[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta kula poszła rykoszetem po dachu samochodu, zostawiającszramę na lakierze.Tymczasem bandyta ucieka z pieniędzmi na drugą stronęjezdni.Za nim biegnie jego towarzysz, ciągle z pistoletem wręce.Obaj kierują się w stronę gmachu Romy.Taki mniej więcej przebieg zajścia ustalono na podstawieprzesłuchania jedenastu osób bezpośrednich świadkównapadu.Wprawdzie zeznania ich różniły się między sobączasami nawet dość znacznie, ale wypośrodkowując możnabyło z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić, że wypadki naulicy Nowogrodzkiej rozegrały się w ten właśnie sposób.Niestety, wbrew jednomyślnym twierdzeniom świadków, żeobaj bandyci strzelali, milicja znalazła tylko łuski z jednegopistoletu.Tego, z którego oddano śmiertelny strzał do JanuszaLutyka i zraniono drugiego konwojenta.Z tejże broniwystrzelono pociski znalezione w warszawie, a kierowane, aby uciszyć kierowcę alarmującego klaksonem.Na szczęście obiekule chybiły.Być może bandyta nie panował tak dobrze nadswoimi nerwami, jak na początku akcji, kiedy dwoma strzałamizabił jednego, a ciężko ranił drugiego człowieka.A więc czy drugi przestępca miał również broń? Strzelałczy nie strzelał? A może używał rewolweru bębenkowego, którynie odrzuca automatycznie łusek? Ale w takim razie co się stałoz kulami z jego lufy? A może to tylko pierwszy przestępca działał , a drugi posługiwał się straszakiem, aby wywołaćwiększy hałas i sterroryzować przypadkowych świadkównapadu?Na te pytania nie można było jeszcze odpowiedzieć.Nieznaleziono śladów innych kul, prócz tych, które wyszły zpistoletu trzymanego przez bandytę w skórzanej kurtce(skafandrze, ortalionowej wiatrówce).Jeszcze bardziej zagadkowo przedstawiała się droga ucieczkibandytów.Tu świadkowie byli zgodni tylko w jednym punkcie:po akcji obaj napastnicy przebiegli na drugą stronę ulicy iskierowali się w stronę Romy.Pierwszy biegł ten z workiem.Za nim podążał człowiek z pistoletem.Dalsze zeznania różniły się między sobą diametralnie.Większość świadków twierdziła, że obydwaj przestępcy wsiedlido stojącej przed Romą warszawy.Miało to być autozielonego koloru.Wóz natychmiast ruszył, przejechał kołobanku, a następnie skręcił w ulicę Emilii Plater, w stronęKoszykowej.Ale podawano i odmienną wersję.Według niejnapastnicy najpierw biegli, pózniej zaś idąc dotarli dopobliskiej Poznańskiej i zginęli za węgłem budynku poczty.Znalezli się również tacy, którzy gotowi byli przysięgać, żebandyci zniknęli w bramie gmachu Romy.Ciekawe były zeznania jednego z artystów operetkowych.Zgłosił się on sam do milicji.W dniu napadu podjechał podgmach Romy własnym samochodem.Zatrzymał go tuż obokparkującej w tym miejscu zielonej warszawy.Gdy zamykałdrzwiczki swojego wozu, usłyszał od strony banku odgłosy po-dobne do huku strzałów.Było już pózno.Do rozpoczęciaprzedstawienia pozostawało pół godziny, a aktorzy obowiązanisą być za kulisami na godzinę przed podniesieniem kurtyny.Zpiewak nie zwracał więc uwagi na to, co dzieje się poprzeciwnej stronie ulicy, tylko pośpieszył do garderoby.Jednakzdołał zauważyć, że kiedy zamykał swoje auto, zielonawarszawa odjechała z parkingu i skierowała się do ulicy EmiliiPlater.Pasażerów nie było.Aktor zdążył zauważyć, że kierowcabył raczej niedużego wzrostu. Dlaczego pan tak sądzi? zapytał major Makowski. Stałem koło niego.Wprawdzie on siedział wewnątrzsamochodu, a ja widziałem go tylko przez szybę z drugiejstrony drzwi, ale mimo to mogłem zauważyć że zarównotułów jak nogi należą do człowieka niewysokiego.Myaktorzy znamy się nieco na proporcjach ciała ludzkiego. Jak wyglądał ten kierowca? Twarz okrągła, ciemny blondyn, nos nieco zadarty.Miałniewielkie wąsiki. Zgadza się przytaknął major. Spodziewałem siętakiego rysopisu.Więc obstaje pan przy tym, że wsamochodzie nie było żadnego pasażera? Jestem tego absolutnie pewien. A nie widział pan ludzi biegnących od strony banku?Przecież to naprzeciwko. Nie zauważyłem.Zamknąłem samochód i to właśnie jawbiegłem do gmachu Romy. Może to tej warszawy, kiedy była już w biegu., ktośwskoczył? Raczej nie.To bym pewnie zauważył.Widziałem, żewarszawa ruszyła z miejsca od razu z dużą szybkością.Odtwarzając ewentualną drogę ucieczki przestępców, milicjazwróciła uwagę na małą uliczkę biegnącą wzdłuż południowegoskrzydła gmachu Romy , noszącą nazwę Barbary.Znajdujesię tutaj wejście do domu parafialnego, stojącego już na tereniekościoła na Koszykach.Jak wiadomo, cały obszerny terenkościoła pod wezwaniem świętej Barbary, bardziej znanegowarszawiakom jako kościół na Koszykach , jest ogrodzonywysoką, żelazną kratą, wspartą na słupach z czerwonej cegły.Milicja zastanawiała się, czy bandyci nie przeskoczyli przezparkan.Taki wyczyn z pewnością jednak rzuciłby się w oczy iktóryś ze świadków musiałby zauważyć przestępców podczasforsowania przeszkody.Zauważono natomiast tuż przy domużelazną furtkę.Jak poinformował milicję kościelny, apotwierdził to również proboszcz, furtki tej już się nie używa.Całymi latami nikt jej nie otwiera, kościelny nie mógł nawetznalezć klucza.Zresztą obecnie ta bramka nie jest potrzebna,bo z chwilą przedłużenia dawnej ślepej uliczki Barbary do%7łurawiej, zbudowano specjalne wejście prowadzące wprost dodrzwi kościoła.Gdy jednak jeden z milicjantów próbował otworzyć furtkęwytrychem, drzwi ustąpiły lekko i bez żadnego zgrzytu,zupełnie, jakby nie były zamknięte na nie używany od latzamek przeżartą rdzą.Co ciekawsze, mechanizm zamku nosiłślady niedawnego czyszczenia i oliwienia. To jest jasne zauważył jeden z oficerów milicji.Przygotowując napad bandyci obmyślali jednocześnie drogęucieczki.Uznali, zresztą zupełnie słusznie, żenajbezpieczniej będzie dostać się na obszerny terenzabudowań kościelnych leżących między trzema ulicami:Nowogrodzką, Emilii Plater i Wspólną.Zainteresowali się tąfurtką, nasmarowali zamek i dobrali odpowiedni wytrych.Nie było to zresztą żadną sztuką, bo konstrukcja tegorodzaju zamków jest prosta.Pracowali nad tym po zmierz-chu i nikt nie zwrócił uwagi na człowieka czy nawet na paruludzi stojących koło nigdy nie używanej furtki.Po napadzieuciekli tędy, nie zapominając zamknąć za sobą drzwi naklucz.Po tej stronie jezdni Nowogrodzkiej na ogół nie jestzbyt jasno, a na uliczce Barbary w chwili napadu panowaływprost.egipskie ciemności.Skorzystanie z bocznej furtki,a nie z wejścia w głębi, było również mądrym posunięciem.Przestępcy od razu zniknęli z oczu ewentualnej pogoni. A którędy uciekali dalej? zainteresował się jeden zwywiadowców. Czy na teren kościoła prowadzą jeszcze jakieś innewejścia? zapytał major [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ta kula poszła rykoszetem po dachu samochodu, zostawiającszramę na lakierze.Tymczasem bandyta ucieka z pieniędzmi na drugą stronęjezdni.Za nim biegnie jego towarzysz, ciągle z pistoletem wręce.Obaj kierują się w stronę gmachu Romy.Taki mniej więcej przebieg zajścia ustalono na podstawieprzesłuchania jedenastu osób bezpośrednich świadkównapadu.Wprawdzie zeznania ich różniły się między sobączasami nawet dość znacznie, ale wypośrodkowując możnabyło z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić, że wypadki naulicy Nowogrodzkiej rozegrały się w ten właśnie sposób.Niestety, wbrew jednomyślnym twierdzeniom świadków, żeobaj bandyci strzelali, milicja znalazła tylko łuski z jednegopistoletu.Tego, z którego oddano śmiertelny strzał do JanuszaLutyka i zraniono drugiego konwojenta.Z tejże broniwystrzelono pociski znalezione w warszawie, a kierowane, aby uciszyć kierowcę alarmującego klaksonem.Na szczęście obiekule chybiły.Być może bandyta nie panował tak dobrze nadswoimi nerwami, jak na początku akcji, kiedy dwoma strzałamizabił jednego, a ciężko ranił drugiego człowieka.A więc czy drugi przestępca miał również broń? Strzelałczy nie strzelał? A może używał rewolweru bębenkowego, którynie odrzuca automatycznie łusek? Ale w takim razie co się stałoz kulami z jego lufy? A może to tylko pierwszy przestępca działał , a drugi posługiwał się straszakiem, aby wywołaćwiększy hałas i sterroryzować przypadkowych świadkównapadu?Na te pytania nie można było jeszcze odpowiedzieć.Nieznaleziono śladów innych kul, prócz tych, które wyszły zpistoletu trzymanego przez bandytę w skórzanej kurtce(skafandrze, ortalionowej wiatrówce).Jeszcze bardziej zagadkowo przedstawiała się droga ucieczkibandytów.Tu świadkowie byli zgodni tylko w jednym punkcie:po akcji obaj napastnicy przebiegli na drugą stronę ulicy iskierowali się w stronę Romy.Pierwszy biegł ten z workiem.Za nim podążał człowiek z pistoletem.Dalsze zeznania różniły się między sobą diametralnie.Większość świadków twierdziła, że obydwaj przestępcy wsiedlido stojącej przed Romą warszawy.Miało to być autozielonego koloru.Wóz natychmiast ruszył, przejechał kołobanku, a następnie skręcił w ulicę Emilii Plater, w stronęKoszykowej.Ale podawano i odmienną wersję.Według niejnapastnicy najpierw biegli, pózniej zaś idąc dotarli dopobliskiej Poznańskiej i zginęli za węgłem budynku poczty.Znalezli się również tacy, którzy gotowi byli przysięgać, żebandyci zniknęli w bramie gmachu Romy.Ciekawe były zeznania jednego z artystów operetkowych.Zgłosił się on sam do milicji.W dniu napadu podjechał podgmach Romy własnym samochodem.Zatrzymał go tuż obokparkującej w tym miejscu zielonej warszawy.Gdy zamykałdrzwiczki swojego wozu, usłyszał od strony banku odgłosy po-dobne do huku strzałów.Było już pózno.Do rozpoczęciaprzedstawienia pozostawało pół godziny, a aktorzy obowiązanisą być za kulisami na godzinę przed podniesieniem kurtyny.Zpiewak nie zwracał więc uwagi na to, co dzieje się poprzeciwnej stronie ulicy, tylko pośpieszył do garderoby.Jednakzdołał zauważyć, że kiedy zamykał swoje auto, zielonawarszawa odjechała z parkingu i skierowała się do ulicy EmiliiPlater.Pasażerów nie było.Aktor zdążył zauważyć, że kierowcabył raczej niedużego wzrostu. Dlaczego pan tak sądzi? zapytał major Makowski. Stałem koło niego.Wprawdzie on siedział wewnątrzsamochodu, a ja widziałem go tylko przez szybę z drugiejstrony drzwi, ale mimo to mogłem zauważyć że zarównotułów jak nogi należą do człowieka niewysokiego.Myaktorzy znamy się nieco na proporcjach ciała ludzkiego. Jak wyglądał ten kierowca? Twarz okrągła, ciemny blondyn, nos nieco zadarty.Miałniewielkie wąsiki. Zgadza się przytaknął major. Spodziewałem siętakiego rysopisu.Więc obstaje pan przy tym, że wsamochodzie nie było żadnego pasażera? Jestem tego absolutnie pewien. A nie widział pan ludzi biegnących od strony banku?Przecież to naprzeciwko. Nie zauważyłem.Zamknąłem samochód i to właśnie jawbiegłem do gmachu Romy. Może to tej warszawy, kiedy była już w biegu., ktośwskoczył? Raczej nie.To bym pewnie zauważył.Widziałem, żewarszawa ruszyła z miejsca od razu z dużą szybkością.Odtwarzając ewentualną drogę ucieczki przestępców, milicjazwróciła uwagę na małą uliczkę biegnącą wzdłuż południowegoskrzydła gmachu Romy , noszącą nazwę Barbary.Znajdujesię tutaj wejście do domu parafialnego, stojącego już na tereniekościoła na Koszykach.Jak wiadomo, cały obszerny terenkościoła pod wezwaniem świętej Barbary, bardziej znanegowarszawiakom jako kościół na Koszykach , jest ogrodzonywysoką, żelazną kratą, wspartą na słupach z czerwonej cegły.Milicja zastanawiała się, czy bandyci nie przeskoczyli przezparkan.Taki wyczyn z pewnością jednak rzuciłby się w oczy iktóryś ze świadków musiałby zauważyć przestępców podczasforsowania przeszkody.Zauważono natomiast tuż przy domużelazną furtkę.Jak poinformował milicję kościelny, apotwierdził to również proboszcz, furtki tej już się nie używa.Całymi latami nikt jej nie otwiera, kościelny nie mógł nawetznalezć klucza.Zresztą obecnie ta bramka nie jest potrzebna,bo z chwilą przedłużenia dawnej ślepej uliczki Barbary do%7łurawiej, zbudowano specjalne wejście prowadzące wprost dodrzwi kościoła.Gdy jednak jeden z milicjantów próbował otworzyć furtkęwytrychem, drzwi ustąpiły lekko i bez żadnego zgrzytu,zupełnie, jakby nie były zamknięte na nie używany od latzamek przeżartą rdzą.Co ciekawsze, mechanizm zamku nosiłślady niedawnego czyszczenia i oliwienia. To jest jasne zauważył jeden z oficerów milicji.Przygotowując napad bandyci obmyślali jednocześnie drogęucieczki.Uznali, zresztą zupełnie słusznie, żenajbezpieczniej będzie dostać się na obszerny terenzabudowań kościelnych leżących między trzema ulicami:Nowogrodzką, Emilii Plater i Wspólną.Zainteresowali się tąfurtką, nasmarowali zamek i dobrali odpowiedni wytrych.Nie było to zresztą żadną sztuką, bo konstrukcja tegorodzaju zamków jest prosta.Pracowali nad tym po zmierz-chu i nikt nie zwrócił uwagi na człowieka czy nawet na paruludzi stojących koło nigdy nie używanej furtki.Po napadzieuciekli tędy, nie zapominając zamknąć za sobą drzwi naklucz.Po tej stronie jezdni Nowogrodzkiej na ogół nie jestzbyt jasno, a na uliczce Barbary w chwili napadu panowaływprost.egipskie ciemności.Skorzystanie z bocznej furtki,a nie z wejścia w głębi, było również mądrym posunięciem.Przestępcy od razu zniknęli z oczu ewentualnej pogoni. A którędy uciekali dalej? zainteresował się jeden zwywiadowców. Czy na teren kościoła prowadzą jeszcze jakieś innewejścia? zapytał major [ Pobierz całość w formacie PDF ]