[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zostałyśmy przyjaciółkami.Przyjaciółkami.Oczyma wyobrazni ujrzeli pięcioletnią dziewczynkę, któramusiała zajmować się bezradną, schorowana matką.Serce Marii wypełniło się współczuciem.Znalezli mnóstwo skrzyń i puzderek, ale kluczyk nie pasował do żadnego znich.W końcu zeszli na dół, obładowani drobiazgami.Każdy znalazł na strychu cościekawego.- Nad pozostałymi dwoma skrzydłami też jest poddasze - powiedział Mads.- Koniec na dziś - zdecydowała Maria.- Są święta.Poza tym zdaje się, że ktośjedzie do nas z wizytą.Aleją zbliżał się elegancki powóz.Wszyscy podeszli do okna na piętrze, by sięlepiej przyjrzeć gościom.- To Kirsten i Hans! Rodzice Sophie - krzyknęła Maria.- Wysłałam do nichposłańca wczorajszego wieczora.Widocznie nie mogli się doczekać.Zejdzmy na dółich powitać!Przez ostatnie godziny Maria prawdziwie odmłodniała. Rodzice matki, pomyślała ze strachem Kira.Ciekawam, jak mnie przyjmą?Serdecznie.Babcia Kirsten pochlipywała, dziadek Hans nie mógł wymówićsłowa ze wzruszenia.Oboje byli niewielkiego wzrostu i korpulentni.Chcieli wiedzieć wszystko ocórce.W przeciwieństwie do Frederika Sophie nie wysłała do domu ani jednego listu.- Zdarłaś skórę z Frederika - stwierdziła Kirsten.- Powinnaś mieć urodę matki iinteligencję ojca!Dobrze, że nie wyszło na odwrót, pomyślał Mads, a głośno powiedział:- Kira odziedziczyła urodę i inteligencje po ojcu.Uznał bowiem, że starsza paninie zachowała się zbyt taktownie.Co zresztą złożył na karb wzruszenia obojga.Cale popołudnie zeszło na rozmowach z rodzicami Sophie.Marię i młodą paręzaproszono z rewizytą na drugi dzień świąt.Zapewnili miłych przybyszów, że sięzjawią.Johannes przypadł dziadkom Kiry do gustu, mimo że nie mógł pochwalić sięszlacheckim pochodzeniem.- Wyglądasz jak prawdziwy szlachcic - stwierdziła Kirsten, a Johannes niewiedział, czy uznać to za komplement.Dziadkowie chętnie przyjęliby Kirę z mężem pod swój dach, ale wiedzieli, żemiejsce spadkobierczyni majątku jest w Christianelykke.- Być może poproszę, byście gościli młodych przez jakiś czas - powiedziałapoważnie Maria.- Mamy trochę kłopotów, więc jeśli sytuacja się zaogni.- Oczywiście - zapewnili ją Kirsten i Hans.Jako ludzie delikatni i taktowni nie zapytali o szczegóły.- Och! - westchnęła Maria, kiedy goście odjechali - Wydaje mi się, żezasłużyliśmy na kieliszek czegoś mocniejszego, co Johannes?Johannes nie miał nic przeciwko temu.Następnego dnia przeszukali drugie poddasze, lecz bez rezultatu.Zirytowalijedynie Herdis, grzebiąc w jej rzeczach.- To przecież stare rupiecie - stwierdził Mads, co spotkało się z reprymendąmatki.Niezbyt ostrą, Herdis wiedziała, że jej dzieci weszły w wiek buntu i sprzeciwuwobec świata dorosłych, a poza tym nie chciała narażać swojej godności na szwankprzy Kirze i Johannesie.Maria tym razem nie towarzyszyła młodym, doglądałaprzygotowań świątecznych. Tajemnica kluczyka się nie wyjaśniła.W ostatnich dniach przed Bożym Narodzeniem wstrzymano poszukiwania.Jedno tylko było pewne, między czwórką młodych ludzi i Marią nawiązała się nićprawdziwej przyjazni.Maria czuła się silna.Nie była już samotna, zyskała wnuczkę i chłopaka ozłotym sercu w osobie jej męża.I dowiedziała się czegoś, co podejrzewała od dawna:dzieci Wilhelma i Herdis stanowiły żywe przeciwieństwo rodziców!Przyszłość rysowała się w jasnych barwach.Tym silniejszy był cios.Całkowicie niepotrzebny.I taki podły.26BO%7łE NARODZENIEZwięta przebiegły wspaniale.Kira i Johannes promienieli radością.Niewielkiezamieszanie wprowadziła wizyta w kościele.Oboje nigdy nie byli w świątyni.Toznaczy Johannes był, dawno temu w dzieciństwie, ale i tak nic nie pamiętał.Kira nigdynie przekroczyła progu kościoła.Uczestniczyła jedynie w modlitwach żołnierzy przedbitwą, ale te odbywały się zawsze pod gołym niebem.Dlatego też od razu popełnili ogromny nietakt.Usiedli razem w ławce.Zgroza! Nie zauważyli, że mężczyzni siadali po jednej stronie nawy, kobiety podrugiej.Marii zaprowadziła oboje do chóru, gdzie znajdowały się wydzielone miejscadla szlachty.Tam też obowiązywał podział podług płci.Mads i Madelone ledwie powstrzymali się od śmiechu.Kościół wyglądał pięknie, jaśniał światłem świec, rozbrzmiewał dzwiękamiorganów.Okna pokryte były kolorowymi witrażami, a pod sklepieniem zwieszał sięmodel okrętu, dar wotywny od marynarzy, stanowiących większość miejscowychparafian.Kira jednak nie potrafiła ukryć rosnącej irytacji.Raz nawet wyszeptała słowasprzeciwu, ale Maria położyła ostrzegawczo dłoń na jej ramieniu.Po nabożeństwie Maria zaprowadziła młodych do krypt grobowych.Minęlikilka z nich, ozdobionych nazwiskami zmarłych zajmujących najwyższa pozycję whierarchii społecznej.Kira umiała już czytać duże litery, więc po kolei wymawiałanazwiska: Baner, de Graz, Wedur, von Kimberfalck.Zatrzymali się przed rodzinnym grobowcem von Kimberfalcków.- Tu spoczywają Frederik starszy i jego Christiane - szepnęła Maria.- I jeszcze mój Carl i jego brat, Bengt.- Ale nie mój ojciec - odrzekła cicho Kira.- Chciałabym złożyć mu tutaj kwiaty,kiedy przyjdzie lato.I mojej matce.Mogę?- Załatwimy to.Teraz wszystkim zapalimy po świeczce.Kościelny pomógłzapalić świece przed kratą, dodał dwie za rodziców Kiry.Krypta była obszerna,znacznie większa niż pozostałe, które stanowiły właściwie opatrzone herbem nisze wścianie.Herb Kimberfalcków przedstawiał głowę sokola.Wyjaśniono Kirze, że słowo Kimber pochodzi od wędrownego ludu, który miał swe korzenie w krainachpołożonych na południe od Morza Bałtyckiego.- Pozostałe rody wymarły lub wyniosły się z tych stron - wyjaśniła Maria -Tylko my zostaliśmy.Chodz, wracamy do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl