[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatoczkę dzieliła od morza szeroka ubita plaża, której ciemny piasek przyodpływie pokrywała pajęczyna morskiego ziela z frędzlami z piany i bąblowatychnitek wodorostów.Nad tym wszystkim rozpościerał się nieskończony słonecznynamiot nieba rozświetlonego cienką jak mgiełka oszałamiającą poświatą, którawystępuje jedynie w miejscach zetknięcia się nieba z oceanem.Mike rozsiodłał konie.Sylwia wybiegła na plażę, gdzie na przedmiotachwyrzuconych przez morze połyskiwały kropelki wody; przystanęła przy linii odpływui zasłaniając dłonią oczy przed słońcem, zaczęła się wolno obracać.Ocean, plaża,kilometry zielonych wzgórz, wierzchołek góry majaczący w oddali nad krawędziąniskich skał - okręciwszy się kilka razy ze wzrokiem ślizgającym się po horyzoncie,otworzyła ramiona w zachwycie nad dającą poczucie niezwykłej wolnościrozległością tego miejsca, którego granice wyznaczało z jednej strony morze, zdrugiej wierzchołek góry.- Jesteśmy w niebie! - zawołała i zaczęła biegać jak szalona po pustej plaży;zwykle reagują w ten sposób ludzie, którzy sądzą, że się znalezli na krawędzikontynentu.Mike Kilkullen roześmiał się, bo oto oba konie puściły się za niągalopem.Te trzy istoty stanowiły teraz jedność z morzem, słońcem, powietrzem orazwiecznym rytmem uderzających o brzeg fal.Pobiegł za Sylwią.Po chwili obojebiegali w górę i w dół plaży, zmieniając niespodziewanie kierunki, skręcając iślizgając się, wpadając na siebie nieprzytomnie niczym spuszczone ze smyczyszczeniaki.W końcu zabrakło im tchu.Przewrócili się na piasek i natychmiast odkryli, że jest mokry.Dusząc się ześmiechu podzwignęli się wzajemnie, a następnie chwiejnym krokiem wrócili dozatoczki, gdzie nie przestając się śmiać upadli na koc.- Nie chcesz mnie pocałować? - spytała Sylwia, kiedy mogła znowu mówić.- To najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałem - odparł Mike i objął ją.Była delikatnie zbudowana, wiotka, on zaś duży i masywny, lecz oboje jednakowosilnie oddali się szaleństwu, które opętało ich poprzedniego wieczora i nie pozwoliłozasnąć im w nocy, napełniając ich myśli gorączkowymi wyobrażeniami.Niecierpliwi, niezgrabni, niezręczni w swym dzikim pożądaniu całowali sięraniąc sobie wzajemnie wargi, obejmowali się zderzając się o siebie nosami ibrodami, nim wreszcie zdołali dopasować się twarzami.Podczas gdy Mike całował Sylwię, ona zaczęła rozpinać mu koszulę.Takbardzo chciała zobaczyć biel jego skóry tam, gdzie kończyła się opalenizna, położyćdłonie na jego wspaniałym torsie i poczuć siłę jego mięśni, potrzeć spodem dłoniszorstkie włosy na jego piersiach.Brała sobie kochanków od siedemnastego rokużycia, lecz żaden do tej pory nie obudził w niej wilczego głodu tak bezrozumnienaglącego, jak gdyby ten akt musiał się odbyć, zanim nastąpi dalszy ciąg jej życia.- Poczekaj! - powiedział Mike, gdy zaczęła niecierpliwie majstrować przyjego pasku.- Czy jesteś pewna, że wiesz, co robisz?- Najgłupsze pytanie.lepiej byś mi pomógł.- W jej oczach Mike odczytałodpowiedz na swoje pytanie i zrozumiał, że wszedł z tą kobietą do dziwnego i obcegoświata, w którym dalsze pytania były zbędne.Musiał tylko podążać za nią.- Już pomagam - odrzekł i błyskawicznie rozebrał się do naga.Potem ułożył Sylwię na kocu, rozpiął jej białą lnianą bluzkę i zgrabnie, mimodrżenia palców, rozsunął zamek w jej białych spodniach.- Szybko - rozkazała, wysupłując się z ubrania bez najmniejszego wahania.- Szybko? - Zdziwił się, bo pragnął odkrywać cuda jej ciała powoli i znamaszczeniem.- Chcę cię teraz - odrzekła niskim wibrującym głosem i prędkim, miękkimruchem uklękła obok niego, pchnęła go w dół, usiadła na nim okrakiem, udamiścisnęła jego uda.Objąwszy dłonią naprężony penis, przez chwilę podziwiała jegowielkość i gotowość, a następnie podsunęła się do przodu, uniosła, po czym powoli,lecz bez wahania, osadziła się na nim i zastygła w bezruchu - szczupła, jędrna, białakolumna ciała, oparta na dłoniach, z piersiami zadartymi ku górze, głową odrzuconądo tyłu, wargami rozchylonymi w grymasie bólu, a zarazem zwycięstwa, jak gdybybyła biegaczem, który właśnie przerwał taśmę mety.Potem opadła na jego pierś i wyprostowawszy nogi na jego nogach, legła nanim całym ciężarem.Ich ciała zespoliły się ze sobą na całej długości.On, tyle od niejwiększy, nie odczuwał jej ciężaru; leżąc na wznak usiłował panować nad sobą,ciekaw, co będzie dalej.Ona przez chwilę odpoczywała, czując jak on w niej puchniei coraz bardziej ją wypełnia, nasłuchując bicia jego serca, mierząc dzwięk jegooddechu, wyczuwając pulsowanie jego mięśni.Upolowałam i powaliłam na ziemię wielkie nieoswojone zwierzę na tejdzikiej plaży, myślała rozkoszując się słońcem grzejącym jej plecy.Zlizała sól zwarg.Już się nie śpieszyła.Jeśli czegoś pragnę, będę to miała.Mogła się teraz bawićw luksusowe, przemyślne pieszczoty, ściskając mięśnie miednicowe tak delikatnie, żemężczyzna mniej od Mike'a Kilkullena podniecony nic by nie poczuł.To drobne uszczypnięcie było dla niego sygnałem.Objął rękoma szczupłe,doskonałe ciało Sylwii i, nie wychodząc z niej, uniósł ją, a następnie umieścił podsobą.Teraz on patrzył na nią z góry.Gdy ich oczy się spotkały, zrozumiała, że żadnakobieta nie wymusi na nim uległości i nie narzuci mu swego tempa.Powoli wysunął się z niej całkowicie i spodem penisa przejechał do przodu ido tyłu wzdłuż gorejącej osi wilgotnego ciała między jej nogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zatoczkę dzieliła od morza szeroka ubita plaża, której ciemny piasek przyodpływie pokrywała pajęczyna morskiego ziela z frędzlami z piany i bąblowatychnitek wodorostów.Nad tym wszystkim rozpościerał się nieskończony słonecznynamiot nieba rozświetlonego cienką jak mgiełka oszałamiającą poświatą, którawystępuje jedynie w miejscach zetknięcia się nieba z oceanem.Mike rozsiodłał konie.Sylwia wybiegła na plażę, gdzie na przedmiotachwyrzuconych przez morze połyskiwały kropelki wody; przystanęła przy linii odpływui zasłaniając dłonią oczy przed słońcem, zaczęła się wolno obracać.Ocean, plaża,kilometry zielonych wzgórz, wierzchołek góry majaczący w oddali nad krawędziąniskich skał - okręciwszy się kilka razy ze wzrokiem ślizgającym się po horyzoncie,otworzyła ramiona w zachwycie nad dającą poczucie niezwykłej wolnościrozległością tego miejsca, którego granice wyznaczało z jednej strony morze, zdrugiej wierzchołek góry.- Jesteśmy w niebie! - zawołała i zaczęła biegać jak szalona po pustej plaży;zwykle reagują w ten sposób ludzie, którzy sądzą, że się znalezli na krawędzikontynentu.Mike Kilkullen roześmiał się, bo oto oba konie puściły się za niągalopem.Te trzy istoty stanowiły teraz jedność z morzem, słońcem, powietrzem orazwiecznym rytmem uderzających o brzeg fal.Pobiegł za Sylwią.Po chwili obojebiegali w górę i w dół plaży, zmieniając niespodziewanie kierunki, skręcając iślizgając się, wpadając na siebie nieprzytomnie niczym spuszczone ze smyczyszczeniaki.W końcu zabrakło im tchu.Przewrócili się na piasek i natychmiast odkryli, że jest mokry.Dusząc się ześmiechu podzwignęli się wzajemnie, a następnie chwiejnym krokiem wrócili dozatoczki, gdzie nie przestając się śmiać upadli na koc.- Nie chcesz mnie pocałować? - spytała Sylwia, kiedy mogła znowu mówić.- To najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałem - odparł Mike i objął ją.Była delikatnie zbudowana, wiotka, on zaś duży i masywny, lecz oboje jednakowosilnie oddali się szaleństwu, które opętało ich poprzedniego wieczora i nie pozwoliłozasnąć im w nocy, napełniając ich myśli gorączkowymi wyobrażeniami.Niecierpliwi, niezgrabni, niezręczni w swym dzikim pożądaniu całowali sięraniąc sobie wzajemnie wargi, obejmowali się zderzając się o siebie nosami ibrodami, nim wreszcie zdołali dopasować się twarzami.Podczas gdy Mike całował Sylwię, ona zaczęła rozpinać mu koszulę.Takbardzo chciała zobaczyć biel jego skóry tam, gdzie kończyła się opalenizna, położyćdłonie na jego wspaniałym torsie i poczuć siłę jego mięśni, potrzeć spodem dłoniszorstkie włosy na jego piersiach.Brała sobie kochanków od siedemnastego rokużycia, lecz żaden do tej pory nie obudził w niej wilczego głodu tak bezrozumnienaglącego, jak gdyby ten akt musiał się odbyć, zanim nastąpi dalszy ciąg jej życia.- Poczekaj! - powiedział Mike, gdy zaczęła niecierpliwie majstrować przyjego pasku.- Czy jesteś pewna, że wiesz, co robisz?- Najgłupsze pytanie.lepiej byś mi pomógł.- W jej oczach Mike odczytałodpowiedz na swoje pytanie i zrozumiał, że wszedł z tą kobietą do dziwnego i obcegoświata, w którym dalsze pytania były zbędne.Musiał tylko podążać za nią.- Już pomagam - odrzekł i błyskawicznie rozebrał się do naga.Potem ułożył Sylwię na kocu, rozpiął jej białą lnianą bluzkę i zgrabnie, mimodrżenia palców, rozsunął zamek w jej białych spodniach.- Szybko - rozkazała, wysupłując się z ubrania bez najmniejszego wahania.- Szybko? - Zdziwił się, bo pragnął odkrywać cuda jej ciała powoli i znamaszczeniem.- Chcę cię teraz - odrzekła niskim wibrującym głosem i prędkim, miękkimruchem uklękła obok niego, pchnęła go w dół, usiadła na nim okrakiem, udamiścisnęła jego uda.Objąwszy dłonią naprężony penis, przez chwilę podziwiała jegowielkość i gotowość, a następnie podsunęła się do przodu, uniosła, po czym powoli,lecz bez wahania, osadziła się na nim i zastygła w bezruchu - szczupła, jędrna, białakolumna ciała, oparta na dłoniach, z piersiami zadartymi ku górze, głową odrzuconądo tyłu, wargami rozchylonymi w grymasie bólu, a zarazem zwycięstwa, jak gdybybyła biegaczem, który właśnie przerwał taśmę mety.Potem opadła na jego pierś i wyprostowawszy nogi na jego nogach, legła nanim całym ciężarem.Ich ciała zespoliły się ze sobą na całej długości.On, tyle od niejwiększy, nie odczuwał jej ciężaru; leżąc na wznak usiłował panować nad sobą,ciekaw, co będzie dalej.Ona przez chwilę odpoczywała, czując jak on w niej puchniei coraz bardziej ją wypełnia, nasłuchując bicia jego serca, mierząc dzwięk jegooddechu, wyczuwając pulsowanie jego mięśni.Upolowałam i powaliłam na ziemię wielkie nieoswojone zwierzę na tejdzikiej plaży, myślała rozkoszując się słońcem grzejącym jej plecy.Zlizała sól zwarg.Już się nie śpieszyła.Jeśli czegoś pragnę, będę to miała.Mogła się teraz bawićw luksusowe, przemyślne pieszczoty, ściskając mięśnie miednicowe tak delikatnie, żemężczyzna mniej od Mike'a Kilkullena podniecony nic by nie poczuł.To drobne uszczypnięcie było dla niego sygnałem.Objął rękoma szczupłe,doskonałe ciało Sylwii i, nie wychodząc z niej, uniósł ją, a następnie umieścił podsobą.Teraz on patrzył na nią z góry.Gdy ich oczy się spotkały, zrozumiała, że żadnakobieta nie wymusi na nim uległości i nie narzuci mu swego tempa.Powoli wysunął się z niej całkowicie i spodem penisa przejechał do przodu ido tyłu wzdłuż gorejącej osi wilgotnego ciała między jej nogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]