[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja rozpoczęłam próby z nowym reżyserem, który przyjechał do nas aż zeSzczecina.Proszę państwa, oto Petro Wołoszenko! Jakżeby inaczej.Nie widzieliśmy się prawie pięć lat.Petro był nadal pięknym chłopcem o zmysłowej,szczupłej twarzy i ciemnych włosach, które - jak to często bywa u brunetów - zdążyła jużprzyprószyć siwizna.Być może posiwiał, bo rozstał się z żoną, o czym szeptał cały teatr,popatrując na mnie, jakbym miała z tym cokolwiek wspólnego.- Jak mogłaś ściąć takie piękne włosy? - zawołał na mój widok.- Znudziły mi się - odpowiedziałam, nie siląc się nawet na dowcip.- Ale ja ci się nie znudziłem? - zapytał z tym samym uśmiechem, od którego jeszcze kilkalat temu głupiałam i godziłam się na wszystko.- Nie.To ja ci się znudziłam - przypomniałam mu.- I dobrze się stało.Nie zamierzałam w to grać.Byłam już gdzie indziej.Byłam kimś innym.Na szczęście, bowcale nie mam pewności, czy tamta Dasza, którą Petro poznał aż za dobrze, byłaby w staniew ogóle dostrzec kogoś takiego jak Marcin.Petro szybko zaczął rozmowę z kimś, kto stał obok.Było oczywiste, że nie mamy sobienic więcej do powiedzenia.Moje starsze koleżanki ani przez chwilę nie dały się zwieść.Były chore z ciekawości, choćwcale nie z powodu mojej zamierzchłej afery miłosnej.Wiedziały, że wyjeżdżałam doAmeryki, tylko nie miały pojęcia do kogo i dlaczego, bo nikomu poza Elką i Marzeną się ztego nie zwierzałam.Niezdolne znieść stan, w którym czegoś nie wiedzą, wymyśliły sobie, żepojechałam tam z przedstawieniem, żeby zarabiać kasę.Zanim wróciłam, były już tegoabsolutnie pewne.W przerwie pierwszej próby z nowym reżyserem Karolina, zasłużona artystka scenylalkowej, nie wytrzymała.- Jak było w Stanach? - zagadnęła.Dobrze - odparłam z uśmiechem.A opłaciło się?Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam:- Tak, opłaciło się.Nawet bardzo.Znowu nastąpiła chwila ciszy.Kątem oka widziałam, jak Marzena gryzie się w pięść, żebynie wybuchnąć śmiechem.- Kulturalne osoby to przynajmniej starają się podtrzymać rozmowę - pouczyła mnieKarolina.Podtrzymywałam.Tyle że nie z nią.Kochany mój, tak bardzo za Tobą tęsknię.Wszystko we mnie biegnie do Ciebie.Jest miciężko.Jest mi pusto.Cała jestem oczekiwaniem.Chodzę jak zaczadzona.Szukamsamotności.Noszę cały czas przy sobie Twoje listy i zdjęcia.Dowody na istnienie.Dowodyna to, że to nie sen.Tak bardzo chciałabym obudzić się obok Ciebie.Czuć Twoje ciepło.Na innej półkuli, winnym mieście, w innym domu i w innym łóżku - szukam Cię nad ranem.Jestem szczęśliwa.Jest piosenka Osieckiej o tym, że mija młodość jak woda, czołochmurzy się częściej -a tu nagle pogodataka dobra pogodaodpowiednia pogoda na szczęście.Nie myślałam, że może być aż tak dobrze.Tak, że aż boli.Liczę dni do Twojego przyjazdu.Myślę o naszym dziecku.Całuję Cię iv szyję i jestem blisko,DaszaLedwie zdążyłam wysłać list, po południu listonosz przyniósł mi słowo na niedzielę.Polapatrzyła z lekkim politowaniem, jak płaczę, czytając list od Marcina.Było też w tymspojrzeniu trochę zazdrości i podziwu.A może mi się przywidziało.Najmilsza moja, tak się cieszę, że nie zabrakło Ci odwagi i przyjechałaś do mnie.Czujęsię najszczęśliwszym i najsmutniejszym człowiekiem na świecie.Znowu jesteś daleko.Jest noc.Czuję jesień w powietrzu.Wino, herbata, ciemność, smutek.Gdzie jesteś? Zpiszjeszcze.Kocham Cię w Twoim śnie.Chyba jestem sentymentalny.Znalazłem Twój włos i się wzruszyłem.Pomiotało mnątotalnie.Jeszcze miota.Patrzę na Twoje zdjęcie - i miota jeszcze bardziej.Nie patrzę - teżmiota.Jak sobie z tym poradzić?Minął tydzień od Twojego wyjazdu.Poduszka leży nietknięta.Ciągle się budzę i sięgampo Ciebie z drugiej strony łóżka.To niesamowite, że Ty też o tym piszesz.Miota.Tak bardzo mi Ciebie brakuje.Jadę samochodem i łzy mi lecą, wycieraczki nie pomagają.Kiedy ktoś mnie pyta, jakleci? , łzy kręcą mi się w oczach.Miota.Może powinienem brać prozac albo coś w tymrodzaju.Jutro daję Helen czek, który kończy nasze rozliczenia majątkowe.Będzie ciężki dzień.Już wkrótce będziemy razem.Aż do następnego rozstania.Miota,MarcinPS Dziś lecę do Bostonu na konferencję (coś tam nawet prezentuję, choć wolałbymraczej zaśpiewać.), a we wtorek do Santa Monica.Będę dzwonić jak zwykle.Chyba będzie wczesna zima.Bociany już odleciały.Elka mówiła, że z Bączyna uciekały,jakby im się pod skrzydłami paliło.A ja nie mogłam się doczekać śniegu i Marcina podchoinką, za choinką, w choince.Zamiast spać, wyobrażałam sobie nasze życie, jak będąwyglądały nasze święta, u kogo najpierw (u mojej mamy), co mu dam w prezencie (to już jawiem najlepiej).Skręcało mnie z tęsknoty.A to dopiero początek września.We wtorek popołudniowa próba została odwołana.Miałam wolne na nicnierobienie, narowerową wycieczkę na koniec świata, na oglądanie fotek z Kalifornii, z Bączyna, ze zjazdu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ja rozpoczęłam próby z nowym reżyserem, który przyjechał do nas aż zeSzczecina.Proszę państwa, oto Petro Wołoszenko! Jakżeby inaczej.Nie widzieliśmy się prawie pięć lat.Petro był nadal pięknym chłopcem o zmysłowej,szczupłej twarzy i ciemnych włosach, które - jak to często bywa u brunetów - zdążyła jużprzyprószyć siwizna.Być może posiwiał, bo rozstał się z żoną, o czym szeptał cały teatr,popatrując na mnie, jakbym miała z tym cokolwiek wspólnego.- Jak mogłaś ściąć takie piękne włosy? - zawołał na mój widok.- Znudziły mi się - odpowiedziałam, nie siląc się nawet na dowcip.- Ale ja ci się nie znudziłem? - zapytał z tym samym uśmiechem, od którego jeszcze kilkalat temu głupiałam i godziłam się na wszystko.- Nie.To ja ci się znudziłam - przypomniałam mu.- I dobrze się stało.Nie zamierzałam w to grać.Byłam już gdzie indziej.Byłam kimś innym.Na szczęście, bowcale nie mam pewności, czy tamta Dasza, którą Petro poznał aż za dobrze, byłaby w staniew ogóle dostrzec kogoś takiego jak Marcin.Petro szybko zaczął rozmowę z kimś, kto stał obok.Było oczywiste, że nie mamy sobienic więcej do powiedzenia.Moje starsze koleżanki ani przez chwilę nie dały się zwieść.Były chore z ciekawości, choćwcale nie z powodu mojej zamierzchłej afery miłosnej.Wiedziały, że wyjeżdżałam doAmeryki, tylko nie miały pojęcia do kogo i dlaczego, bo nikomu poza Elką i Marzeną się ztego nie zwierzałam.Niezdolne znieść stan, w którym czegoś nie wiedzą, wymyśliły sobie, żepojechałam tam z przedstawieniem, żeby zarabiać kasę.Zanim wróciłam, były już tegoabsolutnie pewne.W przerwie pierwszej próby z nowym reżyserem Karolina, zasłużona artystka scenylalkowej, nie wytrzymała.- Jak było w Stanach? - zagadnęła.Dobrze - odparłam z uśmiechem.A opłaciło się?Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam:- Tak, opłaciło się.Nawet bardzo.Znowu nastąpiła chwila ciszy.Kątem oka widziałam, jak Marzena gryzie się w pięść, żebynie wybuchnąć śmiechem.- Kulturalne osoby to przynajmniej starają się podtrzymać rozmowę - pouczyła mnieKarolina.Podtrzymywałam.Tyle że nie z nią.Kochany mój, tak bardzo za Tobą tęsknię.Wszystko we mnie biegnie do Ciebie.Jest miciężko.Jest mi pusto.Cała jestem oczekiwaniem.Chodzę jak zaczadzona.Szukamsamotności.Noszę cały czas przy sobie Twoje listy i zdjęcia.Dowody na istnienie.Dowodyna to, że to nie sen.Tak bardzo chciałabym obudzić się obok Ciebie.Czuć Twoje ciepło.Na innej półkuli, winnym mieście, w innym domu i w innym łóżku - szukam Cię nad ranem.Jestem szczęśliwa.Jest piosenka Osieckiej o tym, że mija młodość jak woda, czołochmurzy się częściej -a tu nagle pogodataka dobra pogodaodpowiednia pogoda na szczęście.Nie myślałam, że może być aż tak dobrze.Tak, że aż boli.Liczę dni do Twojego przyjazdu.Myślę o naszym dziecku.Całuję Cię iv szyję i jestem blisko,DaszaLedwie zdążyłam wysłać list, po południu listonosz przyniósł mi słowo na niedzielę.Polapatrzyła z lekkim politowaniem, jak płaczę, czytając list od Marcina.Było też w tymspojrzeniu trochę zazdrości i podziwu.A może mi się przywidziało.Najmilsza moja, tak się cieszę, że nie zabrakło Ci odwagi i przyjechałaś do mnie.Czujęsię najszczęśliwszym i najsmutniejszym człowiekiem na świecie.Znowu jesteś daleko.Jest noc.Czuję jesień w powietrzu.Wino, herbata, ciemność, smutek.Gdzie jesteś? Zpiszjeszcze.Kocham Cię w Twoim śnie.Chyba jestem sentymentalny.Znalazłem Twój włos i się wzruszyłem.Pomiotało mnątotalnie.Jeszcze miota.Patrzę na Twoje zdjęcie - i miota jeszcze bardziej.Nie patrzę - teżmiota.Jak sobie z tym poradzić?Minął tydzień od Twojego wyjazdu.Poduszka leży nietknięta.Ciągle się budzę i sięgampo Ciebie z drugiej strony łóżka.To niesamowite, że Ty też o tym piszesz.Miota.Tak bardzo mi Ciebie brakuje.Jadę samochodem i łzy mi lecą, wycieraczki nie pomagają.Kiedy ktoś mnie pyta, jakleci? , łzy kręcą mi się w oczach.Miota.Może powinienem brać prozac albo coś w tymrodzaju.Jutro daję Helen czek, który kończy nasze rozliczenia majątkowe.Będzie ciężki dzień.Już wkrótce będziemy razem.Aż do następnego rozstania.Miota,MarcinPS Dziś lecę do Bostonu na konferencję (coś tam nawet prezentuję, choć wolałbymraczej zaśpiewać.), a we wtorek do Santa Monica.Będę dzwonić jak zwykle.Chyba będzie wczesna zima.Bociany już odleciały.Elka mówiła, że z Bączyna uciekały,jakby im się pod skrzydłami paliło.A ja nie mogłam się doczekać śniegu i Marcina podchoinką, za choinką, w choince.Zamiast spać, wyobrażałam sobie nasze życie, jak będąwyglądały nasze święta, u kogo najpierw (u mojej mamy), co mu dam w prezencie (to już jawiem najlepiej).Skręcało mnie z tęsknoty.A to dopiero początek września.We wtorek popołudniowa próba została odwołana.Miałam wolne na nicnierobienie, narowerową wycieczkę na koniec świata, na oglądanie fotek z Kalifornii, z Bączyna, ze zjazdu [ Pobierz całość w formacie PDF ]