[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byÅ‚o czasu na przebranie siÄ™.ZÅ‚apaÅ‚a tylko grubyzimowy pÅ‚aszcz i narzuciÅ‚a go na siebie, a jedynymi butami, ja­kie wpadÅ‚y jej pod rÄ™kÄ™, byÅ‚y cienkie wyjÅ›ciowe pantofle.WpopÅ‚ochu wyszarpnęła z torebki klucz do domku Gisa i razemz planem wcisnęła go do obszernej kieszeni.DziÄ™ki Bogu, po­wtarzaÅ‚a sobie w duchu, że jest tak cicho.Matka myÅ›li pewnie,że Hektor robi swoje, i nie bÄ™dzie mu przeszkadzać.WyszÅ‚a na korytarz, nasÅ‚uchiwaÅ‚a przez chwilÄ™, a potem,z kijem w rÄ™ku, ruszyÅ‚a w dół po schodach.SzÅ‚a na palcach,lecz nie dość cicho.Matka musiaÅ‚a siedzieć w salonie i na­sÅ‚uchiwać, gdyż uchyliÅ‚a drzwi, zapuszczajÄ…c ciekawe spojrze­nie w gÅ‚Ä…b holu, by ujrzeć.nie swego przyszÅ‚ego ziÄ™cia, leczcórkÄ™, skradajÄ…cÄ… siÄ™ z kijem w jednej rÄ™ce i kluczem w drugiej. Thea spieszyÅ‚a przez hol ku drzwiom wyjÅ›ciowym, pragnÄ…ctylko jednego -jak najszybciej dotrzeć do Gisa, by znalezć tambezpieczeÅ„stwo, a może i miÅ‚ość.UsÅ‚yszaÅ‚a, jak lady Edith, otrzÄ…snÄ…wszy siÄ™ z chwilowegoszoku, goni za niÄ….OdwróciÅ‚a siÄ™ bÅ‚yskawicznie i bojowo unios­Å‚a kij.- Zostaw mnie albo zrobiÄ™ ci to samo, co zrobiÅ‚am Hekto­rowi, nie baczÄ…c na konsekwencje - oznajmiÅ‚a nieswoim gÅ‚o­sem.W tej samej sekundzie zdaÅ‚a sobie sprawÄ™ ze strasznej wy­mowy wÅ‚asnych słów i ciężki kij w jej rÄ™ku zadrżaÅ‚ lekko.- JakmogÅ‚aÅ› to zrobić, mamo, jak mogÅ‚aÅ›? - wykrzyknęła Å‚amiÄ…cymsiÄ™ gÅ‚osem.- Swojemu wÅ‚asnemu dziecku!- Ty gÅ‚upia! - wycedziÅ‚a lady Edith przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by.- Nic nie rozumiesz, nic! ChciaÅ‚am ciÄ™ wyswatać z durniem,którego mogÅ‚ybyÅ›my sobie wspólnie owinąć wokół palca, któ­rego można by trzymać w szachu siÅ‚Ä… pieniÄ™dzy, a ty nosiÅ‚abyÅ›dumny książęcy tytuÅ‚.- Po co? - jÄ™knęła Thea, ale czujnie odskoczyÅ‚a w tyÅ‚, wi­dzÄ…c, że matka niepostrzeżenie zbliża siÄ™ ku niej, liczÄ…c, że cór­ka nie oÅ›mieli siÄ™ zÅ‚amać nakazu posÅ‚uszeÅ„stwa.TymczasemThea uniosÅ‚a swÄ… broÅ„ ostrzegawczym gestem.- Uważaj, mat­ko, bo ja nie żartujÄ™.i radzÄ™, byÅ› pamiÄ™taÅ‚a, kto nauczyÅ‚ mnie,jaki użytek można zrobić z kija do zasÅ‚on! ZresztÄ… lepiej by by­Å‚o, żebyÅ› poszÅ‚a na górÄ™ i ratowaÅ‚a Hektora.Nie jestem pewna,czy go nie zabiÅ‚am.Lady Edith, pomimo caÅ‚ej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci, potrafiÅ‚a uznać siÄ™ zapokonanÄ… i pojąć, że już nic nie zwojuje z tÄ…, jak dotÄ…d sÄ…dziÅ‚a,pokornÄ… i wystraszonÄ… dziewczynÄ….- DokÄ…d ci tak spieszno w ziÄ…b i w ulewÄ™? - kpiÅ‚a bezsilnie.- Do kochasia? Na Soho, pod latarniÄ™? A może. Thea już jej nie sÅ‚uchaÅ‚a.- Jeżeli nie chcesz mieć trupa w domu, a potem policjii skandalu, lepiej posÅ‚uchaj mnie i idz na górÄ™ ratować Hektora.- Z uÅ›miechem uniosÅ‚a w górÄ™ rÄ™kÄ™ z kluczem.- Ach, byÅ‚abymzapomniaÅ‚a, zamknęłam drzwi do swojego pokoju.A teraz, ma­musiu, żegnaj! - zawoÅ‚aÅ‚a i wybiegÅ‚a pÄ™dem na podjazd, zosta­wiajÄ…c z tyÅ‚u sapiÄ…cÄ… lady Edith.Zamachnęła siÄ™ i wielkim Å‚u­kiem cisnęła klucz do ogrodu, krzyczÄ…c: - Zanim zaczniesz ra­tować Hektora, poszukaj klucza!Teraz już, nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™, pobiegÅ‚a do zaparkowanego poddomem kabrioletu Dashwooda, który jak wierny rumak czekaÅ‚na swego nieprzytomnego pana.Lady Edith przystanęła, przerywajÄ…c pogoÅ„, porażona myÅ›lÄ…o trupie w sypialni i niewyobrażalnymi rozmiarami skandalu,do jakiego mogÅ‚o dojść.Z rozpaczliwym okrzykiem rzuciÅ‚a siÄ™na kolana na mokrÄ… trawÄ™ i grzebiÄ…c w ciemnoÅ›ciach, zaczęłaszukać klucza.TargaÅ‚y niÄ… wÅ›ciekÅ‚e spazmy, a oddech staÅ‚ siÄ™krótki, astmatyczny.Wszystkie, tak starannie opracowane planylegÅ‚y w gruzach.PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ tylko raz, kiedy silnik wozuożyÅ‚ i cylindry zagraÅ‚y z rykiem.Nie miaÅ‚a pojÄ™cia, że stary Ba­tes zdoÅ‚aÅ‚ nauczyć TheÄ™ trudnej sztuki uruchamiania automobilui kierowania pojazdem.PoÅ‚yskujÄ…cy mokrym chromem kabrio­let ruszyÅ‚ z miejsca i objechaÅ‚ podjazd, omiatajÄ…c snopem Å›wiat­Å‚a reflektorów skulonÄ… postać na trawniku, a potem z wizgiemopon wystrzeliÅ‚ przez otwartÄ… bramÄ™, kierowany niepewnÄ… rÄ™kÄ…roztrzÄ™sionej nowicjuszki.Lodowate strumienie deszczu zaci­naÅ‚y pod otwartÄ… z boków kabinÄ™ i pÅ‚aszcz Thei szybko nasiÄ…kÅ‚wodÄ….Nie czuÅ‚a zimna.W napiÄ™ciu wpatrujÄ…c siÄ™ w ciemność,zaciskajÄ…c dÅ‚onie kurczowo na kierownicy, pÄ™dziÅ‚a do BartonDene, do Gisa Havillanda, jak do zbawienia. ROZDZIAA DZIEWITYGis poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ bardzo pózno i nie mógÅ‚ zasnąć.Zagadnieniaaerodynamiki nowego modelu samolotu, nad którymi gÅ‚owiÅ‚ siÄ™przez caÅ‚y dzieÅ„, wciąż nie dawaÅ‚y mu spokoju.Wreszcie z wes­tchnieniem podniósÅ‚ siÄ™ i zapaliÅ‚ naftowÄ… lampÄ™, jako że w dom­ku nie byÅ‚o elektrycznoÅ›ci.Na dworze szalaÅ‚ wiatr, a deszczwÅ›ciekle waliÅ‚ o szyby, szarpiÄ…c zasuwanymi oknami.Już od ponad tygodnia mieszkaÅ‚ w Barton Dene.PrzybyÅ‚ tu,gdy przekonaÅ‚ siÄ™, że Dunstanowie wyjechali z Hampstead.Po­jechaÅ‚ do Oxfordu, pod ich dom.Tam, zaparkowawszy samo­chód za drzewem, przez kilka godzin dyskretnie przechadzaÅ‚ siÄ™po drugiej stronie ulicy.Obserwacja upewniÅ‚a go, że przynaj­mniej Thea i lady Dunstan muszÄ… być w domu, nie stwierdziÅ‚natomiast obecnoÅ›ci profesora.Zapewne, jak wspominaÅ‚a Thea,profesor jeszcze przed wyjazdem rodziny z Hampstead musiaÅ‚udać siÄ™ do Paryża.Gisowi, jako studentowi, w myÅ›l przepisównie wolno byÅ‚o w czasie wakacji przebywać na terenie uniwer­syteckim, ale miaÅ‚ nadziejÄ™, że nikt go nie zauważyÅ‚.JadÄ…c powoli z powrotem do Barton Dene, czuÅ‚ siÄ™ zawie­dziony.Nie mógÅ‚ zobaczyć Thei, a jednoczeÅ›nie wiedziaÅ‚, żejest tak blisko.PozostaÅ‚o mu tylko cierpliwie czekać i liczyć, żedziewczyna znajdzie sposób, by dotrzeć do jego domku.Po namyÅ›le wybraÅ‚ z półki jednÄ… z powieÅ›ci, zostawionych tu jeszcze przez poprzedniego wÅ‚aÅ›ciciela.Nazwisko EdgaraWallace'a gwarantowaÅ‚o dobrÄ… prozÄ™.Niestety, nawet wartkaakcja i ciekawa intryga nie byÅ‚y w stanie zająć choć przez chwi­lÄ™ jego umysÅ‚u.Zdesperowany odÅ‚ożyÅ‚ książkÄ™ i już miaÅ‚ zgasićlampÄ™, gdy nagle usÅ‚yszaÅ‚ gwaÅ‚towne Å‚omotanie do drzwi wej­Å›ciowych.Zdumiony zerknÄ…Å‚ na zegarek.ByÅ‚o wpół do czwartej nadranem i taka pogoda, że nie wygoniÅ‚by na dwór przysÅ‚owiowe­go psa.Czyżby jednak Thea? Na tÄ™ myÅ›l wyskoczyÅ‚ z łóżka,narzuciÅ‚ na siebie szlafrok i z lampÄ… w rÄ™ku zbiegÅ‚ na dół.KiedyotworzyÅ‚ drzwi, Thea, z okrzykiem ulgi, dosÅ‚ownie wpadÅ‚a naniego.W rÄ™ku trzymaÅ‚a klucz, z którego wÅ‚aÅ›nie zamierzaÅ‚a zro­bić użytek.Gis odstawiÅ‚ lampÄ™ i wciÄ…gnÄ…Å‚ przemokniÄ™tÄ… dziewczynÄ™ dosaloniku, gdyż w jego skromnej siedzibie nie byÅ‚o holu.DrżaÅ‚ajak liść, nie wiadomo, czy z zimna, czy z przerażenia.Przekli­najÄ…c pod nosem, posadziÅ‚ jÄ… na kanapie przed kominkiemi szybko pobiegÅ‚, by zamknąć frontowe drzwi.- Thea! - ChwyciÅ‚ jÄ… za ramiona i potrzÄ…snÄ…Å‚.OtworzyÅ‚aoczy i spojrzaÅ‚a na niego, lecz ciężkie powieki opadÅ‚y z powro­tem.UznaÅ‚, że musiaÅ‚a przeżyć gÅ‚Ä™boki szok.OkryÅ‚ jÄ… kocemi szybko zakrzÄ…tnÄ…Å‚ siÄ™ koÅ‚o wygasÅ‚ego kominka, rozpalajÄ…c gona nowo i nie żaÅ‚ujÄ…c wÄ™gla.Dziewczyna przede wszystkim po­trzebowaÅ‚a suchych rzeczy, a potem gorÄ…cej herbaty i ciepÅ‚egołóżka.Na wyjaÅ›nienia przyjdzie czas pózniej.MusiaÅ‚ powstrzy­mać swojÄ… ciekawość.- Thea - powtórzyÅ‚ jeszcze raz - czy masz coÅ› ze sobÄ…, ja­kÄ…Å› torbÄ™, rzeczy do przebrania?PokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ… i bezgÅ‚oÅ›nie poruszyÅ‚a wargami.Wreszcie,z wielkim wysiÅ‚kiem, udaÅ‚o siÄ™ jej wykrztusić: 177- Nic.- odchrzÄ…knęła - przywiozÅ‚am tylko siebie.Och,Gis, nawet nie wiesz, jak siÄ™ cieszÄ™, że ciÄ™ tu zastaÅ‚am.ZnówczujÄ™ siÄ™ bezpieczna.- MówiÄ…c to gwaÅ‚townym ruchem przy­lgnęła do niego.OgarnÄ…Å‚ jÄ… mocno ramionami, nie zważajÄ…c namokry pÅ‚aszcz, który nadal jÄ… okrywaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl