[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobił krok naprzód, chwycił sznur, którym związano mi dłonie, i pociągnął moc-no, aż się potknęłam.Nie miałam wyboru, choć za sobą usłyszałam histeryczny szloch Jewel.SR- Nie możesz jej tu zostawić! Czy nie ma w tobie odrobiny uczucia? - zmusiłam siędo błagania.- Proszę!- Ona mnie nie obchodzi.Posuwał się teraz wielkimi krokami, a ja dostałam zadyszki, próbując go dogonić.Pociągnęłam za sznur, ale potknęłam się ponownie.- Musisz coś dla niej zrobić! Nawet jeśli cię nie obchodzi, że jest białą kobietą, jestkobietą! Co oni z nią zrobią?- Posłuchaj teraz uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać! - Zatrzymał się gwał-townie, więc wpadłam na niego, a on uchwycił mnie niechętnie w pasie.Był zły i z trudem panował nad ochrypłym głosem.- Słuchaj.- powtórzył przez zaciśnięte zęby.- To nie jest SD, a ty nie jesteś tutajszefem, więc przestań wydawać mi rozkazy.Wiesz, co jest dla ciebie najlepsze, zatembądz posłuszna.I żadnego marudzenia.Co ty sobie, u diabła, wyobrażasz? - Wpadł wtaką złość, że aż mną potrząsnął.- Myślisz, że wystarczy im powiedzieć, iż jesteś kobietąTodda Shannona, a oni zaczną się kłaniać?- Kiedy Todd dowie się, gdzie jestem, ogniem wykurzy każdego Apacza z tego te-rytorium! - Byłam równie wściekła jak on, ale moja złość rozbawiła go tylko.- A w jaki sposób Shannon lub ktokolwiek inny dowie się, gdzie jesteś? Moi przy-jaciele nie zostawiają śladów jak biali ludzie.Pewnie przypuszcza, że już nie żyjesz, za-kopana, gdzie nikt cię nie znajdzie.Albo że cię sprzedano do Meksyku, gdzie za pięknąbiałą kobietę można dostać nawet pięćdziesiąt pesos.Na dzwięk jego słów krew odpłynęła mi z twarzy.Czy to dlatego Indianie zadalisobie tyle trudu, aby nas tu sprowadzić? Czy to miał na myśli ten drugi człowiek, mó-wiąc że mają tu coś więcej niż srebro?Przeraziłam się na dobre.Lucas Cord w milczeniu pociągnął mnie za sobą.Byłjednym z comancheros.Dlaczego mnie kupił?Zostawiliśmy za sobą światła ognisk i zbliżyliśmy się do drzew.Pomyślałam onajgorszym.Instynktownie próbowałam się wyrwać, a mój nagły ruch zaskoczył go.Trzymał mnie mocno za ramię i kiedy przekręciłam się, usłyszałam trzask pękającegorękawa.Rzuciłam się do ucieczki, ale potknęłam się o wystający korzeń.Upadłam.SRBył to najgorszy moment od czasu tego wspaniałego poranka, kiedy radośnie opu-ściłam dom i udałam się na samotną przejażdżkę.Leżałam na ziemi, czując ból wewszystkich kościach i po raz pierwszy w życiu wybuchnęłam płaczem.Nie mogłam powstrzymać łez.Pochylił się nade mną i chwycił mnie za ramię.Nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu.Byłam pewna, że już nigdy sięnie podniosę.- Na miłość boską, co się z tobą dzieje? - zniecierpliwił się.- Ruszaj!Zcisnął mi ramię i pociągnął brutalnie do góry.Poczułam przerazliwy ból w kostcei krzyknęłam rozpaczliwie.Zaklął cicho i brutalnie.Chwycił mnie w ramiona i zaczął mnie nieść.Nic nie mo-głam zrobić.Dotarliśmy do prowizorycznego szałasu z gałęzi i skór.Nie był lepszy od zwykłejprzybudówki; w środku leżało kilka koców.Najwyrazniej Lucas Cord i jego comanche-ros dzielili tę maleńką przestrzeń, w której siodła służyły za poduszki.Położył mnie na kocach.- I po co próbowałaś tej głupiej sztuczki? - mruknął, kucając obok - Jak dalekomiałaś zamiar uciec?Obojętnym ruchem podniósł brzeg mojej sukni i ściągnął mokasyn z mojej lewejstopy.- Dość tego! Co.Próbowałam podnieść się na łokciu, zapominając, że nadal mam związane ręce.Opadłam bezradnie na plecy.W mrocznym świetle wyglądał niemal złowieszczo, choćprzemawiał bezosobowym tonem, delikatnie badając palcami moją spuchniętą kostkę.- Nie ruszaj się.Leczyłem kiedyś konie.Chyba nie jest złamana.- Sprawia ci to przyjemność? - syknęłam z bólu, kiedy wzmocnił uścisk.To niedorzeczne, ale miałam ochotę zanieść się szlochem.Próbowałam pokonaćwłasną słabość, ale sapnęłam płaczliwie, a on spojrzał na mnie uważnie.- Boli czy jesteś po prostu zła?Rwało mnie w kostce, ale nie dałam tego po sobie poznać.Niech nie myśli, że bła-gam go o litość!SRZacisnęłam usta i obróciłam głowę.Nie mogłam pozwolić, by usłyszał mój jęk.Nie piszczałam, nie szlochałam, nie płaszczyłam się przed nim.Bez względu na to, corobił.Poluzował drugi mokasyn i uwolnił moją stopę.Zastanawiałam się, jaki będzie je-go kolejny krok, ale nie odwróciłam głowy.- Zdaje mi się, że zbyt długo spacerowałaś - zakpił, a ja znienawidziłam go za tęuwagę.- Zaczekaj.Zaraz wracam.Podniósł się szybko z lekkością zwierzęcia i popatrzył na mnie przez chwilę.Uda-wałam, że mam zamknięte oczy i nie odezwałam się ani słowem.Przez rzęsy dostrze-głam, że wzrusza ramionami i odchodzi w milczeniu.Powiedział zaczekaj", jakbym mogła się gdziekolwiek ruszyć.Być może oczeki-wał, że spróbuję ucieczki.- Dokąd? W krzaki?Ogarnęło mnie zmęczenie; zapadłam w drzemkę, a może zemdlałam.Byłam zbytwyczerpana, by myśleć.Kiedy otworzyłam oczy, obok płonęło małe ognisko.W stopie odczuwałam pieką-cy ból.Musiałam się niechcący poruszyć, bo matowy, zniecierpliwiony głos Lucasa Cordakazał mi leżeć bez ruchu.Byłam wycieńczona, z głodu i pragnienia dostałam zawrotówgłowy.Obudził mnie zapach gotowanej strawy.Czy zamierzał mnie torturować? Paskami materiału zerwanymi z mojej halki ob-wiązywał mi stopę i zranioną kostkę; zwinnie i w milczeniu.Kiedy odrywał kolejnyskrawek, zdobyłam się jedynie na ciężkie westchnienie.Wyprostował się i spojrzał na mnie beznamiętnie.W blasku ognia dostrzegłam zło-te refleksy na jego szczeciniastym zaroście.Podszedł do ogniska i przyniósł stamtąd pękate naczynie.- Pomyślałem, że może jesteś głodna.- Zerknął na mnie, a kąciki ust zadrżały muw lekkim uśmiechu.- Nie obawiaj się, to nie mięso końskie ani psie, tylko dziczyzna.Dziś rano upolowałem jelenia.- Psie mięso! - Spojrzałam na niego z przerażeniem, a on rozbawiony potrząsnąłgłową.SR- Nie wiedziałaś? To prawdziwy przysmak.Ale twój żołądek musi się do niegoprzyzwyczaić.Uprzednie zniecierpliwienie ustąpiło miejsca uprzejmości, ale nadal mu nie ufałam.Zauważyłam jednak, że rozwiązał mi ręce.- Lepiej oprzyj się o to siodło; łatwiej będzie ci jeść.Zanim zdołałam się poruszyć, pochylił się nade mną i podciągnął do góry.Zza siodła wyciągnął obitą menażkę, do połowy wypełnioną zimną wodą.Umiera-jąc z pragnienia, już miałam zamiar wypić ją jednym haustem, lecz ostrzegł mnie, by napoczątku pociągnąć kilka małych łyków i zwilżyć gardło.- Jeśli wypijesz za dużo, dostaniesz takich boleści, że nie tkniesz jedzenia.Była to najsmaczniejsza potrawa, jaką kiedykolwiek jadłam, choć nie ośmieliłamsię zapytać, co zawierała oprócz dziczyzny.Oczywiście w tym momencie zjadłabymwszystko - po przymieraniu głodem i wielomilowej wędrówce w prażącym słońcu! Niemiałam pojęcia, jak udało mi się przetrwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zrobił krok naprzód, chwycił sznur, którym związano mi dłonie, i pociągnął moc-no, aż się potknęłam.Nie miałam wyboru, choć za sobą usłyszałam histeryczny szloch Jewel.SR- Nie możesz jej tu zostawić! Czy nie ma w tobie odrobiny uczucia? - zmusiłam siędo błagania.- Proszę!- Ona mnie nie obchodzi.Posuwał się teraz wielkimi krokami, a ja dostałam zadyszki, próbując go dogonić.Pociągnęłam za sznur, ale potknęłam się ponownie.- Musisz coś dla niej zrobić! Nawet jeśli cię nie obchodzi, że jest białą kobietą, jestkobietą! Co oni z nią zrobią?- Posłuchaj teraz uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać! - Zatrzymał się gwał-townie, więc wpadłam na niego, a on uchwycił mnie niechętnie w pasie.Był zły i z trudem panował nad ochrypłym głosem.- Słuchaj.- powtórzył przez zaciśnięte zęby.- To nie jest SD, a ty nie jesteś tutajszefem, więc przestań wydawać mi rozkazy.Wiesz, co jest dla ciebie najlepsze, zatembądz posłuszna.I żadnego marudzenia.Co ty sobie, u diabła, wyobrażasz? - Wpadł wtaką złość, że aż mną potrząsnął.- Myślisz, że wystarczy im powiedzieć, iż jesteś kobietąTodda Shannona, a oni zaczną się kłaniać?- Kiedy Todd dowie się, gdzie jestem, ogniem wykurzy każdego Apacza z tego te-rytorium! - Byłam równie wściekła jak on, ale moja złość rozbawiła go tylko.- A w jaki sposób Shannon lub ktokolwiek inny dowie się, gdzie jesteś? Moi przy-jaciele nie zostawiają śladów jak biali ludzie.Pewnie przypuszcza, że już nie żyjesz, za-kopana, gdzie nikt cię nie znajdzie.Albo że cię sprzedano do Meksyku, gdzie za pięknąbiałą kobietę można dostać nawet pięćdziesiąt pesos.Na dzwięk jego słów krew odpłynęła mi z twarzy.Czy to dlatego Indianie zadalisobie tyle trudu, aby nas tu sprowadzić? Czy to miał na myśli ten drugi człowiek, mó-wiąc że mają tu coś więcej niż srebro?Przeraziłam się na dobre.Lucas Cord w milczeniu pociągnął mnie za sobą.Byłjednym z comancheros.Dlaczego mnie kupił?Zostawiliśmy za sobą światła ognisk i zbliżyliśmy się do drzew.Pomyślałam onajgorszym.Instynktownie próbowałam się wyrwać, a mój nagły ruch zaskoczył go.Trzymał mnie mocno za ramię i kiedy przekręciłam się, usłyszałam trzask pękającegorękawa.Rzuciłam się do ucieczki, ale potknęłam się o wystający korzeń.Upadłam.SRBył to najgorszy moment od czasu tego wspaniałego poranka, kiedy radośnie opu-ściłam dom i udałam się na samotną przejażdżkę.Leżałam na ziemi, czując ból wewszystkich kościach i po raz pierwszy w życiu wybuchnęłam płaczem.Nie mogłam powstrzymać łez.Pochylił się nade mną i chwycił mnie za ramię.Nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu.Byłam pewna, że już nigdy sięnie podniosę.- Na miłość boską, co się z tobą dzieje? - zniecierpliwił się.- Ruszaj!Zcisnął mi ramię i pociągnął brutalnie do góry.Poczułam przerazliwy ból w kostcei krzyknęłam rozpaczliwie.Zaklął cicho i brutalnie.Chwycił mnie w ramiona i zaczął mnie nieść.Nic nie mo-głam zrobić.Dotarliśmy do prowizorycznego szałasu z gałęzi i skór.Nie był lepszy od zwykłejprzybudówki; w środku leżało kilka koców.Najwyrazniej Lucas Cord i jego comanche-ros dzielili tę maleńką przestrzeń, w której siodła służyły za poduszki.Położył mnie na kocach.- I po co próbowałaś tej głupiej sztuczki? - mruknął, kucając obok - Jak dalekomiałaś zamiar uciec?Obojętnym ruchem podniósł brzeg mojej sukni i ściągnął mokasyn z mojej lewejstopy.- Dość tego! Co.Próbowałam podnieść się na łokciu, zapominając, że nadal mam związane ręce.Opadłam bezradnie na plecy.W mrocznym świetle wyglądał niemal złowieszczo, choćprzemawiał bezosobowym tonem, delikatnie badając palcami moją spuchniętą kostkę.- Nie ruszaj się.Leczyłem kiedyś konie.Chyba nie jest złamana.- Sprawia ci to przyjemność? - syknęłam z bólu, kiedy wzmocnił uścisk.To niedorzeczne, ale miałam ochotę zanieść się szlochem.Próbowałam pokonaćwłasną słabość, ale sapnęłam płaczliwie, a on spojrzał na mnie uważnie.- Boli czy jesteś po prostu zła?Rwało mnie w kostce, ale nie dałam tego po sobie poznać.Niech nie myśli, że bła-gam go o litość!SRZacisnęłam usta i obróciłam głowę.Nie mogłam pozwolić, by usłyszał mój jęk.Nie piszczałam, nie szlochałam, nie płaszczyłam się przed nim.Bez względu na to, corobił.Poluzował drugi mokasyn i uwolnił moją stopę.Zastanawiałam się, jaki będzie je-go kolejny krok, ale nie odwróciłam głowy.- Zdaje mi się, że zbyt długo spacerowałaś - zakpił, a ja znienawidziłam go za tęuwagę.- Zaczekaj.Zaraz wracam.Podniósł się szybko z lekkością zwierzęcia i popatrzył na mnie przez chwilę.Uda-wałam, że mam zamknięte oczy i nie odezwałam się ani słowem.Przez rzęsy dostrze-głam, że wzrusza ramionami i odchodzi w milczeniu.Powiedział zaczekaj", jakbym mogła się gdziekolwiek ruszyć.Być może oczeki-wał, że spróbuję ucieczki.- Dokąd? W krzaki?Ogarnęło mnie zmęczenie; zapadłam w drzemkę, a może zemdlałam.Byłam zbytwyczerpana, by myśleć.Kiedy otworzyłam oczy, obok płonęło małe ognisko.W stopie odczuwałam pieką-cy ból.Musiałam się niechcący poruszyć, bo matowy, zniecierpliwiony głos Lucasa Cordakazał mi leżeć bez ruchu.Byłam wycieńczona, z głodu i pragnienia dostałam zawrotówgłowy.Obudził mnie zapach gotowanej strawy.Czy zamierzał mnie torturować? Paskami materiału zerwanymi z mojej halki ob-wiązywał mi stopę i zranioną kostkę; zwinnie i w milczeniu.Kiedy odrywał kolejnyskrawek, zdobyłam się jedynie na ciężkie westchnienie.Wyprostował się i spojrzał na mnie beznamiętnie.W blasku ognia dostrzegłam zło-te refleksy na jego szczeciniastym zaroście.Podszedł do ogniska i przyniósł stamtąd pękate naczynie.- Pomyślałem, że może jesteś głodna.- Zerknął na mnie, a kąciki ust zadrżały muw lekkim uśmiechu.- Nie obawiaj się, to nie mięso końskie ani psie, tylko dziczyzna.Dziś rano upolowałem jelenia.- Psie mięso! - Spojrzałam na niego z przerażeniem, a on rozbawiony potrząsnąłgłową.SR- Nie wiedziałaś? To prawdziwy przysmak.Ale twój żołądek musi się do niegoprzyzwyczaić.Uprzednie zniecierpliwienie ustąpiło miejsca uprzejmości, ale nadal mu nie ufałam.Zauważyłam jednak, że rozwiązał mi ręce.- Lepiej oprzyj się o to siodło; łatwiej będzie ci jeść.Zanim zdołałam się poruszyć, pochylił się nade mną i podciągnął do góry.Zza siodła wyciągnął obitą menażkę, do połowy wypełnioną zimną wodą.Umiera-jąc z pragnienia, już miałam zamiar wypić ją jednym haustem, lecz ostrzegł mnie, by napoczątku pociągnąć kilka małych łyków i zwilżyć gardło.- Jeśli wypijesz za dużo, dostaniesz takich boleści, że nie tkniesz jedzenia.Była to najsmaczniejsza potrawa, jaką kiedykolwiek jadłam, choć nie ośmieliłamsię zapytać, co zawierała oprócz dziczyzny.Oczywiście w tym momencie zjadłabymwszystko - po przymieraniu głodem i wielomilowej wędrówce w prażącym słońcu! Niemiałam pojęcia, jak udało mi się przetrwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]