[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wietnamskie świnki mają niezwykle wyczulony węch.Nie można przed nimi nic ukryć.Spojrzała przez ramię.Iggy patrzyła na nią z nadzieją.- Skończyły się.Słowo honoru.- Lauren - głos Ryana stał się bardziej intymny.Zwróciłaku niemu twarz.Zielone oczy z miniaturowymi ognikamiprzyglądały się jej uważnie.- Twoje włosy wyglądają bosko.- Wyciągnął dłoń, abyich dotknąć.Przesunął palcami po delikatnych kosmykach.-Dlaczego nigdy nie nosisz ich w ten sposób?- Zawsze upinam je do góry, w przeciwnym raziemężczyzni nie traktują mnie poważnie - uniknęła powiedzeniamu prawdy.- Skąd wiesz, jeżeli nigdy ich nie rozpuszczasz? Laurenwzruszyła ramionami.Ryana trudno było wprowadzić w błąd.- Ja traktuję cię poważnie.Przechylił się ku niej, jedną rękę trzymając na kierownicy,drugą na oparciu jej siedzenia, jak gdyby walczył z pokusą,aby dotknąć jej ciała.Pocałował ją szybko.Jedenniezadowalający pocałunek.Boże, pomóż mi.Opanowujące ją podniecenie musiałouwidocznić się na jej twarzy.Ryan uśmiechnął się.Chciała się odsunąć.Nawet tak uczyniła, ale jego usta pożądliwie wtopiłysię w nią.Z przekrzywioną głową oczekiwał odpowiedzi.Powiedziała sobie, że musi się powstrzymać, lecz wypełniłją narastający ogień, kiedy jego język - zwinny i natarczywy -wędrował pomiędzy jej wargami.Zakręciło się jej w głowie,kiedy poczuła, jak szybko bije jej serce.Zanim zdążyłapowiedzieć sobie  nie", jej palce przeczesywały już jegowilgotne, falujące włosy.Oplótłszy drugim ramieniem jegoszyję, pocałowała go długo i namiętnie.Odsunął na chwilę twarz.- Nie zmuszam cię, prawda?- Nnnie - wyjąkała zahipnotyzowana jego wzrokiem izaskoczona budzącą się w niej grozną namiętnością,odbierającą jej zdolność do obrony.- Nie chciałam, żeby to wtedy tak zabrzmiało.Nie znałamcię.Bałam się ciebie.- Nadal się boisz? - pochylił głowę; z pewnościązamierzał pocałować ją znowu.- Nie - odpowiedziała szczerze, chociaż w pewnymstopniu nadal napawał ją niepokojem.Mimo dobroci, jakąokazał Irkowi, Ryana otaczała intrygująca aura tajemniczości.Jego upór podczas licytacji i naleganie na to, aby zostaliwspólnikami, były dla niej ostrzeżeniem.Nieustępliwyczłowiek, zawsze będzie dążył do postawienia na swoim.Szybkim ruchem ramiona Ryana okręciły się wokółLauren.Przycisnął ją aż do utraty tchu, a wargi ich zwarły sięw gorącym pocałunku.Wtargnęła w jego usta, szukającjęzyka.Z trudem łapiąc oddech czuła, jak krew szaleńczopulsuje jej w skroniach.Przeszył ją dreszcz emocji, kiedy jegodłoń dotknęła jej nagiego ciała.Nie miała pojęcia, kiedy i wjaki sposób dostał się pod jej ściągnięty pasem sweter.Doświadczenie.Bez wątpienia Ryan był ekspertem wstosunkach z kobietami. Chciała powiedzieć mu, aby przestał, lecz słowa nienadchodziły.Czując podświadomie niecierpliwość swoichpocałunków i rosnący pomiędzy udami żar, z radościąpowitała dotyk jego dłoni.Zsunąwszy koronki z jej piersi, poczuł pod dłonią prężącąsię brodawkę.Przesunął po niej miękką poduszką kciuka.Chociaż powiedziała sobie, że ma tego nie robić, wydała zsiebie głośne westchnienie.- Wiesz co.wspólniku?Nie mogąc zawierzyć swojemu głosowi, potrząsnęłaprzecząco głową.- Jestem dokładnie w twoim typie.Z podążającym za nią Irkiem, Vora wyszła z restauracji naulicę prowadzącymi w górę schodami.Po wyjściu Ryana iLauren musieli jeszcze chwilę zaczekać, aż obsługujący ichkelner przyjmie zapłatę, był bowiem właśnie zajętydyrygowaniem odurzonym winem towarzystwem, któreusiłowało wraz z nim sprawić wrażenie, że znają melodięprzeboju  That's Amore".Bez powodzenia.Vora odrzuciła pokusę, aby zaproponować Irkowizapłacenie rachunku.Mogło to jeszcze bardziej pogorszyćsytuację.Przesiedziała cały wieczór przy stoliku z sercembijącym tak, że wydawało się, iż za chwilę wyskoczy jej zpiersi.Opanowało ją przygnębiające, nieomal powalające znóg uczucie.Cóż najlepszego uczyniła? Dałaby wszystko,gdyby tylko można było cofnąć czas.Jak zdoła muwytłumaczyć?Kiedy znalezli się na zewnątrz, powitała ichniewyobrażalnie mlecznobiała mgła.Jak u SherlockaHolmesa.Z pewnością trochę to potrwa, zanim Lauren i Ryanzjawią się tutaj.Jego samochód stał zaparkowany w znacznejodległości. - Irek - Vora dotknęła jego ramienia.Bez wątpienia Irekoczekiwał, że samochód Ryana będzie stał przy krawężniku,gotowy, aby go wybawić.- Chciałabym wyjaśnić ci, że tamtejnocy ja.- Skłamałaś!Zmroziło ją lodowate spojrzenie oczu, które zapamiętałajako gorące i kochające.- Nie powiedziałam ci, jak się naprawdę nazywam, bodama nie chodzi.nie może.nie powinna pojawiać się wtakich miejscach.Myślałam.- głos Vory ucichł zupełnie.Wporównaniu z miejscami, w których bywał Irek, iokropnościami, których doświadczył, ryzyko odwiedzeniakabaretu było niczym.- Wyszłaś - żadnego pożegnania.Odwróciwszy się, Irekpatrzył w górę ulicy, mimo że mgła sprawiała, iż moglidostrzec jedynie własne nosy.Irek nienawidził jej.Nie mogła go za to winić.Jak ty byśsię czuła, gdyby ktoś zataił swoje prawdziwe imię,wykorzystał twoje ciało i wyszedł bez słowa przed nastaniemświtu?- Irek, spójrz na mnie.proszę cię.Kiedy niechętnie odwrócił się do niej, powiedziała:-  Przepraszam" nawet w najmniejszym stopniu niewyjaśnia, jak głęboko żałuję, że cię okłamałam i opuściłambez pożegnania.Dzisiaj wieczorem miałam zamiar przyjść ipowiedzieć ci prawdę.- Vora przysunęła się do niego.-Rozumiesz?- Tak.- Wyraz jego twarzy powiedział jej, że jest już zapózno.O wiele za pózno.- Ty nie lubisz - uderzył się w piersi.- Ja niedobry.- Mylisz się.Bardzo cię lubię.Cóż mogła znaczyć opinia jakiejś samotnej kobiety dlakogoś, kto przeszedł przez piekło? Z pewnością spędzona przez nich wspólnie noc miała dla niego duże znaczenie.Gdyby mu teraz powiedziała prawdę o sobie, pogardziłby niąna pewno.Nie dążyła do niczego innego, jak tylko dozaspokojenia swoich egoistycznych interesów.Irek - wcieleniemoralności - był dla niej sumieniem ludzkości.Człowiekiemw każdym calu.- Irek.%7łal ścisnął jej gardło.Z trudem łapiąc oddech, wykrztusiłapo chwili:- Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ty.Kiedyopowiedziałeś nam dziś o swoim życiu, zrozumiałam, żenigdy nie będę ciebie warta.Człowiek taki jak ty, z odwagą italentem, pojawia się tylko raz w życiu.Kobiety takie jak jamożna spotkać wszędzie.Zasługujesz na lepszy los.Irek zmroził ją spojrzeniem.Sięgnąwszy do kieszenispodni, które zapewne kupił na wyprzedaży rzeczyużywanych, wydobył stamtąd garść jednofuntowychbanknotów i cisnął nimi w Vorę.- Nie kupisz Irka.Zamknęła na chwilę oczy, starając się opanowaćnapływające gorącym strumieniem łzy.- Nie chciałam cię kupić ani cię rozgniewać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl