[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprawdę? A teraz oni.Cóż, cholera to ma sens, co?- Tak, to ma sens.I wiesz, co jeszcze ma sens? Pomożesz mi go znaleźć.- Ja? A dlaczego miałbym to robić?- Bo to twoja wina.Posłuchaj mnie, Fletcher, wiem, że jest ci przykro z powodu tego, co sięstało z twoim przyjacielem.Naprawdę.I rozumiem, że to był wypadek.Ale to twoja wina.Niepowinieneś zrobić tego, co zrobiłeś.Nie powinieneś wyryć tego znaku.- Miałem pozwolić, by umarł? - Wstał i nachylił się nad biurkiem, wpatrując się w niąrozpalonym wzrokiem.- Powinienem zostawić mojego przyjaciela i pozwolić mu umrzeć? To chcepani powiedzieć? Miałem nie zrobić wszystkiego, co w mojej mocy, by go uratować? Co z pani zaczłowiek, żeby sugerować coś takiego?- A teraz ma się lepiej?- Teraz przynajmniej żyje!- Tak, żyje i jest opętany.Żyje i z każdą kolejną minutą coraz bardziej plami swoją duszę.To nie jest życie.Fletcher, to wegetacja, niewolnictwo.Ty to zrobiłeś.Wyszedł zza biurka.W zwyczajnej, zapinanej marynarce wydawał się potężniejszy.Jegochłodne kalifornijskie opanowanie zamieniło się w morderczy gniew.Zrobiła krok do tyłu isięgnęła po nóż, którego Merritt nie znalazł, gdy obmacywał ją w pomieszczeniu ochrony, Jeślispróbuje jej dotknąć.Dotknął.Nie sięgnęła po broń, ponieważ jej nie atakował, nie groził.Płakał.Pochylił się, opierając głowę na jej ramieniu, a jego łzy zmoczyły jej bluzkę.Co miała z nim, do diabła zrobić? Przytulić go i powiedzieć mu coś na pocieszenie?Szantażował ją, a teraz miała się nim zaopiekować, jak jakaś pieprzona niańka? Nie wiedziała, jakto się robi.Co ludzie robili, żeby kogoś pocieszyć?Poklepała go lekko po plecach, marząc o tym, by uciec jak najdalej Chociaż musiałaprzyznać, że ładnie pachniał.Na szczęście nie trwało to długo.- Przepraszam - powiedział, tuląc się do jej szyi.- Ja.To dla mnie prawdziwy wstrząs.Nigdy nie chciałem.Jeśli Horatio zabija ludzi, zabija kobiety, to moja wina, prawda? Przez tenznak.Przez to, co mu zrobiłem?Gdyby był jej przyjacielem, pewnie by go okłamała.Ale nie był.- Tak.- Nie chciałem tego.Może i jestem dupkiem.Nie, nie zaprzeczaj.Wcale nie masz zamiaru,co? Ale nie jestem mordercą.Nie chcę być odpowiedzialny za śmierć tych ludzi.- Więc pomóż mi z tym skończyć.- Chciała, żeby już się od niej odsunął.Jego czoło wbijałosię w jej obojczyk.- Nie wiem, jak miałbym to zrobić.Okazał się potężniejszy, niż się spodziewała,twarde bicepsy ukryte były pod drogą marynarką.Chwyciła go za ramiona i odepchnęła od siebie.- Wiesz, gdzie on jest, prawda? Gdzie go szukać? Jeśli go znajdziemy, złapiemy ichwszystkich.Te dziewczyny.Możemy je uwolnić.- Nie potrafię.- Potrafisz.Starszy Griffin mówił, że masz talent.- Ale ja już nie robię takich rzeczy.Już nie.- To dlatego nie wezwałeś tutaj prawdziwych duchów? Mógłbyś to zrobić.To byłoby owiele prostsze.- Ja.Tak, właśnie dlatego.- Musisz o tym zapomnieć.Potrzebuję twojej pomocy.Znasz go, jesteś jego przyjacielem.Może uda nam się zrobić to tak, żeby nikomu nie stała się krzywda.- Zostaw go.W drzwiach gabinetu stała Arden Pyle.Jasne włosy związała w niechlujny kucyk, a jejczarna bluzka była jeszcze luźniejsza niż zwykle.Ale Chess ledwo to zauważyła.Była całkowicie skupiona na pistolecie.Fletcher odwrócił się od Chess, zabierając ręce z jej talii i wolno unosząc je do góry, jakwciągane o świcie flagi.- Arden.Arden, kochanie, opuść pistolet.- Obiecałeś.Powiedziałeś, że się nami zaopiekujesz.- I zrobię to, ale nie wtedy, gdy mnie zastrzelisz, prawda?- Nie ciebie chcę zastrzelić - stwierdziła dziewczyna.To było jedno z tych zdań, którewymagało silnej reakcji, ale Chess zdobyła się jedynie na niewielki gniew.W tym momencie byłojej wszystko jedno.Niech już strzeli, no!Ale była wkurzona, że koniec nastąpi z powodu Olivera Fletchera.On najwyraźniej.A fuj.- Cholera, Fletcher - wymamrotała.- Ona ma dopiero czternaście lat, dupku.i Taki.och, nie.Ona.Nie jestem aż tak pokręcony, panno Putnam.Proszę.- Przestańcie gadać! - Pistolet w dłoni Arden zadrżał.Chess oderwała od niego wzrok ispojrzała na workowatą bluzkę dziewczyny.Jej lekko wystający brzuch.Dziewczyna była w ciąży.Miała czternaście lat i była w ciąży.Chess bardzo jej współczuła.Nic dziwnego, że Arden miała w ręku broń, nic dziwnego, że.Nic dziwnego, że zaatakowała tamtej nocy matkę.Fletchera nie było wtedy w mieście, alektoś wszedł do sypialni Pyle’ów.Ktoś, kto w środku czuł się martwy.Ktoś zdesperowany.- Arden.- Zrobiła ostrożny krok naprzód.- Nie musisz tego robić.Niebieskie oczy dziewczyny ledwo drgnęły.- Co ty możesz wiedzieć, do cholery?- Wiem, że zabicie mnie nie jest najlepszym pomysłem.Chcesz urodzić to dziecko wwięzieniu? I umrzeć miesiąc później?- A kogo to obchodzi?Na miłość boską, nie była dobra w te klocki.Tak naprawdę, nie znalazłaby zbyt wielurzeczy na świecie, w których byłaby gorsza.Co było z nimi nie tak? Nie widzieli, że ze wszystkich ludzi na świecie, ona akurat najmniejnadawała się do tego, żeby rozwiązywać ich problemy emocjonalne? To tak, jakby prosili psa, żebyrozwiązał skomplikowane zadanie z algebry.Wtedy odezwał się Oliver, ratując ją przed próbą wyjaśnienia dziecku, że powinno jejzależeć na czymś, na czym tak naprawdę wcale jej nie zależało.- Mnie obchodzi.Dlatego to robimy, tak? Żebyś mogła wyjechać i zamieszkać ze mną.Żebym mógł ci pomóc.Nie psuj tego teraz, gdy jesteśmy tak blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Naprawdę? A teraz oni.Cóż, cholera to ma sens, co?- Tak, to ma sens.I wiesz, co jeszcze ma sens? Pomożesz mi go znaleźć.- Ja? A dlaczego miałbym to robić?- Bo to twoja wina.Posłuchaj mnie, Fletcher, wiem, że jest ci przykro z powodu tego, co sięstało z twoim przyjacielem.Naprawdę.I rozumiem, że to był wypadek.Ale to twoja wina.Niepowinieneś zrobić tego, co zrobiłeś.Nie powinieneś wyryć tego znaku.- Miałem pozwolić, by umarł? - Wstał i nachylił się nad biurkiem, wpatrując się w niąrozpalonym wzrokiem.- Powinienem zostawić mojego przyjaciela i pozwolić mu umrzeć? To chcepani powiedzieć? Miałem nie zrobić wszystkiego, co w mojej mocy, by go uratować? Co z pani zaczłowiek, żeby sugerować coś takiego?- A teraz ma się lepiej?- Teraz przynajmniej żyje!- Tak, żyje i jest opętany.Żyje i z każdą kolejną minutą coraz bardziej plami swoją duszę.To nie jest życie.Fletcher, to wegetacja, niewolnictwo.Ty to zrobiłeś.Wyszedł zza biurka.W zwyczajnej, zapinanej marynarce wydawał się potężniejszy.Jegochłodne kalifornijskie opanowanie zamieniło się w morderczy gniew.Zrobiła krok do tyłu isięgnęła po nóż, którego Merritt nie znalazł, gdy obmacywał ją w pomieszczeniu ochrony, Jeślispróbuje jej dotknąć.Dotknął.Nie sięgnęła po broń, ponieważ jej nie atakował, nie groził.Płakał.Pochylił się, opierając głowę na jej ramieniu, a jego łzy zmoczyły jej bluzkę.Co miała z nim, do diabła zrobić? Przytulić go i powiedzieć mu coś na pocieszenie?Szantażował ją, a teraz miała się nim zaopiekować, jak jakaś pieprzona niańka? Nie wiedziała, jakto się robi.Co ludzie robili, żeby kogoś pocieszyć?Poklepała go lekko po plecach, marząc o tym, by uciec jak najdalej Chociaż musiałaprzyznać, że ładnie pachniał.Na szczęście nie trwało to długo.- Przepraszam - powiedział, tuląc się do jej szyi.- Ja.To dla mnie prawdziwy wstrząs.Nigdy nie chciałem.Jeśli Horatio zabija ludzi, zabija kobiety, to moja wina, prawda? Przez tenznak.Przez to, co mu zrobiłem?Gdyby był jej przyjacielem, pewnie by go okłamała.Ale nie był.- Tak.- Nie chciałem tego.Może i jestem dupkiem.Nie, nie zaprzeczaj.Wcale nie masz zamiaru,co? Ale nie jestem mordercą.Nie chcę być odpowiedzialny za śmierć tych ludzi.- Więc pomóż mi z tym skończyć.- Chciała, żeby już się od niej odsunął.Jego czoło wbijałosię w jej obojczyk.- Nie wiem, jak miałbym to zrobić.Okazał się potężniejszy, niż się spodziewała,twarde bicepsy ukryte były pod drogą marynarką.Chwyciła go za ramiona i odepchnęła od siebie.- Wiesz, gdzie on jest, prawda? Gdzie go szukać? Jeśli go znajdziemy, złapiemy ichwszystkich.Te dziewczyny.Możemy je uwolnić.- Nie potrafię.- Potrafisz.Starszy Griffin mówił, że masz talent.- Ale ja już nie robię takich rzeczy.Już nie.- To dlatego nie wezwałeś tutaj prawdziwych duchów? Mógłbyś to zrobić.To byłoby owiele prostsze.- Ja.Tak, właśnie dlatego.- Musisz o tym zapomnieć.Potrzebuję twojej pomocy.Znasz go, jesteś jego przyjacielem.Może uda nam się zrobić to tak, żeby nikomu nie stała się krzywda.- Zostaw go.W drzwiach gabinetu stała Arden Pyle.Jasne włosy związała w niechlujny kucyk, a jejczarna bluzka była jeszcze luźniejsza niż zwykle.Ale Chess ledwo to zauważyła.Była całkowicie skupiona na pistolecie.Fletcher odwrócił się od Chess, zabierając ręce z jej talii i wolno unosząc je do góry, jakwciągane o świcie flagi.- Arden.Arden, kochanie, opuść pistolet.- Obiecałeś.Powiedziałeś, że się nami zaopiekujesz.- I zrobię to, ale nie wtedy, gdy mnie zastrzelisz, prawda?- Nie ciebie chcę zastrzelić - stwierdziła dziewczyna.To było jedno z tych zdań, którewymagało silnej reakcji, ale Chess zdobyła się jedynie na niewielki gniew.W tym momencie byłojej wszystko jedno.Niech już strzeli, no!Ale była wkurzona, że koniec nastąpi z powodu Olivera Fletchera.On najwyraźniej.A fuj.- Cholera, Fletcher - wymamrotała.- Ona ma dopiero czternaście lat, dupku.i Taki.och, nie.Ona.Nie jestem aż tak pokręcony, panno Putnam.Proszę.- Przestańcie gadać! - Pistolet w dłoni Arden zadrżał.Chess oderwała od niego wzrok ispojrzała na workowatą bluzkę dziewczyny.Jej lekko wystający brzuch.Dziewczyna była w ciąży.Miała czternaście lat i była w ciąży.Chess bardzo jej współczuła.Nic dziwnego, że Arden miała w ręku broń, nic dziwnego, że.Nic dziwnego, że zaatakowała tamtej nocy matkę.Fletchera nie było wtedy w mieście, alektoś wszedł do sypialni Pyle’ów.Ktoś, kto w środku czuł się martwy.Ktoś zdesperowany.- Arden.- Zrobiła ostrożny krok naprzód.- Nie musisz tego robić.Niebieskie oczy dziewczyny ledwo drgnęły.- Co ty możesz wiedzieć, do cholery?- Wiem, że zabicie mnie nie jest najlepszym pomysłem.Chcesz urodzić to dziecko wwięzieniu? I umrzeć miesiąc później?- A kogo to obchodzi?Na miłość boską, nie była dobra w te klocki.Tak naprawdę, nie znalazłaby zbyt wielurzeczy na świecie, w których byłaby gorsza.Co było z nimi nie tak? Nie widzieli, że ze wszystkich ludzi na świecie, ona akurat najmniejnadawała się do tego, żeby rozwiązywać ich problemy emocjonalne? To tak, jakby prosili psa, żebyrozwiązał skomplikowane zadanie z algebry.Wtedy odezwał się Oliver, ratując ją przed próbą wyjaśnienia dziecku, że powinno jejzależeć na czymś, na czym tak naprawdę wcale jej nie zależało.- Mnie obchodzi.Dlatego to robimy, tak? Żebyś mogła wyjechać i zamieszkać ze mną.Żebym mógł ci pomóc.Nie psuj tego teraz, gdy jesteśmy tak blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]