Violet w agonalnej pianie.Ale morzejest daleko, pomyślała, w taką noc nawet go stąd nie widać.A ja umiempływać.Potrafię przepłynąć sporo, jeśli trzeba.Po raz pierwszy, odkąd wplątała się w tę sprawę, bała się fizycznejprzemocy.Niejasne, mętne obawy (przed Easterem, przed starym domemna Olive Street), które czuła, połączyły się w coś tak zwartego i zbitego,że mogłoby się zmieścić na główce szpilki  i przebić jej kręgosłup.Drzwi nie były zamknięte na klucz.Spostrzegła, że nie były nawetdomknięte.Na dole widniała szpara szerokości dłoni, jak gdyby ktoś wwielkim pośpiechu trzasnął drzwiami, a te podskoczyły odrobinę i tak jużzostały.Musiała się wytężyć, żeby je otworzyć.Oddychała ciężko, cała spięta,przygotowana na atak.Lecz żaden atak nie nastąpił, w garażu nikogo niebyło.Stał tam jedynie samochód, po prawej stronie, gdzie zawszeparkował Lewis  mały kabriolet z podniesionym dachem.Charlotte włączyła górne światło i podeszła do kabrioletu od przodu.To był niebieski ford, jakich widywała wiele na ulicach, nie znała jednaknikogo, kto by taki posiadał.Nie przychodziło jej również do głowy,czemu ktoś miałby parkować w jej garażu.Jechał przedtem z dużąprędkością  szare i żółte plamy owadów znaczyły przednią szybę iświatła, w chromowej kratownicy tkwił zaś martwy ptaszek.Dotknęładłonią maski  była zimna.Samochód stał tak od pewnego czasu.Ford kabriolet, samochód, jaki ponoć kupił Eddie.Tyle że Voss iEddie byli już daleko stąd, może nawet zdążyli opuścić kraj, tak jakplanowali. Dla mnie i Eddiego klimat zmienia się na lepsze".Usiadła z przodu i włączyła światła deski rozdzielczej.Stacyjka byłapusta, samochód miał tu więc zostać.Charlotte nie mogła się go pozbyćinaczej, jak tylko osobiście pchając po wzniesieniu, co było niemożliwe,lub dzwoniąc po lawetę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl