[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twierdziła, że na pewno szukam innych, bo własna żona po cesarskim cięciu nie może mnie pociągać! Wyobrażasz sobie? — Marcin gwałtownie zgniata serwetkę w dłoniach.Obserwuję go z rosnącym zaciekawieniem.Już nie chce mi sięspać.— No i stało się! Nic na to nie poradzę! Przy tej kobiecie odpoczywam od żony! Relaksuję się! — Marcin wzdycha.— Zdradziłeś ją! — nie dziwi mnie to specjalnie, ale udajęwielkie zdumienie.— Tak! Niestety! Stało się! Ale to nic poważnego! Naprawdękocham Kaśkę, tę drugą tylko lubię.Nie zdradziłem jej duchowo,tylko fizycznie, co oczywiście nie zmniejsza mojej winy! Mamogromne wyrzuty sumienia! Chcę to przerwać! Muszę powiedziećżonie o wszystkim i oczyścić się wewnętrznie!— Zwariowałeś? — już nie udaję zdumienia.— No co? — Marcin jest zbity z tropu.— Wiem, że mniekocha i mi wybaczy!— Może wybaczy, ale nie zapomni! Może odejdzie od ciebiez dzieckiem! Może złoży pozew o rozwód!— Kaśka taka nie jest! Ślubowaliśmy sobie przed Bogiem! Toma dla nas ogromne znaczenie! — Marcin zrywa się z fotela.— No właśnie widzę!— Co mówisz? Nie dosłyszałem? — drapie się za uchem.—Potrzebuję rady kogoś zaufanego.Jeżeli jej nie powiem, będę czułsię fatalnie nie jestem przecież potworem!32— Jeżeli jej powiesz, ona będzie się czuć fatalnie! Zastanówsię!— No właśnie się zastanawiam.Mój Boże! Dlaczego wciąż tyle osób obarcza mnie swoimi problemami! Jest druga w nocy! Prawie mdleję z niewyspania, a on dopiero teraz się rozkręca! W sumie to dobrze, że nie stworzyliśmy jakiegoś związku, a już Boże broń — małżeństwa! Marcinnależy do takiego typu ludzi, którzy choćby nie wiadomo jakiezrobili świństwo, zawsze znajdą doskonałe argumenty, żeby sięwybielić.SobotaŚpię do jedenastej.Rzadki luksus.Nie słyszałam nawet, kiedywróciła Karolina.Zderzamy się w przedpokoju z kompresami na czołach.— Był tu jakiś facet? — moja córka patrzy na mnie podejrzliwie.— Ależ kochanie.— j ę c z ę , zastanawiając się, skąd, u licha,ona to wie?— Ten imponujący parasol z rzeźbioną rączką to chyba nietwój? — zagaduje złośliwie.— Kolega z pracy tu był z dokumentami! Wiesz, jak ciężkopracuję! — odpowiadam niepewnie.— Ładny ma parasol! — Karola chichocze i znika w łazience.Dzwoni telefon.Szósty zmysł mówi mi, że to moja siostradwudziesty raz przypomni mi o grillu.Głos Zośki jest napięty i piskliwy:— Przypominam ci ostatni raz.— Wiem, zaraz do was jadę.Kupić coś do jedzenia? — zagaduję słodko.— Ty nawet własnymi psami nie potrafisz sama się zająć!— Przecież Xenia robi to doskonale i jeszcze ma spore kieszonkowe.— Dla ciebie pieniądze są najważniejsze! Ona dostała dzisiajczwórkę z kolokwium! — Zośka prawie syczy.33— Gratuluję.— zaczynam entuzjastycznie.— Mogła dostać piątkę, ale jeden z twoich psów robił kupyna zielono i była cała afera!— Niemożliwe! Który? — denerwuję się.— Bury! Zadzwoniłyśmy do Rysia, który, jak wiesz, skończyłweterynarię z wyróżnieniem.— No i? — dopytuję się.— Rysio to dawny kolega mojego męża.— Tak.Tak, wiem.Tomek miał i ma setki kolegów — wzdycham.— Ten należy do tych w miarę niegłupich, bo reszta to dno!Nie widzieli się sześć miesięcy i musieli oczywiście pogadać.Rysiek był w Afryce i Xenia, zamiast się uczyć, słuchała tych opowieści do czwartej rano.Swoją drogą wiesz, jak Masajowie obliczająpory roku?— Nie wiem i nie chcę wiedzieć! Czy to moja wina, że prowadzicie dom otwarty? — wzdycham znowu.— Xenia chce mieć stypendium! Jak ona to zdobędzie, jeżeli będzie się zajmować cudzymi psami? — Zośka znowu jest wściekła.— Może to wpisać do CV.Będzie oryginalnie! — śmieję się.— Tobie zawsze do śmiechu! Ona ciężko haruje w twojej redakcji i jeszcze musi się martwić o zielone kupy twoich psów!— Dobrze! Podwyższę jej pensję! — obiecuję.— Nie myśl, że o to mi chodziło! — przerywa mi Zośka.— Wiem wiem, no ale jeżeli przeze mnie ma stracić stypendium naukowe.— Jeszcze nie wiadomo, czy straci.Jest bardzo zdolna! —podkreśla moja siostra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Twierdziła, że na pewno szukam innych, bo własna żona po cesarskim cięciu nie może mnie pociągać! Wyobrażasz sobie? — Marcin gwałtownie zgniata serwetkę w dłoniach.Obserwuję go z rosnącym zaciekawieniem.Już nie chce mi sięspać.— No i stało się! Nic na to nie poradzę! Przy tej kobiecie odpoczywam od żony! Relaksuję się! — Marcin wzdycha.— Zdradziłeś ją! — nie dziwi mnie to specjalnie, ale udajęwielkie zdumienie.— Tak! Niestety! Stało się! Ale to nic poważnego! Naprawdękocham Kaśkę, tę drugą tylko lubię.Nie zdradziłem jej duchowo,tylko fizycznie, co oczywiście nie zmniejsza mojej winy! Mamogromne wyrzuty sumienia! Chcę to przerwać! Muszę powiedziećżonie o wszystkim i oczyścić się wewnętrznie!— Zwariowałeś? — już nie udaję zdumienia.— No co? — Marcin jest zbity z tropu.— Wiem, że mniekocha i mi wybaczy!— Może wybaczy, ale nie zapomni! Może odejdzie od ciebiez dzieckiem! Może złoży pozew o rozwód!— Kaśka taka nie jest! Ślubowaliśmy sobie przed Bogiem! Toma dla nas ogromne znaczenie! — Marcin zrywa się z fotela.— No właśnie widzę!— Co mówisz? Nie dosłyszałem? — drapie się za uchem.—Potrzebuję rady kogoś zaufanego.Jeżeli jej nie powiem, będę czułsię fatalnie nie jestem przecież potworem!32— Jeżeli jej powiesz, ona będzie się czuć fatalnie! Zastanówsię!— No właśnie się zastanawiam.Mój Boże! Dlaczego wciąż tyle osób obarcza mnie swoimi problemami! Jest druga w nocy! Prawie mdleję z niewyspania, a on dopiero teraz się rozkręca! W sumie to dobrze, że nie stworzyliśmy jakiegoś związku, a już Boże broń — małżeństwa! Marcinnależy do takiego typu ludzi, którzy choćby nie wiadomo jakiezrobili świństwo, zawsze znajdą doskonałe argumenty, żeby sięwybielić.SobotaŚpię do jedenastej.Rzadki luksus.Nie słyszałam nawet, kiedywróciła Karolina.Zderzamy się w przedpokoju z kompresami na czołach.— Był tu jakiś facet? — moja córka patrzy na mnie podejrzliwie.— Ależ kochanie.— j ę c z ę , zastanawiając się, skąd, u licha,ona to wie?— Ten imponujący parasol z rzeźbioną rączką to chyba nietwój? — zagaduje złośliwie.— Kolega z pracy tu był z dokumentami! Wiesz, jak ciężkopracuję! — odpowiadam niepewnie.— Ładny ma parasol! — Karola chichocze i znika w łazience.Dzwoni telefon.Szósty zmysł mówi mi, że to moja siostradwudziesty raz przypomni mi o grillu.Głos Zośki jest napięty i piskliwy:— Przypominam ci ostatni raz.— Wiem, zaraz do was jadę.Kupić coś do jedzenia? — zagaduję słodko.— Ty nawet własnymi psami nie potrafisz sama się zająć!— Przecież Xenia robi to doskonale i jeszcze ma spore kieszonkowe.— Dla ciebie pieniądze są najważniejsze! Ona dostała dzisiajczwórkę z kolokwium! — Zośka prawie syczy.33— Gratuluję.— zaczynam entuzjastycznie.— Mogła dostać piątkę, ale jeden z twoich psów robił kupyna zielono i była cała afera!— Niemożliwe! Który? — denerwuję się.— Bury! Zadzwoniłyśmy do Rysia, który, jak wiesz, skończyłweterynarię z wyróżnieniem.— No i? — dopytuję się.— Rysio to dawny kolega mojego męża.— Tak.Tak, wiem.Tomek miał i ma setki kolegów — wzdycham.— Ten należy do tych w miarę niegłupich, bo reszta to dno!Nie widzieli się sześć miesięcy i musieli oczywiście pogadać.Rysiek był w Afryce i Xenia, zamiast się uczyć, słuchała tych opowieści do czwartej rano.Swoją drogą wiesz, jak Masajowie obliczająpory roku?— Nie wiem i nie chcę wiedzieć! Czy to moja wina, że prowadzicie dom otwarty? — wzdycham znowu.— Xenia chce mieć stypendium! Jak ona to zdobędzie, jeżeli będzie się zajmować cudzymi psami? — Zośka znowu jest wściekła.— Może to wpisać do CV.Będzie oryginalnie! — śmieję się.— Tobie zawsze do śmiechu! Ona ciężko haruje w twojej redakcji i jeszcze musi się martwić o zielone kupy twoich psów!— Dobrze! Podwyższę jej pensję! — obiecuję.— Nie myśl, że o to mi chodziło! — przerywa mi Zośka.— Wiem wiem, no ale jeżeli przeze mnie ma stracić stypendium naukowe.— Jeszcze nie wiadomo, czy straci.Jest bardzo zdolna! —podkreśla moja siostra [ Pobierz całość w formacie PDF ]